Podczas tego pokazu, który miał miejsce w jednej z hal magazynowych na terenie zakładów Skody w Mlada Boleslav, miałem możliwość pojeżdżenia modelem Vision S, co - nie ukrywam - bardzo mnie ucieszyło. Ale ponieważ jest to jedyny, bezcenny egzemplarz, mogłem poruszać się wyłącznie po hali magazynowej, do której został wstawiony, z prędkością nieprzekraczającą 15 km/h. Obok mnie siedział "anioł stróż" w koszulce z logo Skody, pilnujący, żebym nie wymyślił czegoś głupiego.
Jak się potem dowiedziałem, auto nie do końca jest bezcenne. Ten jedyny istniejący egzemplarz, wykonany ręcznie od początku do końca, wart jest około… 3 mln euro.
15 km/h i wiele radości
Jazda polegała na przemieszczaniu się na wprost, od jednej ściany do drugiej. Nuda? Wcale nie! Mając świadomość, że auto warte jest kosmiczne pieniądze i jest tylko jedno takie na świecie, rozumiałem środki ostrożności, bo też nie uśmiechało mi się być na ustach całego motoryzacyjnego świata jako ten, który rozbił Skodę Vision S.
Przemieszczanie się w żółwim tempie po hali magazynowej było emocjonujące też z innego powodu. Nieczęsto ma się okazję jeździć modelami samochodów koncepcyjnych. A te zbudowane są głównie po to, by wyglądać i prezentować drogę, jaką pójdzie dany producent w przyszłości. Możliwość przemieszczania się nimi jest często, choć nie zawsze, tylko dodatkiem.
Z takim samochodem trzeba obchodzić się jak z jajkiem. Nie szarpać drzwi, nie trzaskać, najlepiej czekać, aż miły "pan Skoda" je otworzy, a potem zamknie, w środku niczego nie dotykać, a wsiadać tylko za pozwoleniem. Kiedy przyszła moja kolej, nacisnąłem klamkę, która po chwili wysunęła się i… nic. Nie chciałem mocno szarpać, ale pociągnąłem za nią. Drzwi nie otwierają się. I nagle słyszę zza pleców głos – puść klamkę!
Okazało się, że drzwi trzeba otworzyć lekkim szarpnięciem klamki od razu, kiedy ta wysunie się sponad powierzchni blachy. W przeciwnym razie drzwi nie otworzą się, a klamka po paru sekundach schowa się z powrotem, w najlepszym razie mocno przytrzaskując palce. Choć "pan Skoda" twierdził, że można je nawet stracić. Nie wierzę mu. Na pewno przesadził. Chociaż może…?
Niemniej, wsiadłem do futurystycznego wnętrza, wykończonego jasną, przyjemną w dotyku skórą. Wszędzie dookoła ekrany i brak przycisków. Za kierownicą, przed pasażerem, na konsoli środkowej, a także z tyłu, w każdym zagłówku fotela. Dodatkowo, przy każdym siedzeniu umieszczony jest Phone Box, czyli miejsce na telefon, w którym bateria naładuje się bezprzewodowo.
W kabinie żadnych przycisków, wszystko na dotyk. Chociaż tak naprawdę ekrany były nieaktywne i pokazywały zapętlone "demo", prezentując potencjalne możliwości związane z rodzajem i sposobem wyświetlania informacji. Wszystko to na razie jest jednak pieśnią przyszłości.
Pan siedzący obok mnie przesunął dźwignię zmiany biegów i powiedział, że mam jechać. Ruszyłem więc, z charakterystycznym dla samochodów elektrycznych szumem i ledwie słyszalnym gwizdem. Próbuję lekko skręcić kierownicą i czuję, że nie ma wspomagania, a szerokie, potężne 21-calowe koła przy tej prędkości mocno opierają się moim zamiarom. Słysząc dochodzące zewsząd, głównie z okolic kolumny kierowniczej, skrzypienia i trzaski, odpuściłem. Zresztą i tak nie wolno było za mocno skręcać, bo gigantyczne koła ocierały wówczas o ładnie skrojone nadkola.
Oprócz wspomagania, auto praktycznie pozbawione było zawieszenia, przez co nawet na gładkim betonie nowego magazynu Skody w Mlada Boleslav czuć było każdą nierówność. Oprócz trzasków podczas jazdy, przy otwieraniu skrzypiały drzwi, co słychać nawet na powyższym filmie z prezentacji, kiedy wsiadam do środka. Przeżycie nie z tej ziemi.
Po dojechaniu do ściany trzeba było zrobić to samo, tylko tyłem. Zawracanie nie było przewidziane, ze względu na owe ocieranie kół o nadkola. Dlatego ten i podobne manewry zarezerwowane były dla "pana Skody". Wspomniany miły pan przesunął dwukrotnie dźwignię w tył, powiedział "go" i już sunąłem około 15 km/h w przeciwną stronę.
Swoja drogą, te 15 km/h było bardzo umowne, bo ekran zamiast prędkości wciąż wyświetlał program demonstrujący potencjalne możliwości systemu. W lusterku wstecznym nie widziałem nic, ale nie chciałem nawet próbować go ustawiać, żeby, nie daj Boże, nie zostało mi w rękach.
Skoda Kodiaq - już jesienią nowy SUV
Tak mniej więcej wyglądał test koncepcyjnego modelu Vision S, który zostanie na długo w mojej pamięci. A już jesienią w Paryżu zobaczymy Skodę Kodiaq, czyli nowego, 7-miejscowego SUV-a Skody. Co do nazwy, nie jest to jeszcze oficjalnie potwierdzone, ale raczej możemy spodziewać się, że nowy model w gamie Skody tak właśnie będzie się nazywał. Nawet projektant Skody, z którym rozmawiałem podczas prezentacji, miał wyraźne trudności z unikaniem podawania tej nazwy. Swoją drogą, nazwa Kodiaq oznacza dużego niedźwiedzia, zamieszkującego okolice Alaski - niedźwiedzia kodiackiego, który mierzy prawie 2,5 metra i waży nawet 1000 kg.
Skoda Vision S jest zapowiedzią nie tylko nowego SUV-a, czy w ogóle wejścia Skody do segmentu SUV-ów. To też pierwszy krok w kierunku wprowadzenia napędów hybrydowych, a potem również elektrycznych, w modelach spod znaku skrzydlatej strzały. Już wiemy, że pierwszą hybrydą Skody będzie Superb, ale to dopiero bliżej 2019 roku.
Napęd i silniki
Do napędu Skody Vision S użyto benzynowego silnika 1,4 TSI o mocy 155 KM, połączonego z 55-konnym silnikiem elektrycznym. Jest jeszcze drugi motor elektryczny, który napędza tylną oś. Ma on 115 KM. Łącznie moc hybrydy sięga 225 KM, co pozwala przyspieszać od 0 do 100 km/h w czasie 7,4 s i rozpędzić się do 200 km/h.
Bateria pozwala pokonać 50 km w trybie elektrycznym i można ją ładować z domowego gniazdka, a Skoda pracuje nad wdrożeniem możliwości szybkiego ładowania indukcyjnego. Łączny zasięg całego napędu ma sięgać 1000 km, przy spalaniu sięgającym 1,9 l/100 km.
Skoda Kodiaq - ile może kosztować?
Jak obiecuje producent, nowy SUV ma być stuprocentową Skodą. Poza atrakcyjną stylistyką dostaniemy więc pojemne wnętrze, rozwiązania Simply Clever i - miejmy nadzieję - rozsądną cenę. Prawdopodobnie będzie ona oscylować wokół 90 tys. złotych za bazową wersję 5-drzwiową, z napędem na jedną oś, co nie byłoby złą informacją, porównując z konkurencją. Czekamy zatem na debiut Skody Kodiaq i potwierdzenie tych, na razie dość jeszcze "luźnych", przymiarek cenowych. A premiera już tej jesieni na salonie samochodowym w Paryżu.