Przypominamy najchętniej czytane materiały, jakie ukazały się w serwisie Auto Świat w 2023 r. Tekst pierwotnie został opublikowany w marcu 2023 r.

  • Sprzedaż używanego samochodu okazała się łatwiejsza, niż się spodziewałam. Niestety warunkiem było znaczne obniżenie ceny wyjściowej
  • Potencjalnych klientów najbardziej interesowało wyposażenie samochodu. Kręcili nosem na brak automatycznej skrzyni biegów i skórzanej tapicerki
  • Wydaje się, że najłatwiej i najszybciej jest sprzedać auto firmie handlującej używanymi samochodami. Tacy klienci zwykle odzywają się jako pierwsi. Trzeba liczyć się z dużo niższą ceną, ale to wygodna opcja dla tych, którzy chcą sprzedać samochód jak najszybciej
  • Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

"Proszę pani, cena jest za wysoka" – to pierwsze zdanie wypowiedziane przez potencjalnego klienta okazało się później kluczowe. I nic nie miało znaczenia: ani informacja o zaletach samochodu, ani podkreślanie, że to aktualnie przeciętna cena tego modelu o tych konkretnych parametrach. Kolejne telefony w takim tonie, a później cisza. To dało mi do myślenia.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Zobacz także: Sprzedawałem całkiem dobry, używany samochód. A kupujący na to...

Polacy szukają oszczędności

Używanych samochodów jest podobno na rynku coraz mniej, wydawałoby się więc, że każdy dobrze utrzymany i niezbyt "przechodzony" egzemplarz będzie na wagę złota. Rzeczywistość okazuje się inna, a według ekspertów w parze ze spadkiem podaży używanych aut idzie zmniejszenie popytu. Zwłaszcza na te w miarę nowe i stosunkowo drogie, tym bardziej że właśnie one w ciągu ostatniego roku zdrożały najbardziej.

"W przypadku samochodów używanych w 2022 r. ceny wzrosły średnio o 26 proc. Najwyraźniejsze zwyżki widać w segmencie samochodów pięcio-, dziesięcioletnich" – mówi Agnieszka Czajka, General Manager Otomoto, w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Dodaje, że Polacy, szukając oszczędności, częściej zwracają dziś uwagę na tańsze i starsze samochody lub w ogóle odkładają decyzję o zakupie.

Model szyty na miarę

Kupowany w polskim salonie, skonfigurowany dokładnie pod moje potrzeby samochód kosztował w 2018 r. nieco ponad 100 tys. zł, uwzględniając szereg bonusów od dealera. Auto niemal idealne, z mocnym jak na ten model silnikiem 1.6 163 KM (wersja DIG-T N-Connecta), komfortowe i łatwe w prowadzeniu, w miarę bogato wyposażone. Niechętnie się z nim rozstaję, ale niestety brakuje mu jednej rzeczy, na której, po wielu latach jeżdżenia różnymi samochodami, dziś szczególnie mi zależy: automatycznej skrzyni biegów. Nie chcę już "manuala".

Silnika wolałam nie myć, chcąc uniknąć ewentualnych szkód. Foto: Auto Świat
Silnika wolałam nie myć, chcąc uniknąć ewentualnych szkód.

To nie pierwsza moja transakcja tego typu. Mam już za sobą sprzedaże siedmioletniego Citroena Xsara Picasso i trzyletniej Toyoty Verso. Oba poszły w ciągu zaledwie 3-4 dni od publikacji ogłoszenia. Hasła "pierwszy właściciel" i "kupiony w polskim salonie" okazały się wtedy kluczowe. I, co ciekawe, żaden z klientów nie chciał sprawdzać auta w warsztacie ani nie życzył sobie jazdy próbnej. Po prostu zapłacili wynegocjowaną cenę i odjechali.

Zobacz także: Kupiłeś lub sprzedałeś samochód? Uważaj, bo czeka na ciebie sporo kosztownych pułapek!

Pora zacząć akcję, z założenia niezbyt przyjemną, bo użeranie się z wymagającymi klientami i odpowiadanie na absurdalne niekiedy pytania nie należy do atrakcji. Nissan najpierw jedzie do myjni na czyszczenie z zewnątrz i w środku. Uważam, że to ważne – sama nawet nie dotknęłabym brudnego samochodu wystawionego na sprzedaż. Potem sesja foto i ogłoszenie. Decyduję się na OtoMoto, Olx i Allegro. To ostatnie daje mniej możliwości, bo jest ograniczenie co do liczby wrzuconych zdjęć.

Cena przeciętna, a jednak za wysoka

Sprawdzam orientacyjne ceny. Okazuje się, że za ten model, z takim wyposażeniem i przebiegiem mogę liczyć na średnio ok. 80 tys. zł. Są i ogłoszenia za 90 tys., ale i 75 tys. (te ostatnie z większym niż mój przebiegiem). Zauważam, że znacznie więcej jest modeli ze słabszym silnikiem 1.2, te są też o wiele tańsze. Mój Qashqai ma drobny defekt – niewielkie otarcie przy tylnym reflektorze (typowa szkoda parkingowa), które będzie dla klienta podstawą do negocjowania ceny wyjściowej. Zaczynam od dość wysokiej ceny ponad 83 tys. zł. Nie chcę sprzedać Nissana za mniej niż 75 tys., ale liczę się z tym, że może nie być łatwo. W razie czego zawsze zostaje furtka w postaci firm handlujących samochodami. Niektóre deklarują, że wezmą od ręki, oczywiście za odpowiednio niższą cenę. To jednak ostateczność.

Zobacz także: Nissan X-Trail kontra Toyota RAV4. Która hybryda jest lepsza?

Szybko okazuje się, że "ostateczność" odzywa się jako pierwsza. Najpierw handlarz z drugiego końca Polski. Chce od razu wiedzieć, jaka jest minimalna cena, którą mogę zaproponować, bo inaczej nie będzie się fatygował. Odmawiam deklaracji, jest za wcześnie. Tego samego dnia odzywa się sieciówka handlująca używanymi samochodami. Proponuje wizytę w swoim lokalnym oddziale. I od razu informuje, że nie kupią samochodu za więcej niż… tu pada kwota prawie o 20 tys. niższa niż w ogłoszeniu. Aż mnie zatyka z oburzenia, mówię tylko "dziękuję, do widzenia". Później zaczyna się czarna dziura, nikt nie dzwoni przez dwa dni, w związku z czym zaczynam poważnie rozważać ofertę sieciówki. W tym czasie dostaję sms-a od pana, który proponuje mi profesjonalną sesję fotograficzną samochodu. Czyżby ta cisza w eterze to była wina kiepskich zdjęć?

Magia "siódemki" zadziałała

Wystawiłam samochód za 83 tys. zł z okładem w przekonaniu, że, skoro ceny poszły w górę, to trzeba się dostosować. Ale może nie zdążyły jeszcze urosnąć w głowach kupujących i ta ósemka z przodu działa odstraszająco? Po przemyśleniu zmieniam cenę. Spada poza psychologiczną barierę ósemki. Może "szczęśliwa siódemka" będzie kluczem do sukcesu?

Efekt jest niemal natychmiastowy. Telefon nagle ożywa. Niestety dzwonią głównie ludzie z daleka, którzy chcą negocjować cenę przez telefon. Pan z lubelskiego prosi o rezerwację samochodu, przyjedzie następnego dnia. Mam już złe doświadczenia z takim rezerwowaniem, więc wyjaśniam, że może przyjechać, ale niczego nie gwarantuję. Jeśli w tym czasie zgłosi się chętny z gotówką, to auto sprzedam. Mówi, że się zastanowi i oddzwoni. Nie oddzwania.

Dostaję za to kolejny telefon, tym razem z centralnej Polski. Łamię się i negocjuję cenę. Chcę mieć to jak najszybciej z głowy. I znów prośba o rezerwację. Jestem na nie. Pan deklaruje, że za pięć minut wsiada do samochodu i jedzie. Kwestia czterech godzin. "Ma pani za to gwarancję, że jak przyjadę, to biorę, bez sprawdzania, szukania mechaników" – przekonuje. A ja daję się przekonać. Gdy czekam na klienta, dzwoni inny. "A jeśli byłbym za dwie godziny?" — pyta, kiedy informuję o rezerwacji samochodu. Obiecuję, że zadzwonię, jeśli klient z centralnej Polski nie kupi auta.

Następny telefon i jeszcze sms z pytaniem dotyczącym wyposażenia. Cierpliwie odmawiam, zdając sobie sprawę, że to być może błąd. Pytania dotyczące wyposażenia pojawiają się najczęściej — zarówno ze strony indywidualnych klientów, jak i firm handlujących samochodami. Skórzane, najlepiej podgrzewane siedzenia, koniecznie klimatyzacja automatyczna, czujniki parkowania i kamery ze wszystkich stron — te elementy wydają się ważniejsze niż zalety silnika i komfort prowadzenia, o które jakoś nikt nie pyta.

"Byle nie diesel"

Na szczęście klient w końcu przyjeżdża. Ogląda samochód z latarką, jest już ciemno. Do tego oczywiście nieodłączny miernik grubości lakieru. Szybkie spojrzenie do wnętrza. Nawet nie wsiadł. "Przyjechałem kupić, a nie oglądać". Klient jest trochę zawiedziony, że to nie automat. Cieszy się jednak, że benzyna. "Jak szukałem samochodu, to myślałem: byle nie diesel" — mówi. O przyczynach spadku zainteresowania samochodami z silnikiem Diesla pisaliśmy już latem ubiegłego roku.

Mierzenie grubości lakieru to standardowa procedura podczas zakupu samochodu (zdj. ilustracyjne).
Mierzenie grubości lakieru to standardowa procedura podczas zakupu samochodu (zdj. ilustracyjne).

Klient dodaje, że na Nissany z mniejszą pojemnością silnika nawet nie patrzył. Podobno nie cieszą się najlepszą opinią.

Spisujemy umowę. Samochód sprzedaję ostatecznie za 75 tys., ciesząc się, że tak szybko w gruncie rzeczy poszło. Być może gdybym poczekała dłużej i negocjowała bardziej twardo, udałoby mi się osiągnąć tysiąc lub dwa więcej. Ale mogłoby być też całkiem odwrotnie, a ten klient zrobił na mnie dobre wrażenie. Chciałam, żeby mój samochód znalazł się w dobrych rękach.

Ładowanie formularza...