Pochodził z zamożnej rodziny. Był pierwszym studentem Cambridge, który przyjeżdżał na zajęcia własnym autem, i drugą osobą w Wielkiej Brytanii, która posiadała licencję pilota. Niestety, był też pierwszym obywatelem Anglii, który zginął w katastrofie samolotu. Miało to miejsce w 1910 r., przeżył 32 lata. Charles Rolls żył jednak na tyle szybko, że zdążył zostawić wyraźny ślad na kartach historii.
Z duetu założycieli to on miał większy temperament. Starszy o 14 lat Henry Royce wniósł do firmy geniusz techniczny, młodszy Rolls – odwagę biznesową, talent handlowy i kapitał. Choć spółkę utworzyli w 1904 r., a czasy największego jej rozwoju nastały już po śmierci Rollsa, pamięć o nim jest żywa do dziś z racji pionierskiego ducha.
Ale czy w samochodzie stworzonym 100 lat po śmierci założyciela marki można odnaleźć ślady jego charakteru? Wraith nie powstał przecież jako hołd dla Charlesa Rollsa. Nazwę co prawda zaczerpnięto z historii, gdyż w latach 1938-39 produkowano podwozia o takiej nazwie, jednak obecny Wraith niewiele ma z nimi wspólnego. W ogóle jest to Rolls-Royce inny niż wszystkie.
Ma odważny wygląd. Jego zniewalające nadwozie typu fastback utrzymano w dawno niewidzianym stylu w Rolls-Roysie. Rzadko też inżynierowie tej firmy obnosili się z parametrami silnika tak bardzo, jak w przypadku Wraitha. Jeszcze niedawno moc aut tej marki podawano jedynie jako „wystarczającą”, teraz dumnie mówi się o najmocniejszym silniku, jaki kiedykolwiek napędzał Rolls-Royce’a.
To 6,6-litrowe V12, które dzięki wsparciu dwóch turbosprężarek osiąga moc 632 KM i moment 800 Nm. Charles byłby dumny – jesteśmy tego pewni. Choć nie tylko z tego. Zaszczyt współpracy z najmocniejszą jednostką Rolls-Royce’a przypadł 8-stopniowej przekładni ZF. Ta konstrukcja ma zdolność przewidywania przyszłości. Wizjonerstwo „automatu” polega na czytaniu drogi na podstawie pozycji GPS i nawigacji.
Oprogramowanie wykorzystuje te dane, żeby w optymalnym momencie zmienić bieg, np. przed zakrętem. Kierowca w żaden sposób nie może ingerować w pracę skrzyni biegów, brakuje łopatek czy choćby trybu sportowego. Jest tak z prostego powodu. Mimo ogromnej mocy łączenie Wraitha ze sportem byłoby nie na miejscu. Sport oznacza wysiłek, a ten za kierownicą Rolls-Royce’a jest po prostu źle widziany.
Nie przeszkodziło to jednak inżynierom w stworzeniu najszybszego Rolls-Royce’a w historii. Głębokie wciśnięcie pedału przyspieszenia skutkuje lekkim uniesieniem potężnej maski. Nagle szmer „V12-ki” zaczyna być słyszalny w kabinie, a zastępująca obrotomierz wskazówka rezerwy mocy wędruje na koniec skali. Auto niemal momentalnie staje się bardziej zwarte, nieco usztywnia się też układ kierowniczy. Wraith prze z niewiarygodną siłą do przodu.
Pierwsza „setka” pojawia się na prędkościomierzu po 4,6 s, a wskazówka w zadziwiającym tempie wędruje dalej. Samochód zachowuje przy tym nienaganne maniery, czuć jednak, że w głębokim poważaniu ma określenie „wystarczająca moc”. Gdy na drodze pojawia się zakręt, 2,4-tonowe auto pozwala się zadziwiająco łatwo opanować. Skręcanie sprawia wręcz przyjemność. Nie znaliśmy Rolls-Royce’a z tej strony.
Limuzyny tej marki są przecież ukierunkowane na pasażera tylnej kanapy, czyli właściciela. We Wraicie siada on za kierownicą i to jemu Rolls pozwala poczuć się najbardziej wyjątkowo. Oczywiście, z tyłu miejsca nie brakuje, a otwierane „pod wiatr” drzwi sprawiają, że nawet tam siada się z godnością. Z drugiego rzędu najlepiej też podziwia się podsufitkę naszpikowaną LED-ami, które w każdej chwili tworzą nad głowami podróżnych osobiste rozgwieżdżone niebo. Ten widok zawsze robi wrażenie na kobietach.
Czerpiący garściami z uroków życia Charles Rolls z pewnością też doceniłby ten gadżet. Dyskretnie ukrytej techniki XXI wieku jest więcej. Na pokładzie Wraitha zastęp asystentów czyni jazdę bezpieczniejszą. Multimedia obsługuje się – jak w BMW – pokrętłem iDrive, „matka” dała też równie doskonały wyświetlacz head-up. Niemieckie ślady są jednak bardzo dyskretne, żaden dumny Brytyjczyk nie będzie miał tego za złe, gdyż Wraith ocieka brytyjskością. Czasem można nawet poczuć tę dziwną pewność, że gdyby Charles Rolls żył, stworzyłby to auto właśnie w ten sposób. A i Henry Royce byłby zadowolony.
Rolls-Royce Wraith - nasza opinia
Luksus, wygoda, prestiż – to jest w każdym Rolls-Roysie i każdy to wie. Wraith po cichu łamie konwencje marki. Nie płynie, lecz pozwala się prowadzić. Można z niego odczytać sygnały, że ta marka wkrótce nieco się zmieni. Wraith to cichy pionier.
Ukłon w stronę tradycji: staromodne pokrętła klimatyzacji.
Nie wsiadasz – wkraczasz. Przyciskasz guzik, drzwi zamykają się elektrycznie. I nastaje cisza. Stopy zapadają się w grubych dywanikach z wełny jagnięcej.
Trzyma poziom: logo RR na łożyskowanej tarczy z ciężarkiem.
Inaczej niż w limuzynach RR, właściciel Wraitha siada z przodu. Nowoczesne gadżety bardzo subtelnie wkomponowano. W słupkach drzwi ukryto parasolki.
Dyskretnie ukrytej techniki XXI wieku jest więcej. Na pokładzie Wraitha zastęp asystentów czyni jazdę bezpieczniejszą. Multimedia obsługuje się – jak w BMW – pokrętłem iDrive, „matka” dała też równie doskonały wyświetlacz head-up. Niemieckie ślady są jednak bardzo dyskretne, żaden dumny Brytyjczyk nie będzie miał tego za złe, gdyż Wraith ocieka brytyjskością. Czasem można nawet poczuć tę dziwną pewność, że gdyby Charles Rolls żył, stworzyłby to auto właśnie w ten sposób. A i Henry Royce byłby zadowolony.
Każda chwila spędzona w tym aucie jest wyjątkowa
Wraith nie powstał przecież jako hołd dla Charlesa Rollsa. Nazwę co prawda zaczerpnięto z historii, gdyż w latach 1938-39 produkowano podwozia o takiej nazwie, jednak obecny Wraith niewiele ma z nimi wspólnego. W ogóle jest to Rolls-Royce inny niż wszystkie. Ma odważny wygląd. Jego zniewalające nadwozie typu fastback utrzymano w dawno niewidzianym stylu w Rolls-Roysie. Rzadko też inżynierowie tej firmy obnosili się z parametrami silnika tak bardzo, jak w przypadku Wraitha. Jeszcze niedawno moc aut tej marki podawano jedynie jako „wystarczającą”, teraz dumnie mówi się o najmocniejszym silniku, jaki kiedykolwiek napędzał Rolls-Royce’a. To 6,6-litrowe V12, które dzięki wsparciu dwóch turbosprężarek osiąga moc 632 KM i moment 800 Nm. Charles byłby dumny – jesteśmy tego pewni. Choć nie tylko z tego.
Zaszczyt współpracy z najmocniejszą jednostką Rolls-Royce’a przypadł 8-stopniowej przekładni ZF. Ta konstrukcja ma zdolność przewidywania przyszłości. Wizjonerstwo „automatu” polega na czytaniu drogi na podstawie pozycji GPS i nawigacji. Oprogramowanie wykorzystuje te dane, żeby w optymalnym momencie zmienić bieg, np. przed zakrętem. Kierowca w żaden sposób nie może ingerować w pracę skrzyni biegów, brakuje łopatek czy choćby trybu sportowego. Jest tak z prostego powodu. Mimo ogromnej mocy łączenie Wraitha ze sportem byłoby nie na miejscu. Sport oznacza wysiłek, a ten za kierownicą Rolls-Royce’a jest po prostu źle widziany.
Luksus, wygoda, prestiż – to jest w każdym Rolls-Roysie i każdy to wie. Wraith po cichu łamie konwencje marki. Nie płynie, lecz pozwala się prowadzić. Można z niego odczytać sygnały, że ta marka wkrótce nieco się zmieni. Wraith to cichy pionier.
Pochodził z zamożnej rodziny. Był pierwszym studentem Cambridge, który przyjeżdżał na zajęcia własnym autem, i drugą osobą w Wielkiej Brytanii, która posiadała licencję pilota. Niestety, był też pierwszym obywatelem Anglii, który zginął w katastrofie samolotu.
Miało to miejsce w 1910 r., przeżył 32 lata. Charles Rolls żył jednak na tyle szybko, że zdążył zostawić wyraźny ślad na kartach historii.
Z duetu założycieli to on miał większy temperament. Starszy o 14 lat Henry Royce wniósł do firmy geniusz techniczny, młodszy Rolls – odwagę biznesową, talent handlowy i kapitał. Choć spółkę utworzyli w 1904 r., a czasy największego jej rozwoju nastały już po śmierci Rollsa, pamięć o nim jest żywa do dziś z racji pionierskiego ducha. Ale czy w samochodzie stworzonym 100 lat po śmierci założyciela marki można odnaleźć ślady jego charakteru?
Nie znaliśmy Rolls-Royce’a z tej strony. Limuzyny tej marki są przecież ukierunkowane na pasażera tylnej kanapy, czyli właściciela. We Wraicie siada on za kierownicą i to jemu Rolls pozwala poczuć się najbardziej wyjątkowo. Oczywiście, z tyłu miejsca nie brakuje, a otwierane „pod wiatr” drzwi sprawiają, że nawet tam siada się z godnością. Z drugiego rzędu najlepiej też podziwia się podsufitkę naszpikowaną LED-ami, które w każdej chwili tworzą nad głowami podróżnych osobiste rozgwieżdżone niebo. Ten widok zawsze robi wrażenie na kobietach. Czerpiący garściami z uroków życia Charles Rolls z pewnością też doceniłby ten gadże
Nie przeszkodziło to jednak inżynierom w stworzeniu najszybszego Rolls-Royce’a w historii. Głębokie wciśnięcie pedału przyspieszenia skutkuje lekkim uniesieniem potężnej maski. Nagle szmer „V12-ki” zaczyna być słyszalny w kabinie, a zastępująca obrotomierz wskazówka rezerwy mocy wędruje na koniec skali. Auto niemal momentalnie staje się bardziej zwarte, nieco usztywnia się też układ kierowniczy. Wraith prze z niewiarygodną siłą do przodu. Pierwsza „setka” pojawia się na prędkościomierzu po 4,6 s, a wskazówka w zadziwiającym tempie wędruje dalej. Samochód zachowuje przy tym nienaganne maniery, czuć jednak, że w głębokim poważaniu ma określenie „wystarczająca moc”. Gdy na drodze pojawia się zakręt, 2,4-tonowe auto pozwala się zadziwiająco łatwo opanować. Skręcanie sprawia wręcz przyjemność.