• Młode małżeństwo samodzielnie stworzyło kampera na bazie Volkswagena Caravelle z 1998 r.
  • By zbudować kampera, posiłkowali się informacjami z internetu oraz materiałami z internetowych grup "śmieciarka" czy "oddam za darmo"
  • W trakcie podróży do Turcji mogli nieraz liczyć na pomoc mieszkańców i przygodnych mechaników. Volkswagena łatwo naprawić nawet daleko od profesjonalnych serwisów
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

Volkswagen Caravelle z 1998 r. Stary poczciwy diesel o pojemności 2,4 l za 6,6 tys. zł znaleziony na Otomoto. Oto prawdziwy dom Klaudii i Roberta – małżeństwa młodych pasjonatów, którzy każdego dnia udowadniają, że można żyć inaczej. Wizja jednorodzinnego domku z garażem lub mieszkania w nowoczesnym apartamentowcu ich nie przekonała i dalej nie przekonuje.

Wolą godzić niezwykłe podróże z pracą. Przy odpowiednich zleceniach mogą pracować nie tylko z popularnej miejscowości nieopodal Warszawy, ale także z malowniczej wioski w Bułgarii, Turcji czy Maroku. Dzięki temu doświadczyli znacznie więcej niż w przypadku typowego dwutygodniowego urlopu i kupionej zagranicznej wycieczki.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Auto warte niewiele więcej niż koszt napraw

Na pytanie, skąd pomysł, by kupić i przerobić popularnego Volkswagena, Robert stwierdził, że polegał na rekomendacji znajomych. Przy niewielkim budżecie trudno było marzyć o pojemnym aucie z automatyczną skrzynią biegów. A taka była wymagana, by ułatwić korzystanie z samochodu, gdyż Robert jest niepełnosprawnym kierowcą z protezą nogi.

Na zakup samochodu znalezionego na Otomoto para wydała 6,6 tys. zł (udało się nawet zbić kilkaset złotych podczas negocjacji). Niewiele mniej kosztowała naprawa wysłużonego Volkswagena. Ponad 4,5 tys. zł poszło na zawieszenie, pompę wspomagania, układ hamulcowy, akumulator, rozrusznik, olej, filtry, opony i transport na lawecie. Tyle wystarczyło, by dość mocno nadwyrężyć budżet przeznaczony na stworzenie kampera.

Sprawdź: Tak tanio dostosujesz samochód na urlopy. Zrób sobie fajnego "biedakampera"!

Nie dziwi zatem, że Klaudia z Robertem rozpoczęli poszukiwania w sieci. Wszystkie potrzebne części do budowy kampera znaleźli na różnych grupach pod hasłem "Oddam za darmo", śmieciarka oraz na OLX. Nie pogardzili także odpadami ze sklejki z firmy specjalizującej się w budowie kamperów oraz kawałkami styropianu (izolacja to bardzo ważna rzecz w kamperze!). Okazało się, że na zebranie niezbędnych rzeczy nie trzeba było tracić zbyt wielu czasu.

– Wszystko znaleźliśmy w ciągu dwóch tygodni – powiedział nam Robert. Pozostało tylko jak najlepiej samodzielnie zagospodarować kabinę Volkswagena przy użyciu zebranych materiałów.

Kamper na bazie Volkswagena T4 Foto: Trzy stopy w podróży / Klaudia i Robert Rejf
Kamper na bazie Volkswagena T4

W busie wystarczyło miejsca nie tylko na spore łóżko (120 × 205 cm), ale i na kuchenkę gazową, zbiorniki o łącznej pojemności 70 l, 80-centymetrową składaną wannę, miskę jako zlew i liczne pojemniki na zapasy. Najbardziej zawodne okazały się plastikowe kosze, które połamały się już po kilku miesiącach. Para przyznała, że choć samochód mógłby być większy, to jednak i tak spełnia ich potrzeby. – Głównie w nim śpimy i nawet kąpiemy się w małym basenie – dodała Klaudia.

Zagraniczne przygody. Mechanik czasem się przydał

Małżeństwo niemal wszystko wykonało samodzielnie. Robert przyznał, że ciężko wskazać, co sprawiło największą trudność podczas prac. Bez pomocy z zewnątrz jednak się nie obyło. Okazało się, że zwykle sięgano po wsparcie mechaników, gdy auto sprawiało problemy podczas zagranicznych wypraw. A takich przygód nie brakowało.

Zobacz: Jakie narzędzia warto wozić? Z takim zestawem pomoc drogowa nie będzie potrzebna

Robert wspominał, że zwykle problemy dotyczyły hamulców. Gdy zablokowały im się na skrzyżowaniu w Turcji, to mechanik pomógł za darmo. Kiedy zrobili u niego duży serwis z rozrządem i klockami, wyszło taniej niż w Polsce.

– Podobnie było w Izmirze, gdzie urwaliśmy koło pasowe – wspominał Robert. Hamulce zawiodły także w Bułgarii. – Musiałem jechać na wstecznym do wioski, gdzie chodząc od domu do domu, znalazłem złotą rączkę. Jeden z mieszkańców naprawił na tyle dobrze, że do dziś wszystko działa – śmiał się Robert.

Kamper na bazie Volkswagena T4 Foto: Trzy stopy w podróży / Klaudia i Robert Rejf
Kamper na bazie Volkswagena T4

Pierwsza kontrola drogowa w życiu

Każda podróż to bogate doświadczenia. Robert wspomniał, że już zaledwie kilka miesięcy od zdania egzaminu na prawo jazdy wyruszył w pierwszą podróż Volkswagenem. Okazało się, że na pierwszą kontrolę drogową natknął się dopiero w Bułgarii po 23 godzinach podróży.

Był przekonany, że bułgarscy policjanci chcą przeprowadzić kontrolę alkoholową i odruchów kierowcy, więc wysiadł z samochodu i rozpoczął marsz wzdłuż linii wymalowanej na autostradzie. – Ręce mi opadły. Policjanci mówią "dawaj", a Robert urządził sobie marsz i po chwili wrócił. Funkcjonariusze nie wiedzieli, co zrobić – Klaudia wspomina wydarzenia ze śmiechem.

Znamienne, że mimo długich zagranicznych wypraw ani razu jeszcze nie skorzystali z kampingu. – Zawsze nocujemy na dziko – wspomina para. – Spontanicznie zaznaczamy punkty do odwiedzenia i przemierzamy średnio 10-20 km dziennie. W Maroku zdarzało się, że często nas pytano, czy wszystko jest w porządku, ale z czasem stało się to męczące. W Turcji raz nakazano nam się przestawić dalej, tłumacząc, że jest to niebezpieczne miejsc – dodał Robert.

Kamper na bazie Volkswagena T4 Foto: Trzy stopy w podróży / Klaudia i Robert Rejf
Kamper na bazie Volkswagena T4

Klaudia przypomniała zaś, że najmniej przyjemną sytuację mieli w Polsce, kiedy podczas zimowego postoju na parkingu nieopodal Opola bardzo długo przeszukiwano ich samochód pod kątem narkotyków. – Śmialiśmy się do policjantów, że wyglądaliśmy z naszym busem z zasłoniętymi oknami jak Walter White z serialu "Breaking Bad" – mówią.

Przeczytaj: Straż Graniczna sprawdziła starego Bentleya. Był wypchany narkotykami

Podróż starym Volkswagenem do Turcji to dopiero początek wypraw. Po modyfikacjach instalacji elektrycznej ("zajechaliśmy stary akumulator") i zabudowy oraz montażu panelu solarnego, czas na roczną wyprawę do Maroka. W sferze marzeń jest zaś wyprawa dookoła Afryki samochodem terenowym.

Co ciekawe, para wcale nie marzy o profesjonalnym kamperze. Ważniejsze jest dla nich, by pokonać całą podróż bez zmagania się z awariami. – I oby było mało piesków na drodze – dodają Klaudia i Robert, którzy nie dość, że podróżowali z psem, to jeszcze pomagali po drodze bezdomnym zwierzakom. Brawo!