Kubang jest na razie prototypem, ale wyjedzie na drogi, bez dwóch zdań. Auto bazuje na Jeepie Grand Cherokee, ale zupełnie tego nie widać, bo nadwozie jest typowo włoskie, czyli seksowne i namiętne. Ba, pod maską Kubanga pracować będą silniki zaprojektowane przez Ferrari i produkowane przez Ferrari, co jest samo w sobie pretensjonalne i jakieś takie przepełnione samouwielbieniem do rozochoconego konia, choć z drugiej stronie posiadanie terenówki z silnikiem Ferrari to najprawdopodobniej największy możliwy szpan tego świata. A jak było wcześniej?
W latach 1989 – 1991 roku produkowany był model Chrysler TC by Maserati. To dziwna hybryda amerykańskiej technologii (z domieszką japońskiej, o czym za chwilę) obudowana w niemiecko nudne nadwozie i sygnowana włoskim imieniem. Mieszanka wybuchowa, oj tak, z której jednak nic dobrego nie wyszło. TC był kabrioletem, miał fajne materiały wewnątrz (włoska skóra, metal, drewno) i produkowany był aż w trzech włoskich miastach (głównie w Mediolanie), ale niczym szczególnym się nie wyróżniał. Miał słabe silniki (R4 pochodzenia amerykańskiego i V6 od Mitsubishi), plebejski napęd na przednie koła i był drogi (Chrysler LeBaron wyglądał właściwie tak samo, a był taszy). Nie ratowała go nawet parasolka montowana jako element wyposażenia seryjnego i fakt, że można go było kupić tylko u wyselekcjonowanych dilerów Chryslera, co pewnie łechtało ego jego nabywcom. Oby z Kubangiem poszło Maserati ciut lepiej.