A1 to efekt zazdrości Audi w stosunku do BMW, które stworzyło Mini. Gdyby nie sukces brytyjsko-niemieckiego malucha, małe Audi po niepowodzeniu „A2-ki” prawdopodobnie nigdy by nie powstało. A1 Sportback ma jednak zupełnie inny charakter niż A2, które było dostępne wyłącznie z pięciorgiem drzwi – jest bardziej zadziorne, dynamiczne i o wiele ładniejsze. Jego sportowe cechy pogarszają jednak funkcjonalność karoserii, a dodatkowe drzwi poprawiają ją tylko w umiarkowanym stopniu.
Nadwozie/jakość. Dostęp do tylnych miejsc w Sportbacku okazuje się łatwiejszy niż w wersji 3-drzwiowej, ale otwór drzwiowy jest wąski. Na plus zaliczamy szeroki kąt otwarcia drzwi, dzięki czemu wygodnie umieścimy dziecko w foteliku. Natomiast dorośli siedzący w drugim rzędzie (bez dopłaty – nawet 3 miejsca) mimo powiększonej przestrzeni nad głową w stosunku do odmiany 3-drzwiowej i tak będą narzekać na ciasnotę oraz pytać osoby z przodu, czy nie mogłyby przesunąć foteli, aby wygospodarować kilka milimetrów więcej na ich kolana.
Układ napędowy/Osiągi. Więcej pozytywnych odczuć będziemy mieć, podróżując na przednich fotelach, a szczególnie za kierownicą. Elastyczny 122-konny silnik doskonale współpracuje z 7-stopniowym S-tronikiem, który ma dwa tryby automatycznej pracy: D – do normalnej i oszczędnej jazdy oraz S – do jazdy dynamicznej. Lub inaczej: ten pierwszy na poranne korki, a drugi gdy możemy „przycisnać”. Tryb manualny działa mocno pobudzająco – reakcja na pociągnięcie łopatką przy kierownicy jest błyskawiczna. Mini może mieć powody do zazdrości...
Układ Jezdny/komfort. Mięsista, obszyta perforowaną skórą kierownica (S-line), sterująca elektrohydraulicznym układem o doskonałej precyzji, stawia przyjemny opór podczas obracania – trochę jak w ambitniejszych sportowcach Audi. Zawieszenie z kolei jest wyraźnie wzorowane na Mini, ale w A1 pozostawiono nieco większy margines komfortu.
Koszty. Maluchy premium nie chcą być tanie – oryginalność ma swoją wysoką cenę. Jednak testowe spalanie w mieście ponad 10,8 l/100 km – to stanowczo za dużo.