Kilka tygodni temu cały świat żył historią płonącego na Oceanie Atlantyckim transportowca Felicity Ace. Na jego pokładzie znajdowały się blisko 4 tys. samochodów koncernu Volkswagena, w tym modele Audi, Bentleya, Porsche i Lamborghini. Najbardziej cennym ładunkiem bez wątpienia było 15 ostatnich sztuk supersamochodów Aventador Ultimae. Niestety, żadnego auta nie udało się uratować, a częściowo spalone samochody ostatecznie spoczęły na dnie Atlantyku.
Jednak nie oznacza to, że liczba Aventadorów będzie mniejsza, niż zakładano, a pechowcy, do których płynęły te auta, obejdą się tylko smakiem. Serwis Car&Driver informuje, że dyrektor generalny Stephan Winkelmann potwierdził, że firma wznowi produkcję modelu Aventador Ultimae.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Jednak nie tylko Lamborghini znalazło sposób na dostarczenie klientom straconych na statku aut. Dyrektor generalny marki Bentley Adrian Hallmark powiedział w rozmowie z Auto News Europe, że firma ma już pomysł, jak szybko dostarczyć w krótkim czasie co najmniej 100 ze 189 straconych w katastrofie pojazdów. Pozostali klienci także dostaną swoje auta, ale będą musieli uzbroić się w cierpliwość – na dostawę mogą czekać nawet do sześciu miesięcy.
Z kolei dyrektor generalny Audi Markus Duesmann stwierdził, że około 1,8 tys. zatopionych pojazdów także ostatecznie trafi do klientów, ale ich produkcja "zajmie trochę czasu". Ile? Tego Audi już nie podaje.