Na miejscu: auto z naprawianą przekładnią Multitronic i cofniętym przebiegiem. No bo kto kupi Audi z 200 tys. km na liczniku? Przed wyjazdem do Płocka – to duże komisowe zagłębie, w którym ostatnio bywaliśmy rzadko – wykonujemy tradycyjny telefon do handlarza.
„Tak, bezwypadkowy, tak, prawdziwy przebieg, sprawdziłem w serwisie”. No to nie tracimy czasu i jedziemy, w końcu Audi A4 to najbardziej pożądane przez Polaków auto używane. Jak się nie pospieszymy, oferta zaraz zniknie.
Na pierwszy rzut oka nasza „total opcja” faktycznie wygląda zachęcająco. Pomijając specyficzny kolor, nadwozie nie było lakierowane, a to już coś. Wnętrze co prawda zalano hektolitrami preparatu Plak, ale ono też sprawia dobre wrażenie i początkowo pozwala nawet wierzyć, że stan licznika – 188 457 km – jest prawdziwy.
Niestety, im dalej w las, tym gorzej: zderzaki są pokiereszowane, na masce i dachu ktoś porobił zaprawki mające maskować odpryski po kamieniach, ale niezbyt dobrze dobrał kolor. Stan hamulców – bardzo mocno i brzydko skorodowane tarcze oraz zaciski – zdradza, że samochód musiał przez dłuższy czas stać gdzieś pod płotem. Wszystkie cztery opony nadają się w zasadzie na śmietnik, na rantach przednich nadkoli odkrywamy rdzawe purchle – nieładny widok w 8-letnim samochodzie klasy premium.
Wołamy sprzedawcę, który sam z siebie od razu mówi, że sprowadził samochód z dwóch powodów: po pierwsze, potwierdza nasze pomiary – wziął „A4-kę”, bo nie była malowana. Po drugie, skrzynia biegów znajdowała się w... bagażniku. W domyśle: kupił popsuty pojazd za czapkę gruszek.
Przekładnie Multitronic (CVT) słyną z awaryjności, są bardzo drogie w naprawach, więc w Belgii nie chcieli się w to bawić, puścili Audi do Polski. U nas skrzynia została wyremontowana, na co zresztą – jak co najmniej kilka razy powtarza handlarz – są papiery i pisemna roczna gwarancja.
Szkoda tylko, że w ogłoszeniu skrzynia opisana jest jako DSG, czyli dwusprzęgłowa. Handlarz wiedział, że Multitronic odstrasza, a może tylko się pomylił? I bylibyśmy nawet skłonni uwierzyć w to drugie, gdyby nie cofnięty licznik. W schowku oprócz niemieckiej (!) książki serwisowej (czyżby Belgowie nie mieli własnych?) trafiamy też na dokumenty z badania technicznego.
I tak w czerwcu 2016 r. Audi miało za sobą już 203 512 km, czyli o 15 tys. km więcej, niż dziś widać na liczniku. Przyznajemy, handlarz zachował się niezwykle uczciwie: ze względu na dobry stan wnętrza mógł spokojnie „zdjąć” więcej, bo historia w bazie Audi na to pozwala – ostatni wpis przy 159 tys. km. Skończyło się na typowo handlarskiej liczbie 188,5 tys. km, bo przecież 200 tys. km to u nas dyskwalifikacja...
Opinia końcowa:
Plus: Niezniszczone wnętrze, bogate wyposażenie, które na dodatek w większości działa, fabryczny lakier.
Minus: Przekręcony licznik, skrzynia biegów po naprawie i niezgodna z opisem, amatorsko wykonane zaprawki, rysy na karoserii i zderzakach, stan opon. Przy schodzeniu z obrotów słychać terkotanie – luźny wydech? Oby nie skrzynia!