- Dotychczas sprzedano ok. dziewięciu miliardów hot wheelsów, o miliard więcej, niż żyje ludzi na Ziemi
- Czasem samochody mają "tajne" znaki. Jeden z nich wywołał ogromne poruszenie
- Autka Hot Wheels nie tylko powinny dobrze wyglądać, ale muszą też spełnić dodatkowy warunek. Bez tego nie trafią na rynek
- Największym rywalem Hot Wheelsa był Matchbox, dopóki obie marki nie znalazły się w jednym koncernie. Dziś dwoje gigantów świetnie się uzupełnia, a geneza ich nazw jest zaskakująca
- Materiał promocyjny. Został tak oznaczony ze względu na obowiązujące przepisy. Wyjazd na prezentację był opłacony przez producenta, ale nie miał on wglądu w publikowany tekst
Było coraz bliżej. Licznik na stronie precyzyjnie odliczał sekundy, minuty i godziny do rozpoczęcia sprzedaży zestawu dwóch modeli wyścigowych Ferrari: klasycznego 312 P i najnowszego 499P Modificata. Sytuacja wyjątkowa, ponieważ 7 kwietnia 2025 r. debiutowały pierwsze hot wheelsy z czarnym koniem po 11 latach przerwy. Mało tego, zestaw dało się kupić wyłącznie w jednym miejscu: na stronie Mattel Creations. Na dodatek od razy było wiadomo, że dla wszystkich nie starczy, ponieważ liczbę zestawów ograniczono. Do ilu? Nie podano.
Choć cena aut Hot Wheels z podstawowej serii (nieformalnie zwanej Mainline, a w polskim żargonie — "mejny") jest szalenie przystępna i nie zmieniła się od blisko 60 lat (w USA jeden dolar), to wyjątkowy zestaw dwóch Ferrari wyceniono znacznie wyżej — na... 525 zł. A i tak cały nakład wyprzedano... w niecałe dwie godziny.
Przeczytaj także: Obejrzałem Ferrari na każdą kieszeń. Pierwsza taka okazja od 11 lat
Dwie godziny później, tuż przed 21. wszedłem na eBay. Tutaj ofert sprzedaży zestawu Ferrari akurat było mnóstwo, ale trzeba już było za nie zapłacić przeważnie... od 850 do 950 zł.
Co jest takiego w tym niewielkich samochodzikach, że tak rozpalają wyobraźnię?
Hot wheelsów więcej niż ludzi na Ziemi
Fenomen Hot Wheels jest wręcz nieprawdopodobny. Marka debiutowała w 1968 r., a do dziś kupiono ok. dziewięciu miliardów tych samochodzików (na Ziemi żyje obecnie ok. 8,1 mld ludzi). Nieprzerwanie od trzech lat Hot Wheels to najlepiej sprzedająca się zabawka na świecie, a co sekundę kupuje się średnio 22 pojazdy z płomiennym logo. Daje to... ok. 693 mln 792 tys. samochodów rocznie. W 2024 r. cała Toyota wyprodukowała 9 mln 522 tys. pojazdów.
Przeczytaj także: Byłem w fabryce Ferrari. Poznałem Romeo i Julię, zostałem świadkiem na ślubie
Szacuje się, że przy hot wheelsach wychowało się aż 41 mln dzieci, przy czym młodzi ludzie w wieku od pięciu do 15 lat mają przeważnie po 50 autek. Wielu z nich gna swoje maszyny po charakterystycznych pomarańczowych torach Hot Wheels, których łączna wyprodukowana długość np. w 2018 r. wynosiła... 9656 km. To niewiele mniej niż trasa z samego zachodu Europy na sam koniec Azji.
Jest jednak pewna grupa, która ceni hot wheelsy jeszcze wyżej od dzieci.
Dzieci mają po 50 hot wheelsów, dorośli 31 razy więcej
Bo hot wheelsami bawią się też dorośli — no dobrze, może nie tyle bawią, ile zbierają. Paradoksalnie, większość kolekcjonerów nawet nie naruszy ciągłości oryginalnego opakowania (tzw. blistra) i nigdy wyjmie z niego autka (dzięki temu wartość kolekcjonerska może wzrosnąć), nie mówiąc już o jeździe na pomarańczowym torze, która przecież mogłaby się zakończyć mikroubytkiem lakieru. Szacuje się, że statystyczny kolekcjoner ma 1550 hot wheelsów. I pewnie tyle samo nienaruszonych opakowań.
Przeczytaj także: Jeździłem kilkunastoma chińskimi autami, ale SUV Jaecoo 8 to inny poziom
Już w 2020 r. dorośli kupili aż co czwartego wyprodukowanego hot wheelsa. Ten odsetek jest dziś pewnie jeszcze wyższy: w końcu 2024 r. był rekordowy w dziejach pod względem liczby zabawek kupowanych przez pełnoletnich.
O ile jednak dzieci zdecydowanie wolą tzw. fantasy cars (czyli "resoraki" niemające swoich odpowiedników "w naturze" i będące dziełem wyobraźni projektantów Hot Wheels), o tyle dorośli raczej je omijają, skupiając się na replikach istniejących samochodów, głównie tzw. JDM-ach (modeli dostępnych wyłącznie w Japonii), klasykach, pojazdach wyścigowych i pick-upach. Część z modeli kryje przy tym niespodzianki, które czasem wywołują spore poruszenie.
Hot Wheels: wyprawa po skarby
Kolekcjonerzy są szczególnie wyczuleni na dwa zjawiska: Treasure Hunt (poszukiwanie skarbów) i jeszcze rzadszego Super Treasure Hunt. Oba są wersjami masowo produkowanych miniatur, przy czym Treasure Hunt różnią się od nich maleńkim detalem w malowaniu — przeważnie jest to zgrabnie wkomponowane ogniste logo marki. Z kolei Super Treasure Hunt są już polakierowane kompletnie inaczej, najczęściej metalicznie błyszczącym Spectraflame. Rzecz jasna, TH i STH mają wśród kolekcjonerów wyższą wartość niż standardowe "żelaźniaki", a fani na fora z satysfakcją wrzucają zdjęcia "upolowanych" skarbów — które teoretycznie można znaleźć w każdym sklepie w Polsce sprzedającym hot wheelsy. A są jeszcze "Easter Eggs".
"Easter Eggs" to detale, które mają osobiste znaczenie dla projektanta danego modelu. Czasem są ewidentnie wyeksponowane, czasem przemyślnie schowane, a czasem wręcz widoczne dopiero po rozmontowaniu "resoraka".
Najsłynniejszym "Easter Egg" w historii został holownik z umieszczonym na boku nadwozia numerem telefonu. Okazało się, że był to autentyczny kontakt do warsztatu należącego do konstruktora tego hot wheelsa. Ludzie dzwonili pod ten numer jak najęci.
A skąd się w ogóle wzięła nazwa Hot Wheels? To wcale nie jest takie jasne.
Gorące kółka i pudełko zapałek
Jedna z wersji mówi, że kiedy Elliot Handler (współzałożyciel koncernu Mattel, do którego należy Hot Wheels) ujrzał prototypy pierwszej serii "resoraków" z 1968 r., miał powiedzieć "these are some hot wheels" ("to są gorące kółka"). Z kolei inni utrzymują, że kiedy wybierano nazwę dla marki i padła propozycja Big Wheels, Handler miał zwrócić uwagę, że "such name would not be hot" ("taka nazwa nie rozpali wyobraźni").
Takich problemów nie ma z matchboksami: w tym przypadku geneza nazwy jest jednoznaczna. Jak to się stało, że abstrakcyjne "pudełko zapałek" zostało szyldem resoraków?
W anglosaskich przedszkolach panuje zwyczaj "show and tell". Dzieci przynoszą z domu ulubione zabawki i opowiadają o nich przy całej grupie. Kiedy w 1952 r. Jack Odell dowiedział się, że w placówce jego córki dopuszczalne są jedynie zabawki, które mieszczą się w pudełku zapałek, skonstruował odpowiednio mały samochodzik.
Przez kolejne kilkanaście lat Matchbox wyrósł na lidera rynku "resoraków". Gdy współzałożyciel Mattela Elliot Handler zobaczył, że jego własny syn — było nie było dziecko króla zabawek — bawi się matchboksami, postanowił zrobić im konkurencję.
Pierwsza legendarna seria 16 hot wheelsów zadebiutowała w 1968 r. — współtworzył ją m.in. naukowiec specjalizujący się w technice rakietowej. Niecałe 30 lat później, w 1997 r. Mattel kupił Matchboxa i odtąd dwaj najwięksi rywale działają w jednym koncernie — przy czym Matchbox trzyma się możliwie najwierniejszych replik, a Hot Wheels dodaje do nich jakiś "plot twist".
Z drugiej strony Mattelowi pisany był hot wheelsowy sukces. W końcu to zabawkowe imperium założono w 1945 r. w... garażu.
A jak powstają same hot wheelsy? Okazuje się, że konstruowanie jednego "resoraka" trwa tylko dwa razy krócej niż zwykłego samochodu.
Dzieło w pięciu częściach
Zespół projektantów Hot Wheels to elitarne grono jedynie ok. 40 designerów, przy czym niecała połowa zajmuje się wyłącznie projektowaniem torów. Zaledwie 12 osób stylizuje auta, a kolejny tuzin przygotowuje dla nich malowania i grafiki.
To, że konstruktorzy hot wheelsów nie muszą się martwić o emisję CO2 lub tym, jak ich dzieło wypadnie w crash-testach, nie oznacza, iż mają pełną swobodę. Ogranicza ich bowiem m.in. cena modelu (w przypadku bazowego auta to ok. 8-10 zł), a także jego prostota. Hot wheelsy składają się bowiem z zaledwie pięciu części: nadwozia, podwozia, szyb, kół z osiami i wnętrza. Czasem, przy odwzorowywaniu detali, robi się z tego wyzwanie. Zdarza się, że fotele i boczne lusterka to ten sam element — podobnie jak np. przednie światła i tylna szyba.
Każdy Hot Wheels musi spełniać dwa warunki: nie tylko świetnie wyglądać, ale równie dobrze się prowadzić na pomarańczowym torze. Trzeba więc odpowiednio nisko umieścić środek ciężkości bądź unikać wybujałych przednich spojlerów, które utrudniłyby pokonywanie pętli.
Projektowanie nowego modelu trwa najczęściej rok, ewentualnie półtora. To dwa razy krócej niż pełnowymiarowego samochodu. Jest zresztą Hot Wheels, który kosztuje równowartość czterech pełnowymiarowych i fabrycznie nowych Toyot RAV4.
To miniatura busa z dwiema deska surfingowymi wystającymi przez tylną szybę, nieoficjalnie nazywana Rear-Loader Beach Bomb. Skonstruowany w 1969 r. samochód nigdy nie trafił na rynek, ponieważ nie spełnił kluczowego warunku: nie prowadził się odpowiednio płynnie. Wysoko położony środek ciężkości znacznie utrudniał mu szybkie pokonywanie zakrętów, zresztą nadwozie i tak okazało się za wąskie, jak na standardowy tor.
Nie było innego wyjścia. Samochód należało kompletnie przeprojektować. Część odrzuconych prototypów Rear-Loader Beach Bomba trafiło jednak jakimś cudem do obiegu i dziś są najcenniejszymi hot wheelsami wszech czasów.
Szacuje się, że do dziś zachowało się ok. 50 sztuk modelu Rear-Loader Beach Bomb, a kiedy jeden z nich trafia na rynek, może kosztować nawet 120 tys. dol. To równowartość ok. 450 tys. zł!
Dla porównania: cena bazowej Toyoty RAV4 w USA to skromne 29250 dol., zaś Toyoty Corolli — 22325 dol.
Dlaczego Hot Wheels to najchętniej kupowana zabawka na świecie
Na czym polega fenomen Hot Wheels? Sam uległem jego urokowi, więc dobrze znam odpowiedź na to pytanie. Z własnego doświadczenia mogę wskazać co najmniej trzy powody:
- świetna cena i jej znakomita relacja do jakości: modele z bazowej linii kosztują zazwyczaj 8-10 zł, a z serii Premium 20-40 zł. Jednocześnie Hot Wheels oferuje znakomitą relację jakości i odwzorowania proporcji oraz detali do ceny;
- powszechna dostępność: hot wheelsy można kupić niemal na każdym kroku; nie tylko w sklepach z zabawkami, ale też w sieciowym hipermarketach i dyskontach;
- szeroka gama: oferta jest tak zróżnicowana, że naprawdę każdy fan samochodów znajdzie w niej swoich faworytów. Np. ja oszalałem na widok tak niszowych historii, jak Maserati Shamal, MG Metro 6R4 lub Lancia Stratos Zero
A teraz muszę państwa przeprosić, bo właśnie dostałem powiadomienie, że mam do odbioru przesyłkę z kupionymi w sieci hot wheelsami.