- Chodząc po fabrycznym kompleksie, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że produkuje tu się głównie alfy romeo stelvio. I to wyłącznie czarne
- Zbudowanie jednego wału korbowego zajmuje przeszło dwa tygodnie
- Budynki, które pamiętają obecność samego Enzo Ferrari poznasz po charakterystycznej barwie. Wbrew pozorom to wcale nie jest czerwień. Ulubiony kolor "Il Commendatore" był bowiem zupełnie inny
- Materiał promocyjny. Został tak oznaczony ze względu na obowiązujące przepisy. Wyjazd na prezentację był opłacony przez producenta, ale nie miał on wglądu w publikowany tekst
Jak na kompleks fabryczny jest tu bardzo niefabrycznie. Chodząc między gmachami, w których łącznie pracuje ok. 3500 osób, czułem się jak w ośrodku wypoczynkowym, którego budynki za sprawą kaprysu ekscentrycznego architekta wystylizowano na zakłady przemysłowe. Na zewnątrz hal panował wręcz wakacyjny spokój, przerywany jedynie... nie, nie hukiem młotów i jazgotem obrabiarek, ale śpiewem ptaków. Prawdziwym, organicznym.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoFabrykę Ferrari zwiedziłem przy okazji przedpremierowej prezentacji firmy Hot Wheels, która po 11 latach przerwy znów oferuje malutkie, ale świetnie odwzorowane repliki aut najsłynniejszej włoskiej marki.
Przeczytaj także: Obejrzałem Ferrari na każdą kieszeń. Pierwsza taka okazja od 11 lat
Fabryka Ferrari położona jest w cichym, ok. 17-tysięcznym Maranello w północnej części Włoch. To spokojne, wręcz senne miasteczko: ruch jest niewielki, dominuje niska zabudowa. Osią kompleksu fabrycznego jest Aleja Enzo Ferrari. Pozostałe fabryczne uliczki noszą nazwy mistrzów Formuły 1. Na żadnej tabliczce nie znajdziesz jednak nazwiska Schumacher.
Ferrari nie powinny być czerwone
Człowieka, który w bolidach Ferrari zdobył aż pięć tytułów mistrza świata kierowców Formuły 1, uhonorowano nieco dalej. Pośrodku pętli fabrycznego toru Fiorano stoi bowiem niepozorny budyneczek z czerwonym okiennicami: to właśnie w nim mieszkał Enzo Ferrari (nieformalnie nazywany "Il Commendatore"). A plac obok nosi właśnie imię Michaela Schumachera.
Przeczytaj także: Najbardziej szokujące detale w historii samochodów. Są tam nie bez powodu
"Il Commendatore" pamiętają też najwcześniejsze budynki kompleksu fabrycznego. Poznasz je po charakterystycznej barwie. Wbrew pozorom to wcale nie jest czerwień. Ukochanym kolorem Enzo był bowiem żółty, który wypełnia tarczę herbu Modeny, rodzinnego miasta założyciela Ferrari. Czas i pogoda zrobiły jednak swoje: dziś te budynki mają już piaskowy odcień.
Dlaczego więc synonimem Ferrari jest czerwień? Bo ówczesne przepisy nakazywały włoskim zespołom startować w czerwonych bolidach.
W kompleksie fabrycznym Ferrari w oczy rzuca się jeszcze jeden kolor: zielony. Aleja Enzo Ferrari jest solidnie zadrzewiona — kolejna rzecz, której byś się nie spodziewał, zwiedzając fabrykę. Zresztą drzewa i krzewy rosną nie tylko na zewnątrz hal, ale nawet w środku.
Jako pierwszą zwiedzam halę, w której powstają m.in. silniki. W ogromnym pomieszczeniu jednorazowo wolno przebywać jedynie 50 robotnikom, a poziom dźwięku nie może przekraczać 73 dB — to mniej więcej tyle, ile na niezbyt ludnej ulicy. I rzeczywiście — w hali jest zaskakująco cicho, żadnego huku młotów czy jazgotu obrabiarek. Mało tego, sporą powierzchnię zajmuje... skwer z krzewami. Byłem w wielu fabrykach, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem.
Fani skupią jednak wzrok na czymś, co stoi na metalowych stojakach — słynne czerwone głowice silnikowe (od nich pochodzi nazwa Testa Rossa, czyli czerwona głowa). To już ich ostatnie chwile luzem. Zaraz w obroty wezmą je Romeo i Julia.
Romeo i Julia, i ślub
Od razu widać, że to włoska fabryka. Bo kto inny nadałby romantyczne imiona Romeo i Julii dwóm... robotom, które zgodnie współdziałając i harmonijnie się uzupełniając, mocują głowicę do bloku silnika?
Przeczytaj także: Quiz o samochodowych realiach PRL. To był czas takich absurdów, że masz nikłe szanse na 5/10
Ferrari to jeden z niewielu niszowych producentów aut, który ma własną hutę. Na miejscu powstają więc wszystkie kluczowe komponenty silnika. Poza wałem korbowym, który wytwarza druga fabryka Ferrari: położona w Modenie, pół godziny drogi na północ od Maranello. Jeden wał korbowy to robota na... 16 dni.
Może trafiłem akurat na wyjątkowy dzień, ale pracownicy fabryki nie wyglądali na specjalnie zagonionych. Nie czuło się pośpiechu, ludzie chodzili w spokojnym, wręcz rozluźnionym tempie. No i chyba żaden inny robotnik na Ziemi nie nosi tak pięknych kombinezonów.
Te same efektowne czerwone uniformy witają mnie w kolejnej, jeszcze większej i już dwupoziomowej hali. To tu odbywa się finalny montaż samochodów. Do niedawna na parterze powstawały wyłącznie 6- i 8-cylindrowe Ferrari, a na piętrze jedynie auta z V12. Dziś wszystko się wymieszało. I to jest właśnie kolejne niesamowite zjawisko, praktycznie niespotykane w przemyśle motoryzacyjnym: na jednej linii montuje się kilka różnych modeli opartych na różnych platformach. Tu, między dwoma SUV-ami Purosangue, powstaje coupe 296 GTB, tam, za "bazową" Romą Spider, stoi topowe SF90 XX. Tylko Ferrari Daytona SP3 ma osobną linię produkcyjną. I tylko tam nie ma żadnego robota.
Wrażenie robi już sama pokrywa silnika Daytony czekająca na montaż — wydaje się większa od dwuosobowego materaca.
Dziennie powstaje tylko jedna Daytona SP3, pozostałe Ferrari składa się aż dwa dni. Dla nich przeznaczono dwie linie złożone łącznie z 35 stanowisk. Kluczowa jest stacja nr 14. To tam odbywają się zaślubiny.
Chodzi o montaż silnika w nadwoziu — tego silnika, którym wcześniej zgodnie zajmowali się Romeo i Julia. Ceremonia odbywa się w ciszy i jakoś nie słyszałem, żeby ktokolwiek pytał młodą parę o zdanie.
Kolejny odcinek to ukochany dział Enzo Ferrariego: Gestione Sportiva, czyli pion wyścigowy. Obiekt znajduje się po drugiej strony ulicy i kiedy do niego wjeżdżam, znów nie mogę się pozbyć wrażenia, że głównym produktem fabryki Ferrari są SUV-y Alfy Romeo.
Czy tu produkują Stelvio?
Najczęściej widywanym samochodem na parkingach — zarówno w fabryce, jak i w Gestione Sportiva — jest bowiem Alfa Romeo Stelvio, niemal bez wyjątku w czarnym kolorze. Serio, nigdzie nie widziałem naraz tylu tych SUV-ów, zupełnie jakby je tu produkowano (w istocie stelvio powstają też we Włoszech, ale pół tysiąca kilometrów dalej, w Cassino).
Naliczyłem też ok. 10 alf romeo tonale, za główną bramą fabryczną stało również kilka SUV-ów maserati levante, zaś obok hipernowoczesnego centrum R&D — samochód z Polski, czyli produkowany do niedawna w Tychach Fiat 500. I to taki najzwyklejszy, w kremowym kolorze, a nie z ekskluzywnej serii Tributo Ferrari.
Na samym końcu kompleksu Gestione Sportiva odwiedzam obszerną halę wypełnioną ok. 30 bolidami Formuły 1. Okazuje się, że to prywatne auta. Tak, Ferrari sprzedaje wyścigowe maszyny najbardziej lojalnym klientom. Ceny są tajemnicą, ale nie liczyłbym na mniej niż pięć milionów euro za sztukę (ok. 22 mln zł). Co ciekawe, transakcje obwarowywane są dwoma zasadniczymi warunkami: bolid nie może pochodzić z dwóch ostatnich sezonów i nie można go zabrać ze sobą. Maszyna musi pozostać w Maranello, gdzie ma najlepszą możliwą opiekę. Na dodatek pod nosem jest testowy tor Fiorano, wymarzony do jazdy takim pojazdem.
Wśród zdeponowanych bolidów, najwięcej widzę aut 10-15 letnich. Niemniej obok Ferrari F2012, którym w sezonie 2012 ścigał się sam Fernando Alonso, mamy tu też takie "youngtimery" jak Ferrari F1-91 vel 642 Jeana Alesi (1991 r.), Ferrari 126 C2 Patricka Tambay (1982 r.; 580 KM z 1.5 turbo!) czy Ferrari 312 Jody Schecktera z samej końcówki lat 70.
No i jest jeszcze Ferrari 499P, którym Włosi dwa razy z rzędu (w 2023 i 2024 r.) wygrali wyścig w Le Mans. A nie, przepraszam, to Ferrari 499P Modificata, czyli wersja sprzedawana osobom prywatnym. Jak na ironię, jest ona aż o prawie 1/3 mocniejsza od zwycięskiego bolidu z Le Mans (870 vs 680 KM), ponieważ Modificata nie musi spełniać wyścigowych przepisów ograniczających liczbę koni mechanicznych.