• Pan Tomasz z Róży Wielkiej dostał gigantyczną grzywnę w związku z samochodami, które miał na swojej działce
  • WIOŚ przeprowadził kontrolę posesji pana Tomasza wraz z służbami celno-skarbowymi i Centralnym Laboratorium Badawczym
  • Na posesji doliczono się 31 samochodów, kara jednak spowodowana jest obecnością jedynie części z nich
  • Problemem okazał się niezadowalający stan samochodów i braki formalne

"Weszli na podwórko sami, bez niczyjej zgody, bez obecności właściciela, otwierali wszystkie samochody, robili zdjęcia, z dwóch samochodów zostały skradzione kluczyki" – skarży się pan Tomasz z Róży Wielkiej. Jego żal jest tym większy, że w wyniku kontroli został ukarany grzywną – uwaga – aż 180 tys. zł. Ma to być według niego kara za zaparkowanie na własnej działce 18 samochodów. Pan Tomasz doniósł o sytuacji – w tym o kradzieży kluczyków – na policję, a kary nie zamierza płacić, liczy na korzystny dla siebie wynik odwołania. Ale czy ma rację?

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Gigantyczna grzywna za parkowanie aut na swojej posesji: inspektorzy weszli na działkę, bo mogą

To nie do końca tak, jak wynika z doniesień medialnych – wyjaśnił WIOŚ w odpowiedzi na pytanie "Auto Świata". Owszem, prawdą jest, że w związku z samochodami trzymanymi na posesji pana Tomasza nałożono na niego grzywnę w wysokości 180 tys. zł, ale wcale nie jest to kara za parkowanie tych samochodów.

Tak naprawdę "nalot" na działkę w miejscowości Róża Wielka przeprowadzili inspektorzy WIOŚ wraz z funkcjonariuszami służby celno-skarbowej oraz Centralnego Laboratorium Badawczego. Ta niezapowiedziana wizyta nie była zresztą przypadkiem, lecz interwencją – służby dostały zawiadomienie o licznych zaparkowanych samochodach w tym miejscu. Czy donos pochodził od sąsiadów, którym być może przeszkadzał rozmach i uciążliwość przedsięwzięcia, czy raczej od konkurencji pana Tomasza – nie wiemy.

Dość powiedzieć, że samochodów "zaparkowanych" na posesji doliczono się 31, a nie 18.

Nie jest też prawdą, że inspektorzy WIOŚ "wtargnęli" czy też włamali się na działkę i działali tam całkiem sami. Na miejscu był ojciec pana Tomasza, który wyjaśnił, że samochody należą do syna. Ten jednak, choć został zaproszony do asystowania inspektorom w kontroli, tego dnia na działce się nie pojawił.

WIOŚ tłumaczy, że ma prawo do kontroli posesji bez względu na zgodę właściciela na podstawie ustawy o Inspekcji Ochrony Środowiska. Pozostaje pytanie: za co tak naprawdę ogromna kara finansowa?

Gigantyczna grzywna za parkowanie aut na swojej posesji: czy to samochody czy niebezpieczne odpady?

Co do parkowania większej liczby samochodów na własnym podwórku czy działce, nie jest to zabronione. Problem pojawia się w sytuacji, gdy są to pojazdy w kiepskim stanie.

Spośród 31 aut naliczonych na działce pana Tomasza inspektorzy WIOŚ 18 uznali za odpady. Odpad to, najogólniej rzecz biorąc, pojazd, który "nie rokuje", jakkolwiek w przypadku pojazdów sprowadzanych z zagranicy przesłanką do uznania pojazdu za odpad mogą być wpisy w dokumentach potwierdzających np., że auto brało udział w wypadku, szkoda uznana została za całkowitą i z tej przyczyny ponowna rejestracja w kraju pochodzenia jest niemożliwa. Tak się czasem dzieje w przypadku samochodów sprowadzanych z USA, nawet jeśli z technicznego punktu widzenia można je naprawić. Przesłanką do uznania pojazdu za odpad może być też kombinacja złego stanu i braku odpowiednich dokumentów. Oddajmy głos przedstawicielowi WIOŚ:

Okazuje się przy tym, że nie są to samochody znajomych, a w każdym razie żaden znajomy pana Tomasza do tych pojazdów się nie przyznaje. Jak zeznał inspektorom pan Tomasz, pojazdy-odpady ujawnione na posesji pochodzą z okresu dwóch lat. A za co grzywną?

Trzeba bowiem wiedzieć, że choć "skasowany" albo po prostu zużyty samochód można sobie bez ograniczeń kupić w dowolnym kraju należącym do UE, jeśli jednak jest to pojazd w stanie, który pozwala stwierdzić, iż jest to odpad, to bez odpowiedniej zgody przywieźć go do Polski nie wolno. Co innego samochód uszkodzony, a co innego odpad. To, że wiele samochodów sprowadzanych do Polski przez handlarzy jest w stanie "na granicy odpadu", nie znaczy, że jest to legalne. Raz, drugi czy trzeci się uda, a w końcu się nie uda.

Gigantyczna grzywna za parkowanie aut na swojej posesji: czy to miejsce parkowania czy nielegalna stacja demontażu?

Trzeba wiedzieć też, że aby na swojej posesji rozbierać na części samochody wycofane z eksploatacji, spuszczać z nich oleje i inne płyny, trzeba mieć stację demontażu. Każdy może taką stację otworzyć, trzeba jednak wcześniej spełnić szereg wymogów. Jeśli stacji nie mamy, a zwozimy na swoją posesję samochodowy złom, który sukcesywnie rozbieramy, prosimy się o kłopoty. Na działce pana Tomasza w Róży Wielkiej w ogóle nie zarejestrowano nie tylko stacji demontażu, ale jakiejkolwiek działalności gospodarczej.

To oznacza, że kłopoty pana Tomasza nie skończą się na grzywnie w wysokości 180 tys. zł (wychodzi 10 tys. zł za każdy samochód uznany za odpad).

Złom w trawie, lewe tablice. Każdy tak robi, więc i ja mogę?

Prawdą jest, że używanie przypadkowych tablic rejestracyjnych to specjalność polskich handlarzy samochodami sprowadzających auta z krajów UE, tak jak i walające się po podwórku niezarejestrowane samochody w wątpliwym stanie to częsty widok. Tak można działać, ale tylko do czasu kontroli, którą może nam "załatwić" sąsiad zirytowany hałasem albo bałaganem, bądź też konkurencja.

Z pisma WIOŚ, które dotarło do redakcji "Auto Świat" wynika, że służby prowadzą jeszcze co najmniej jedno postępowanie w sprawie "bałaganu" na podwórku pana Tomasza. Skończy się ono być może kolejną grzywną i – zapewne – zobowiązaniem do posprzątania terenu.

Bo coś takiego jak "prywatne złomowisko" albo "nieoficjalna stacja demontażu" to działalność, która nie powinna mieć miejsca – jest nielegalna i przy odrobinie pecha bardzo kosztowna. A podejrzenia, że ktoś prowadzi takie przedsięwzięcie, mogą się pojawić choćby z powodu nonszalanckiego podejścia do dokumentów aut sprowadzanych z zagranicy.