- Komisja Europejska złagodziła plan zakazu sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku, proponując redukcję emisji o 90 proc. zamiast o 100 proc.
- Unia Europejska planuje szybszą elektryfikację flot firmowych, konsumenci nadal będą mieli wybór
- Promowane będą małe, niedrogie europejskie auta elektryczne. Producenci mają być premiowani za wprowadzanie takich modeli do oferty, władze mają też stworzyć zachęty do ich kupowania
- Zmiany pozwolą na utrzymanie w ofercie części aut hybrydowych, PHEV-ów oraz klasycznych aut spalinowych
- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
Unijne młyny mielą powoli. W każdym razie stanowczo zbyt wolno, jak na realia współczesnego świata, który zmienia się w oszałamiającym tempie. Pomysły, żeby zakazać sprzedaży aut spalinowych do 2035 r (wcześniej była też mowa o 2040 roku) pojawiały się jeszcze przed pandemią COVID 19 i przed rosyjską inwazją na Ukrainę, z takimi inicjatywami występowały m.in. władze Francji. Wtedy sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Rynek aut elektrycznych był w powijakach, ale zapowiadał się bardzo obiecująco. Energia elektryczna była tania, nikt nawet nie myślał, że w przewidywalnej przyszłości mogą się pojawić problemy z dostępnością chipów czy metali ziem rzadkich. Europejska motoryzacja wyznaczała trendy.
Koncerny motoryzacyjne nie były przeciwne zakazowi aut spalinowych. Ale już są
To dlatego wiele liczących się koncernów motoryzacyjnych początkowo z dużym zainteresowaniem podchodziło do pomysłu przejścia na elektromobilność i wprowadzenia zakazu sprzedaży aut spalinowych na europejskim rynku. Bo przecież nikt nigdy nie mówił, że takich aut nie będzie można produkować i sprzedawać poza rynkiem unijnym. Tyle że od tamtego czasu wiele się zmieniło — najpierw potężne załamanie rynku i łańcuchów dostaw wywołane przez pandemię COVID 19, później gwałtowne wzrosty cen energii m.in. przez wojnę w Ukrainie. Do tego poważne przetasowania na światowych rynkach motoryzacyjnych — chińskie firmy wypierające europejskich konkurentów nie tylko z Chin, ale i z innych rynków i to nie tylko przez niższe ceny (po części wynikające z państwowych subwencji), ale także dzięki przewadze technologicznej, szczególnie w dziedzinie aut elektrycznych.
W 2024 roku na całym świecie było już 39 milionów aut elektrycznych, z których aż 23 miliony to samochody poruszające się po chińskich drogach, co stanowi ok. 59 proc. całej światowej floty takich pojazdów. Europa ze swoimi 8,7 milionami aut elektrycznych (22,3 ogólnej liczby) wypada na tym tle blado, o Stanach Zjednoczonych nawet nie wspominając (4,7 mln aut elektrycznych, 12,1 proc. udziału w ogólnej liczbie aut elektrycznych na świecie). Europejskim koncernom motoryzacyjnym, które wcześniej popierały plan szybkiego przejścia na elektromobilność, zaczął się palić grunt pod nogami.
Chodzi o ekologię, czy o politykę? Paliwo do aut spalinowych musimy importować, prąd możemy produkować sami
Tymczasem Unia Europejska ma poważny problem, żeby pogodzić sprzeczne interesy wielu sektorów. Z jednej strony, z punktu widzenie unijnych finansów, przejście na elektromobilność wydaje się korzystnym rozwiązaniem, bo ok. 94 proc. paliw ropopochodnych zużywanych w Europie jest importowanych spoza UE, niekoniecznie z krajów, z którymi chcemy robić interesy. W przypadku energii elektrycznej Unia też jest uzależniona od importu, ale w znacznie mniejszym stopniu, bo w ok. 60 proc.. Oczywiście, zmiany uzasadniane są też ochroną środowiska i zdrowia obywateli. Z drugiej jednak strony ani europejska infrastruktura potrzebna do rozwoju elektromobilności nie jest jeszcze w pełni rozwinięta, ani klienci nie są jeszcze gotowi na radykalną zmianę, tym bardziej że na razie jest ona niezbyt korzystna finansowo — energia elektryczna do ładowania samochodów jest w wielu europejskich krajach wciąż zbyt droga. Trzecim elementem całej tej układanki jest europejski przemysł motoryzacyjny, który w obecnej sytuacji obawia się gigantycznych strat z powodu zbyt wczesnej rezygnacji z aut spalinowych.
Komisja Europejska rezygnuje z twardego zakazu sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku
Wygląda więc na to, że planowany audyt postępów w procesie całkowitego przejścia na elektromobilność nie wypadł zbyt optymistycznie. Nieoficjalnie mówi się, że obecny popyt na auta elektryczne w Europie jest o ok. 10 proc. za niski, żeby móc dojść w 2035 roku do całkowitej rezygnacji z aut spalinowych. W tej sytuacji Komisja Europejska opublikowała właśnie komunikat o "podjęciu działań na rzecz czystego i konkurencyjnego sektora motoryzacyjnego". W porównaniu do wcześniejszych planów nie ma już mowy o całkowitym zakazie sprzedaży aut spalinowych do 2035 roku. W aktualnej propozycji Komisji mowa jest o realizacji celu redukcji emisji nie o 100 proc. a o 90 proc., (w porównaniu do poziomu emisji z 2021 roku) co ma pozwolić na utrzymanie w ofercie po 2035 roku aut z napędem hybrydowym oraz hybryd typu PHEV, ale także i aut z klasycznym napędem spalinowym. Bilans emisyjny ma zostać wyrównany poprzez stosowanie na większą skalę e-paliw, biopaliw oraz stali produkowanej w Europie w sposób zrównoważony i ekologiczny.
Firmy mogą zostać zmuszone do przesiadki na auta elektryczne przed 2035 rokiem
Na tym jednak nie koniec zmian! Do znacznego spadku emisji (i zużycia paliw) ma doprowadzić wprowadzenie wymogów dotyczących "dekarbonizacji" flot czyli pojazdów używanych przez firmy. Ok. 60 proc. noworejestrowanych aut na terenie Unii Europejskiej stanowią samochody służbowe. Może to nastąpić przed 2035 rokiem. W aktualnych propozycjach Komisji Europejskiej nie ma jednak mowy o sztywnych, ogólnounijnych limitach czy wymogach — mają być one wypracowywane dla poszczególnych państw członkowskich i dopasowane do ich sytuacji gospodarczej.
Z punktu widzenia ograniczenia emisji, zelektryfikowanie pojazdów służbowych ma sens, bo pokonują one zwykle większe przebiegi od aut użytkowanych prywatnie. W dodatku wymuszenie przejścia przez floty firmowe na pojazdy elektryczne ma też napędzić rynek używanych aut elektrycznych, bo firmy częściej wymieniają samochody od użytkowników prywatnych. Większa podaż niedrogich aut elektrycznych z drugiej ręki ma przekonać także osoby mniej zamożne do rezygnacji z samochodów spalinowych. Wymogi dotyczące elektryfikacji flot firmowych mają dotyczyć firm zatrudniających powyżej 250 pracowników.
Unia ma promować małe auta elektryczne
Kolejnym sposobem na popularyzację elektromobilności ma być unijne wsparcie dla producentów oferujących niewielkie i niedrogie pojazdy elektryczne (o długości do 4,2 m). Państwa członkowskie mają opracować zachęty, które będą stymulowały popyt na takie auta, z kolei europejscy producenci takich aut mają otrzymywać "superkredyty" — zapewne chodzi o preferencyjne traktowanie takich modeli przy wyliczaniu emisji flotowych.
Co się zmieni dla kierowców?
Z punktu widzenia kierowców ta korekta kursu nie musi wcale aż tak wiele zmieniać. Patrząc na to, co oferowały i ile kosztowały auta elektryczne dziesięć lat temu, przy zachowaniu obecnego tempa rozwoju, można się spodziewać, że za kolejną dekadę, czyli w 20235 roku i bez zniesienia zakazu rejestracji aut spalinowych i tak większość nabywców będzie wybierała pojazdy z napędem elektrycznym ze względu na ich osiągi, komfort, niższe koszty zakupu i utrzymania. Już dziś jest tak, że poza najniższymi segmentami, to auta elektryczne okazują się często tańsze od porównywalnych modeli spalinowych. Znacznie ważniejsze dla przeciętnego kierowcy będzie to, jak w przyszłości traktowane będą te auta spalinowe, które już są zarejestrowane. Warto przypomnieć, że to rząd Mateusza Morawieckiego, w ramach tzw. kamieni milowych do Krajowego Planu Odbudowy, zaproponował opodatkowanie aut spalinowych w formie nowej opłaty rejestracyjnej i corocznego opodatkowania — obecnemu rządowi na razie udało się wynegocjować przynajmniej częściową rezygnację z tych propozycji — przedstawiciele rządu Donalda Tuska twierdzą, że uda się te zapisy w całości usunąć z KPO. Pozytywną stroną zaproponowanych zmian jest to, że nadal będziemy mieć wybór. Na ile skorzysta na tym europejska branża motoryzacyjna, na razie nie wiadomo, ale już słychać głosy z branży, że proponowane przez Komisję Europejską zmiany są niewystarczające.