Europejska batalia o Euro 7 to gra o ogromne pieniądze. Dla producentów samochodów w Europie to prawdziwe być albo nie być, gdyż zaostrzenie przepisów dotyczących emisji cząstek stałych, dwutlenku węgla i tlenków azotu to nie tylko ogromne wyzwanie technologiczne, ale także duże ryzyko ogromnych kar w przypadku przekroczenia narzuconego limitu. Dla pomysłodawców projektu to zaś kolejny krok do ustanowienia zeroemisyjnego transportu i całkowitego zakazu sprzedaży aut spalinowych w krajach UE.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Okazuje się, że według medialnych doniesień przewagę w batalii zyskały koncerny samochodowe. Dziennikarze "Politico" dotarli bowiem do nowego projektu przepisów dotyczących ograniczenia emisji zanieczyszczeń z samochodów. Z informacji serwisu wynika, iż utrzymano obecnie obowiązujące wymagania normy Euro 6, kierując się m.in. obecnymi uwarunkowaniami geopolitycznymi i gospodarczymi. Na tym nie koniec.

Koniec ery taniego gazu i ropy z Rosji. Niemcy mają poważny problem

Uwzględniono również postulaty branży dotyczące zwiększonych obciążeń na rynku energii i surowców (era taniego gazu i ropy z Rosji skończyła się wraz z rozpoczęciem agresji na Ukrainę). Wygląda na to, że pod uwagę wzięto także argumenty dotyczące ogromnych nakładów na rozwiązania, które będą obowiązywać przez ledwie kilka lat aż do wprowadzenia zakazu sprzedaży aut spalinowych.

Oczekiwany sukces przemysłu nie wszystkim się podoba. Wystarczy wskazać organizacje ekologiczne, które dość intensywnie lobbowały za zaostrzeniem przepisów. Anna Krajińska z Transport & Environment cytowana przez "Politico" nie kryła rozczarowania, podkreślając, że zyski koncernów motoryzacyjnych okazały się ważniejsze od zdrowia mieszkańców Europy.

Na ostateczny projekt przepisów poczekamy jeszcze kilkanaście dni. Wskazuje się bowiem, iż 9 listopada poznamy ostateczną wersję aktu prawnego dotyczącego Euro 7. I dopiero wówczas zyskamy pewność, która ze stron będzie mieć powody do radości i jak to wpłynie na kierowców w całej Europie.