- Mercedes 600 uważany był za najlepsze auto świata, należał też do najdroższych samochodów, jakie można było kupić
- Wiele z 2667 wyprodukowanych egzemplarzy trafiło do najbardziej znanych osobistości na świecie
- Mercedesami 600 podróżowali dyktatorzy, miliarderzy, papieże, gwiazdy kina, bossowie karteli narkotykowych
- Szczególne zamiłowanie do tego modelu mieli przywódcy wielu krajów komunistycznych
- W jednym z niemieckich serwisów ogłoszeniowych pojawiła się oferta sprzedaży takiego auta, ale po bardzo nietypowym "swapie"
- W sprzedawanym aucie oryginalny silnik benzynowy ktoś zastąpił pięć razy słabszym dieslem
Mercedes W100 to nie "jakaś tam" limuzyna niemieckiej marki. To niegdyś najbardziej prestiżowy model Mercedesa, zarezerwowany dla koronowanych głów, dyktatorów i tyranów, miliarderów, największych gwiazd showbiznesu. S-klasa wygląda przy nim jak taksówka, a Rolls Royce Silver Shadow, jak auto ubogiego krewnego. Większość zachowanych egzemplarzy to dziś eksponaty w szanujących się kolekcjach. Ale nie ten, który trafił właśnie do jednego z niemieckich serwisów ogłoszeniowych, a to za sprawą silnika, którym jakiś chory ze skąpstwa szaleniec zastąpił w tym egzemplarzu oryginalny silnik V8.
W 1963 r., kiedy na targach IAA we Frankfurcie pokazano Mercedesa 600 (W100), model ten był prawdziwą sensacją i wizytówką tego, czym był niemiecki "Wirtschaftswunder". Zaledwie 18 lat od zakończenia II Wojny Światowej, pod koniec której większość niemieckich fabryk była celem zmasowanych nalotów alianckich, Mercedes mógł wyprodukować ultraluksusowe auto, które pod niemal każdym względem deklasowało konkurencję. Grający w tej samej lidze Rolls Royce Silver Cloud, czy bazujący na tym modelu "flagowy" Phantom w 1963 r. były już potwornie przestarzałe, miały ramy niczym ciężarówki, hamulce bębnowe i wiele innych, anachronicznych już wtedy rozwiązań. Cadillac Fleetwood z 1963 r. był wprawdzie znacznie nowocześniejszy od brytyjskich konkurentów, ale na tle tego, co pokazali wówczas Niemcy, też wypadał blado.
My mieliśmy Dużego Fiata, Niemcy mieli Dużego Mercedesa
Mercedes 600 (W100) mierzył w zależności od wersji 5,58 m do 6,34 m – szybko więc dorobił się zasłużonej ksywki "Großer Mercedes". Od potężnego nadwozia ważniejsze było jednak to, co skrywało się pod nim – i nie chodziło tu tylko o luksusowe wyposażenie, ale przede wszystkim o rozwiązania techniczne. Pod maską pracował silnik V8 (M100) o pojemności 6,3 l, wyposażony we wtrysk paliwa, chłodzone sodem zawory, kute tłoki i korbowody. Limuzyna miała zawieszenie pneumatyczne i amortyzatory, które można było regulować podczas jazdy, dwuobwodowy układ hamulcowy ze wspomaganiem pneumatycznym i hamulcami tarczowymi przy wszystkich kołach, wspomaganie kierownicy, centralny zamek, a nawet sterowany elektronicznie układ ogrzewania i wentylacji.
W tamtym czasie to były kosmiczne wręcz technologie, za które trzeba też było zapłacić kosmiczne pieniądze – krótka wersja kosztowała w 1963 r. 56500 marek, a dłuższa – 63500 marek. Nie brzmi to może zbyt imponująco, ale w tamtych czasach w bogacących się Niemczech 600 marek to była świetna pensja, a w odniesieniu do ówczesnych średnich zarobków, dzisiejszy cennik takiego Mercedesa, po przeliczeniu na naszą walutę, powinien się zaczynać od ok. 1 mln 500 tys. zł.
Mercedes 600: ulubione auto dyktatorów i gwiazd
Model ten utrzymał się w produkcji do 1981 r., ale przez ten czas z taśm zjechało zaledwie 2667 egzemplarzy. Przy czym niektórzy klienci kupowali je wręcz hurtowo, np. Mobutu Sese Seko, dyktator Zairu, który swoje nazwisko oficjalnie zmienił na "Mobutu Sese Seko Kuku Ngbendu wa za Banga" (pol. Wszechpotężny wojownik, który nie zaznał porażki z powodu swej niezwykłej wytrzymałości i niezłomnej woli i który, krocząc od zwycięstwa do zwycięstwa, pozostawia za sobą zgliszcza), miał ich ponoć 23, szachinszach Reza Pahlawi z Persji 20, a Mao Tse-tung, przywódca komunistycznych Chin miał do dyspozycji 11 sztuk. W garażach Mercedesy 600 mieli też m.in. Papież Paweł VI, Elvis Presley, Coco Chanel, David Bowie, Eric Clapton, Elizabeth Taylor, John Lennon, Jack Nicholson, Ringo Star, Rowan Atkinson, Udo Jürgens, Pablo Escobar, Leonid Breżniew, Enver Hodża (dyktator Albanii) – w przypadku tego modelu lista prominentnych właścicieli i użytkowników jest tak długa, że wystarczyłaby na kolejny artykuł.
Mercedes 600 z niemieckiego ogłoszenia. Z fabryki taki nie wyjechał!
Skoro już wiecie, jaką legendą jest model 600 W100, przejdźmy do egzemplarza, który pojawił się niedawno w niemieckim serwisie ogłoszeniowym kleinanzeigen.de. To auto z marca 1966 r., z deklarowanym przebiegiem 99000 km (choć w tym przypadku do tej liczby nie warto się przywiązywać). Zamówione i sprzedane w Niemczech, miało dotychczas czterech właścicieli, przy czym na ostatniego było zarejestrowane przez 45 lat! Brakuje "dużego" dowodu rejestracyjnego, który gdzieś zaginął, ale ponoć są sądowe dokumenty potwierdzające własność pojazdu.
Mercedes 600 jest sprzedawany jako auto do odbudowy, ale sprzedawca twierdzi, że silnik, hydraulika i pneumatyka działają – to ważne, bo dwa ostatnie z tych podzespołów kosztują majątek. Z silnikiem jest jednak pewien... problem. W 1974 r. ktoś wpadł na szaleńczy pomysł, żeby oryginalną jednostkę V8 zamienić na malutkiego, czterocylindrowego diesla z Mercedesa 200D i to prawdopodobnie nawet nie z nowego wówczas modelu W115, ale raczej z wcześniejszego modelu W110 (OM621).
Do tego, zamiast skomplikowanej, automatycznej skrzyni biegów, czterobiegowy manual. Dźwignia automatu pod kierownicą została na swoim miejscu, ale z tunelu środkowego wystaje druga dźwignia do obsługi skrzyni manualnej, która wygląda na przeszczepioną z Mercedesa "beczki".
Sprzedawany samochód to wersja "szoferska", z przegrodą między pierwszym i drugim rzędem foteli.
Jak jeździ Mercedes 600 z silnikiem od modelu 200D?
Do jednego z największych i najmocniejszych modeli Mercedesa ktoś przeszczepił silnik z modelu, który wówczas w zasadzie otwierał cennik marki, kosztował jakieś pięć razy mniej i miał pięć razy mniej mocy! 55 KM zamiast ponad 250 KM w aucie ważącym co najmniej jakieś 2500 kg – to brzmi jak recepta na... bardzo bezpieczne auto. Ważący 1,3 tony Mercedes 200D rozpędzał się do 130 km na godz., a setkę osiągał po 28 sekundach i już wtedy uchodził za powolnego. Nie dość, że auto było lżejsze, to jeszcze moc silnika była wykorzystywana tam niemal wyłącznie do wprawiania go w ruch, tymczasem w Mercedesie 600 silnik musi wprawić w ruch jeszcze instalację pneumatyczną i hydrauliczną, na co iść może nawet kilkanaście KM!
Dwulitrowy diesel marki Mercedes to oczywiście też wspaniała konstrukcja – niezwykle prosta, niemal "wszystkożerna" (pojedzie nie tylko na oleju napędowym, ale i na nafcie czy nawet na przepalonym oleju ze smażalni), a przy tym niezawodna, oszczędna, trwała – choć na pewno te ostatnie trzy cechy nie dotyczą sytuacji, w której zmuszono ją do wprawiana w ruch wielkiej i ciężkiej limuzyny.
Jak się jeździ takim autem? Mogę to sobie wyobrazić, choć niełatwo! Jakieś ćwierć wieku temu, przez jakiś czas miałem Mercedesa W116, czyli S-klasę z połowy lat 70., która trafiła do Polski jako niemal nowe auto. W latach 80., kiedy benzyna była na kartki, ktoś zamontował do tego auta diesla 2.4 (OM 616) z dostawczego Mercedesa T2. Auto było więc o dobrych kilkaset kilo lżejsze od oferowanego w ogłoszeniu Mercedesa 600 i miało silnik mocniejszy o jakieś 10 KM, a i tak... ledwie ruszało z miejsca, a pod wzniesienia podjeżdżało tylko z rozpędem. Strach pomyśleć, jakie osiągi ma ten Mercedes 600!
Mercedes 600 z silnikiem od 200D: samochód na kryzys paliwowy?
Kto mógł zdecydować się na taką przeróbkę? Ekstremalnie skąpy miliarder, który nie chciał wydawać za dużo na paliwo? A może ktoś, kto kupił za bezcen luksusową, kilkuletnią limuzynę z uszkodzonym, oryginalnym silnikiem? Pewną wskazówką może być data przeróbki auta: 1974 r. Nam Polakom niewiele ona mówi, bo od 1945 r. do lat 90. niemal przez cały czas żyliśmy w realiach mniejszego czy większego kryzysu, ale na Zachodzie w 1973 r. rozpoczął się wielki, budzący przerażenie kryzys naftowy – państwa arabskie zrzeszone w OAPEC, po wybuchy wojny izraelsko-arabskiej zakręciły Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom kurek z ropą, a ceny paliw poszybowały w górę. Wszyscy chcieli wtedy jak najoszczędniejszych aut, ale... ówczesny właściciel tego Mercedesa, który "poszedł w downsizing, zanim to było modne", posunął się jednak stanowczo za daleko.
Czy dziś warto wydać równowartość ok. 163 tys. złotych na tak skrzywdzonego Mercedesa? Moim zdaniem nie, bo uważam, że nawet klasykami powinno się regularnie jeździć. Ten Mercedes, nawet po gruntownym remoncie, nie będzie się do tego nadawał. No, chyba że ktoś przeszczepi mu jakieś lepiej pasujące serce.