Większość z nas, gdyby była małymi chłopcami (lub dziewczynkami), bawiła się klockami Lego (inna sprawa, że bawi się nimi też część dużych chłopców – i nic w tym złego). Magia Lego polega m.in. na tym, że strukturę z jednej konstrukcji można często bez większego przerabiania zaadoptować do zupełnie nowej budowli. Szybko, prosto, kreatywnie. Niestety, w rzeczywistym świecie sprawy często wyglądają nieco inaczej i nie zawsze taki koncept zadziała. O czym zresztą boleśnie przekonała się Tesla.

Problem dotyczy Modelu Y, który – choć jest większy i cięższy – to częściowo bazuje na mniejszym Modelu 3. I nie ma w tym nic zaskakującego, bo przecież większość producentów wykorzystuje dziś modularne „klocki” do budowy różnych modeli, bo to jeden z najprostszych sposobów na to, by więcej zarobić, a mniej się przy tym napracować. I stracić mniej czasu. Sęk w tym, że klocki z modelu 3 nie zostały najwyraźniej wystarczająco dopasowane. Zamontowano je „ot tak” w Tesli Model Y. Więc to nie mogło się udać.

Efekt jest taki, że amerykańskie serwisy Tesli zalała fala skarg od klientów, którzy zdążyli zrobić Modelem Y maksymalnie kilkanaście tysięcy kilometrów, po czym wracali do serwisu z usterką – hałasuje zawieszenie. Wygląda na to, że problem dotyczy elementów przednich wahaczy, więc może mieć negatywny wpływ na prowadzenie samochodu. Według niektórych doniesień Tesla rozpoczęła „cichą” kampanię przywoławczą, w ramach której ASO będą wymieniały wadliwe części.

I choć częstym źródłem usterek w Tesli zazwyczaj jest elektronika, to już nie jest pierwszy raz, gdy marka stworzona przez Elona Muska ma problemy też z zawieszeniem w swoich autach. Poprzednio poprawiano m.in. w latach 2015-17 Modele S oraz X.