- Kierowcy aut osobowych po latach dostają wezwania do zapłaty za przejazd płatnymi odcinkami autostrad
- Wezwania dotyczą "opłat dodatkowych", a nie grzywien czy mandatów, co tylko utrudnia sprawę
- To, że kierowcy nie uchylali się od płacenia, ale po prostu nie zostali odpowiednio poinformowani o zmianach, nie jest podstawą do odmowy wniesienia opłaty
- Wniesienie sprzeciwu jest możliwe, ale wcale nie blokuje on tego, że opłata zostanie przymusowo pobrana
- Zapraszamy do udziału w ankiecie, która znajduje się pod artykułem
W grudniu 2021 r. na płatnych odcinkach państwowych autostrad zostały otwarte szlabany. Nie, nie dlatego, że zniesiono obowiązek płacenia za przejazd tymi drogami, ale dlatego, że zmienił się system płatności za autostrady. Na stronie Krajowej Administracji Skarbowej można było wtedy przeczytać: "System e-TOLL to nowoczesne rozwiązanie, oparte na technologii pozycjonowania satelitarnego, który od 1 października 2021 r. zastąpił dotychczasowy system viaTOLL. System e-TOLL służy do poboru opłaty elektronicznej za przejazd po wybranych odcinkach autostrad, dróg ekspresowych i krajowych zarządzanych przez GDDKiA. Szef Krajowej Administracji Skarbowej jest organem odpowiedzialnym za pobór opłaty elektronicznej przy pomocy systemu e-TOLL."
- Przeczytaj także: Pani Maria usłyszała dziwny dźwięk w swoim samochodzie. Wysiadła. I było już po wszystkim
E-TOLL zamiast viaTOLL-a: otwarte szlabany to była perfidna pułapka
O ile dla kierowców ciężarówek zmieniło się to, że musieli zamienić dotychczasowe urządzenia do uiszczania płatności na nowe, działające na innej zasadzie, to dla kierowców osobówek zmiana była mniej oczywista – zamiast domyślnego poboru opłat na bramkach wprowadzono zupełnie nowe rozwiązanie, a w zasadzie kilka rozwiązań do wyboru. Za przejazd płatnymi odcinkami autostrad można było zapłacić za pośrednictwem specjalnej aplikacji, zgłosić przejazd i wykupić e-bilet w wybranych punktach (ale oczywiście nie na dotychczasowych bramkach, bo to byłoby zbyt proste) albo zainwestować w urządzenie takie, jak to do ciężarówek. Domyślną formą płatności miała być wspomniana aplikacja, ale okazała się ona skandalicznym niewypałem. Problemy zaczynały się już od próby zarejestrowania w systemie, później okazywało się, że sama aplikacja bywa niekompatybilna z telefonami i innymi aplikacjami otwartymi w tle, a w dodatku nie wszędzie przy płatnych autostradach wystarczająco dobrze działał internet. W ciągu kilku miesięcy oficjalna, rządowa aplikacja została jedną z najgorzej ocenianych aplikacji w sklepie Googla, mimo prób usprawnienia bubla.
Nie to był jednak najgorszy problem – o ile kierowców aut ciężarowych w miarę skutecznie poinformowano o zmianach, to dla większości kierowców aut osobowych była ona całkowitym zaskoczeniem. Zabrakło skutecznych kampanii informacyjnych w mediach, a na samych płatnych trasach informacje były zupełnie nieczytelne – np. tuż przed wjazdem na płatny odcinek wyświetlana była informacja o tym, że zmienia się system z dotychczasowego viaTOLL-u na E-TOLL, ale bez żadnych konkretów, a często już w miejscu, w którym nie dało się np. zjechać z trasy.
Efekt był taki, że część kierowców, widząc otwarte szlabany, po prostu jechała, myśląc, że to kolejna autostradowa promocja – tak się czasem zdarzało, kiedy np. w okresach wakacyjnych czy przedświątecznych tworzyły się gigantyczne korki, na jakiś czas otwierano bramki, żeby je rozładować. Sygnał był wtedy oczywisty: otwarte szlabany, czyli przejazd jest za darmo! To była perfidna pułapka, która działała miesiącami. Część kierowców skorzystało wtedy z opcji awaryjnej: o ile nie zostało się przyłapanym na gorącym uczynku, to można było w ciągu trzech dni wstecznie zapłacić za przejazd, bez konsekwencji. Inni powodowali niebezpieczne sytuacje, stając na pasie awaryjnym albo przy bramkach, żeby w pośpiechu zainstalować aplikację, albo opłacić e-bilet przez internet.
Pan Daniel nie czytał Auto Świata...
Tyle, że żeby to zrobić, trzeba było mieć świadomość, że się trzeba za przejazd zapłacić. Państwo zachowało się wtedy tak, jak nieuczciwi operatorzy parkingów pod marketami: niby wolny wjazd dla każdego, ale gdzieś w krzakach stoi tabliczka z regulaminem i cennikiem...
I właśnie do tych, którzy nieświadomie dali się złapać w pułapkę, należał pan Daniel, który dopiero teraz, po niemal trzech latach, się o tym przekonał. Pan Daniel nie jeździł po Polsce zbyt często, nie śledził też np. strony Auto Świata, na której z dużym wyprzedzeniem ostrzegaliśmy o źle przygotowanej zmianie systemu płatności za autostrady. Do jego skrzynki trafił list od Dyrektora Izby Administracji Skarbowej, a w nim "Wezwanie do wniesienia opłaty dodatkowej w wysokości 500 zł, za naruszenie obowiązku wniesienia opłaty za przejazd autostradą."
Wezwanie dotyczy wjazdu na autostradę w grudniu 2021, czyli na samym początku działania wadliwego systemu. W liście Dyrektor Izby Skarbowej przedstawił panu Danielowi dwie opcje: albo zapłaci w ciągu tygodnia, to kwotę "opłaty dodatkowej" może pomniejszyć o 100 zł, a jeśli zapłaci później, to kwota zostanie podwyższona o odsetki ustawowe.
Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że od 1 lipca 2023 r. – w ramach przedwyborczego prezentu ówczesnej władzy – ten odcinek autostrady A2, o którym mowa w wezwaniu, stał się bezpłatny dla aut o DMC poniżej 3,5 tony, a takim właśnie pojazdem podróżował pan Daniel. To jednak w niczym nie zmienia jego sytuacji – w grudniu 2021 przejazd był płatny i na tej podstawie naliczono opłatę.
Kiedy przedawnia się opłata dodatkowa?
Dlaczego jednak dopiero teraz przyszło wezwanie? Czy ta kara nie powinna się przedawnić? Bo przecież zgodnie z kodeksem wykroczeń karalność wykroczenia ustaje, jeżeli od czasu jego popełnienia upłynął rok, a jeżeli w tym okresie wszczęto postępowanie, to karalność wykroczenia ustaje po upływie dwóch lat od zakończenia tego okresu. Więc wyjaśniamy: nie bez powodu w nagłówku nie ma mowy o karze – to opłata dodatkowa! Wezwanie nie dotyczy wykroczenia, a należności pobieranej w trybie administracyjnym przez administrację skarbową. Oznacza to, że na jej ściągnięcie skarbówka ma 5 lat i to nie od momentu nieopłaconego przejazdu – obowiązek wniesienia opłaty dodatkowej przedawnia się wraz z upływem 5 lat, licząc od ostatniego dnia roku kalendarzowego, w którym opłata dodatkowa powinna zostać wniesiona. Zignorowanie wezwania będzie skutkowało tym, że zostanie wystawiony tzw. tytuł wykonawczy, na podstawie którego np. z konta adresata wezwania zostaną pobrane pieniądze, albo sprawą zajmie się komornik – ale z konta zniknie wtedy nie 500 a co najmniej 680 zł.
Opłata dotyczy konkretnego dnia (niekoniecznie jednego przejazdu) – za każdy kolejny dzień, w którym ktoś wjechał na płatny odcinek autostrady, może zostać naliczona kolejna opłata. To, że pan Daniel dziś dostał wezwanie na 500 zł, nie znaczy, że skarbówka nie dokopie się później do kolejnych nieopłaconych przejazdów. Wątpliwym pocieszeniem może być to, że kierowcy ciężarówek mają jeszcze gorzej – dla nich kara jest trzy razy wyższa, a rzekomo profesjonalne, automatyczne urządzenia do uiszczania opłat też nie zawsze działają tak, jak powinny.
Jak się odwołać od konieczności wniesienia opłaty?
To, że chodzi o opłatę dodatkową, pobieraną w trybie administracyjnym oznacza, że wprawdzie w ciągu 14 dni można od takiego wezwania wnieść sprzeciw do Dyrektora Izby Skarbowej, ale nie oznacza to, że ten sprzeciw zwalnia od wpłacenia kary. Jeżeli sprzeciw zostanie uwzględniony, to urząd zwróci pieniądze. To nie mandat, którego można nie przyjąć, gdzie o karze decyduje później sąd!
Sprzeciw ma sens w kilku przypadkach – np. jeżeli mamy dowody, że opłata za przejazd została uiszczona (np. potwierdzenia transakcji), albo jeżeli auto nie było już naszą własnością i zostało to poprawnie zgłoszone. Nie ma sensu pisanie odwołania ze względu na to, że np. to nie my prowadziliśmy wówczas auto (do wniesienia opłaty zobowiązany jest właściciel auta, nawet jeśli to firma leasingowa czy wypożyczalnia – później właściciel może dochodzić zwrotu poniesionej opłaty od faktycznego kierowcy), albo kiedy się okaże, że mieliśmy wprawdzie e-bilet, ale przez pomyłkę pisarską był wystawiony na auto o innym, choćby o cyferkę, numerze rejestracyjnym.
Problem jest powszechny i dotyczy tysięcy osób – w sieci znaleźć można oferty osób, które specjalizują się w pisaniu odwołań i doradzają, jak uniknąć kary. Jaka jest ich skuteczność? Tego nikt nie wie.