Serce bije jak szalone. Ręce mi się pocą, a źrenice rozszerzają. W brzuchu latają motylki. Zupełnie jak przed pierwszą randką. Nic dziwnego – w końcu będzie to spotkanie z pełną namiętności włoską diwą, a takie rendez-vous nie zdarza się na co dzień.
Podejrzewam, że ona mnie nawet nie pamięta, a spotkaliśmy się już raz. Ma wielu wielbicieli... Rok temu na salonie samochodowym w Genewie ujrzałem ją z daleka i poczułem, że się zakochuję. Nieśmiało się zbliżyłem, by móc lepiej podziwiać elegancję, zmysłowe proporcje, harmonię linii, perfekcję. Teraz nareszcie będę mógł ją poznać osobiście.Spotkanie z prawdziwą włoską diwą
Jest jeszcze wcześnie. Niepozorna brama manufaktury Pagani, mieszczącej się w małym miasteczku San Cesario sul Panaro nieopodal Modeny, się odsuwa i Huayra wjeżdża (wkracza) na ulicę. Cała uwaga skupia się w tym momencie na jej karoserii. Niepowtarzalny eklektyczny miks chłodnej techniki i stylu art déco. Gdzieniegdzie w porannym słońcu połyskują elementy z włókna węglowego. To znak rozpoznawczy aut Horacia Paganiego – na tym materiale zna się jak mało kto. Więcej o nim za chwilę, skupmy się na razie na tym, co stworzył.
Świątynia, opera, wyścig
Niestety, jeszcze nie pora, by usiąść za kierownicą. Na razie mogę się jedynie rozgościć na fotelu pasażera. Drzwi unoszą się do góry, jakby były lekkie niczym piórko. Pachnące skórą wnętrze zaprasza do środka i trochę onieśmiela. W środku panuje atmosfera jak w świątyni. Błyszczące, szlachetne przyciski są toczone i wyglądają na desce rozdzielczej jak dary składane przez wiernych na ołtarzu. Kierowca testowy uruchamia silnik. Właściwie to go wybudza. Sześciolitrowa „V12-ka” konstrukcji AMG zaczyna nucić swoje libretto.
Wystarczy lekko musnąć gaz, by zagłuszyć wszystko to, co dzieje się w kabinie i wokół samochodu. Słyszymy jedynie piękną arię. Każda zmiana biegu to eksplozja nadająca spektaklowi jeszcze większy dramatyzm. Widzę, z jakim skupieniem kierowca prowadzi Huayrę, a ona posłusznie wykonuje jego polecenia. Zapominam o świątyni, zapominam o skojarzeniach operowych – udziela mi się atmosfera wyścigu. Muszę mieć bardzo głupi wyraz twarzy, kiedy kierowca gwałtownie hamuje, by skręcić z autostrady z powrotem do siedziby Pagani. Dojeżdżamy, wysiadam. Mam miękkie kolana. I apetyt na więcej.
Chłodny umysł twórcy szaleństwa
Koniecznie chcę poznać autora tego dzieła. Horacio Pagani jest przeciwieństwem swej twórczości: bezpretensjonalny i opanowany. Mówi z pasją. Przeszedł długą drogę od emigracji z Argentyny przez pracę przy Lamborghini Countachu aż dobudowy własnych superaut (od 1999 r.). W 2013 roku jego firma przenosi się do nowej siedziby i chce zwiększyć produkcję z 25 do 40 aut rocznie. Na koniec spotkania – deklaracja: jesienią zapraszamy na fotel kierowcy. Rytm serca przyspiesza...