Toyoty z lat osiemdziesiątych czy początku dziewięćdziesiątych są kojarzone z prostymi samochodami wyposażonymi w toporną mechanikę. Przykładem pierwszej odwilży jest rok 1996 i wprowadzenie do silników benzynowych systemu VVT-i. Zmienne fazy rozrządu przyniosły ogromne korzyści. Dzięki nim motory zyskały większą moc, ich praca stała się płynniejsza, a osiągi zdecydowanie lepsze.

Mimo iż początkowo rozwiązanie VVT-i budziło wątpliwości dotyczące trwałości, lata eksploatacji pokazały, że nie było czego się bać. Japończycy wnikliwie sprawdzili system przed wprowadzeniem go na rynek.

Pirus - to się nazywa technologia!

Już dwanaście miesięcy później, bo w roku 1997 w historii Toyoty nastąpił prawdziwy, technologiczny przełom. To właśnie wtedy Japończycy pokazali pierwszy seryjnie produkowany samochód hybrydowy świata. Prius zrobił furorę. Napęd realizowany przez układ spalinowo-elektryczny w czasach, w których nie wszystkie samochody miały standardowo montowane poduszki powietrzne stanowił najnowszą zdobycz techniki i olśniewał. Docenili go nie tylko dziennikarze, ale także kierowcy. Mimo iż początkowo sprzedaż odbywała się wyłącznie w Japonii, już w roku 2000 „zielona” Toyota trafiła do salonów w Europie i Stanach Zjednoczonych.

Ogólna zasada działania Hybrid Synergy Drive mimo kilku generacji aut nie zmieniła się w sposób zasadniczy. Napęd jest jedynie systematycznie dopracowywany przez inżynierów. O ile Prius od początku nie posiadał sprzęgła, o tyle później Toyota pozbyła się także pasków napędowych. Zrobiono to w myśl zasady, że mniejsza ilość zawodnych elementów podwyższa bezawaryjność. Nowością jest również wprowadzony w trzeciej generacji Priusa silnik benzynowy korzystający z cyklu Atkinsona. Rozwiązanie jest znane od roku 1882, jednak dopiero Japończycy odkryli w nim potencjał. Opóźnienie zamknięcia zaworów dolotowych daje wyższy stopień sprężania i lepszą sprawność. To przekłada się z kolei na obniżenie wskaźnika energetycznego marnotrawstwa.

Oczywiście konikiem dla inżynierów Toyoty nie są wyłącznie samochody hybrydowe. Gdy udało im się wypromować ideę ekologicznej motoryzacji, wzięli się za doskonalenie motorów konwencjonalnych. Bardzo ważnym polem do popisu było unowocześnienie diesli. Japończycy najpierw wyposażyli jednostki napędowe w bezpośredni wtrysk paliwa i zaawansowane wtryskiwacze, następnie gruntownie przetestowali rozwiązanie i wprowadzili na rynek. Dzięki temu dzisiaj w ofercie mają ciche, mocne i oszczędne silniki wysokoprężne.

Sam wtrysk oczywiście nie wyczerpał prac nad dieslami. Z czasem Japończycy musieli pomyśleć również o filtrze cząstek stałych. W tej kwestii nie zdali się jednak na rynkowe trendy, a stworzyli własne rozwiązanie o nazwie D-CAT. Ich osadnik podobnie jak DPF nie podlega okresowej wymianie. Różnica polega na tym, że w silniku zamontowany jest dodatkowy wtryskiwacz. Ten podaje paliwo do filtra i tym samym inicjuje wypalanie zebranej w nim sadzy. Przewagą systemu D-CAT jest pełna bezobsługowość.

Mocniejsze i bardziej oszczędne silniki

Kolejnym krokiem na drodze technologicznego rozwoju było wdrożenie rozwiązań Optimal Drive. Mowa o dopracowaniu procesu spalania w jednostkach napędowych w taki sposób, aby zminimalizować wszelkie straty energetyczne. To pozwala w jeszcze większym stopniu wykorzystać potencjał motoru, co objawia się zmniejszonym apetytem na paliwo i niższą emisją CO2. Optimal Drive od pierwszej dekady XXI wieku systematycznie trafia pod maski kolejnych modeli Toyoty.

W roku 2011 na rynku pojawiła się druga odmiana Priusa. Mowa o wersji Plug-in Hybrid. Model na dystansie nawet 25 kilometrów jest napędzany motorem elektrycznym. Po wyczerpaniu energii w dużej baterii, siłę do kół dostarcza układ spalinowo-elektryczny korzystający z akumulatorów o mniejszej pojemności. Prius ładowany z gniazdka stanowi ważny krok w stronę w pełni zielonych samochodów. Obniża bowiem spalanie do zaledwie 2,1 litra benzyny oraz emisję CO2 do 49 g/km.

Japończycy bardzo wyraźnie ukierunkowali się na proekologiczne rozwiązania. Nie ma się zatem co dziwić, że prezentowanie kolejnych hybryd i ich modyfikacji przestało im wystarczać. Pod koniec zeszłego roku Toyota podniosła poprzeczkę. W połowie grudnia na rynku japońskim zadebiutował model Mirai - pierwszy seryjnie produkowany samochód zasilany ogniwem paliwowym. Ultranowoczesne rozwiązanie polega na zamontowaniu na pokładzie auta małej elektrowni. W jej wnętrzu dochodzi do utleniania cząsteczek wodoru. Skutkiem ubocznym reakcji są duże ilości energii oraz para wodna. Z rury wydechowej nie wydobywają się zatem żadne zanieczyszczenia!

Ogniwo wodorowe z całą pewnością będzie przyszłością motoryzacji i to przyszłością, którą Toyota w dużej mierze będzie miała okazję kształtować. Niestety na popularyzację technologii trzeba jeszcze trochę zaczekać. Głównym ograniczeniem nie jest brak świadomości wśród kierowców, a brak infrastruktury pozwalającej na tankowanie wodoru. Gdy tylko ta zostanie rozbudowana do wystarczających rozmiarów, Japończycy bez wątpienia zdecydują się na ekspansję. Najpierw zajmą kolejne światowe rynki, a później rozszerzą ofertę pojazdów.