• Nieznani sprawcy w ciągu kilku minut uruchomili silnik i odjechali Volkswagenem
  • California to jeden z najczęściej nagradzanych pojazdów. Auto wyróżniono nagrodą samochodu kempingowego roku 2018, 2019 i 2020 na targach turystycznych CMT w Niemczech
  • Według ekspertów od zabezpieczeń samochody kradzione metodą na walizkę zwykle trafiają do dziupli, gdzie są możliwie jak najszybciej rozbierane na części 

Volkswagen California znów na celowniku przestępców. Auto, które trzy lata z rzędu zdobyło prestiżową nagrodę samochodu kempingowego roku, cieszy się sporą popularnością nie tylko wśród miłośników kamperów. California wzbudza spore zainteresowanie złodziei. W zeszłym roku tylko w ciągu jednego tygodnia skradziono kilka egzemplarzy w bałtyckich kurortach. W tym roku ofiarą przestępców został Andrzej Gut-Mostowy, wiceminister rozwoju.

Nieznanym sprawcom wystarczyło zaledwie kilka minut, by otworzyć auto i uruchomić silnik. Na zarejestrowanym filmie widać, że jedna z osób niesie ze sobą plecak, w którym mógł być ukryty wzmacniacz sygnału z kluczyka. Dzięki temu złodzieje mogli najprawdopodobniej skorzystać z popularnej metody „na walizkę” i bez potrzeby forsowania zamka ominąć zabezpieczenia oraz uruchomić silnik.

Metoda „na walizkę” jest tym bardziej skuteczna, że samochodem można się przemieszczać bez kluczyka. Kierowca zobaczy co najwyżej ostrzegawczy komunikat na ekranie o kluczyku znajdującym się poza pojazdem.

Jakie są dalsze losy samochodu skradzionego metodą przechwycenia sygnału z kluczyka? Według ekspertów z firmy Gannet Guard, auta zwykle są przewożone do dziupli i rozbierane na części. „Po uruchomieniu pojazdu złodzieje nie mają szansy ponownie go „odpalić”. Walizka nie duplikuje bowiem sygnału kluczyka, a jedynie zwiększa jego moc. Przestępcy kierują się więc prosto do „dziupli”, gdzie z pomocą „rozbieraków”, czyli ekspertów od rozkładania auta na części (mechaników, blacharzy), zmieniają samochód w zestaw części, które następnie sprzedawane są na portalach internetowych, szrotach czy giełdach” – wyjaśnia jeden z ekspertów.

Strata jest tym bardziej bolesna dla wiceministra, gdyż auto służy jego dużej rodzinie. „Nasza rodzina jest sześcioosobowa, dlatego wszystkie wyjazdy, związane ze ślubami czy z wizytami na grobach odbywały się właśnie tym autem” – wyjaśnił polityk w rozmowie z tvn24.pl.