- Rafał Kosik sądzi, że w 2050 r. posiadanie własnego samochodu będzie wyglądać tak, jak dziś posiadanie konia: dość drogie i obwarowane utrudnieniami. Prowadzenie własnego auta stanie się niewygodne, a system organizacji ruchu przestanie temu sprzyjać
- Zdaniem pisarza, wraz z pojawieniem się w ruchu samochodów autonomicznych okaże się, że nie współgrają one z autami prowadzonymi przez ludzi. Samoprowadzące się pojazdy staną się obowiązkowe
- Rafał Kosik uważa, że jeśli latające samochody miałyby się upowszechnić, to musiałyby być autonomiczne. W przeciwnym razie grozi nam ogromna liczba katastrof
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu
Krzysztof Wojciechowicz: Jesteś nie tylko pisarzem, ale też wielkim fanem motoryzacji. Jak odbierasz przejście na elektromobilność?
Rafał Kosik: Wbrew pozorom nie mam nic przeciwko temu. Piszę science fiction i pojawiające się w wizjach przyszłości samochody zwykle nie są spalinowe. Wprawdzie jestem przywiązany do dźwięku silnika tłokowego, chciałbym jeździć V8, ale nie mam oporów co do samej idei elektromobilności. Problem polega na tym, że technologia jest jeszcze niegotowa, akumulatory małej pojemności, ciężkie, za długo się ładują i zbyt krótko żyją. Na dodatek sposób pozyskiwania energii w Polsce nie ma wiele wspólnego z ekologią. U nas prąd produkuje się głównie z węgla, i to częściowo z brunatnego.
Niedawno pojawiło się widmo kryzysu energetycznego związanego z sytuacją na Wschodzie. Całe szczęście, że nie mamy w Polsce tylu samochodów elektrycznych, bo już mielibyśmy poważny problem, jak je ładować.
Ciąg dalszy wywiadu pod materiałem wideo:
Jak się zmieni motoryzacja za 10 lat i jaka może być w 2050 r.?
Trudno z dużym prawdopodobieństwem snuć prognozy na kilkadziesiąt lat, bo wystarczy jedna zmiana, jeden niespodziewany genialny wynalazek, który wywróci wszystko do góry nogami.
Już widzimy, że drogi w miastach stają się coraz węższe i przybywa im szykan w postaci progów zwalniających, zakrętów i wysepek. Remont większości ulic w Warszawie – jeżeli nie są to przelotówki – zmienia je w tor na orientację, testujący refleks kierowcy i wytrzymałość zawieszenia. Z czasem kwestię takich ograniczeń zapewne załatwi odpowiedni software samochodu. Czy mnie taka wizja cieszy? Jasne, że nie, ale obawiam się, że nikt nie będzie pytał użytkowników o zgodę. Już dziś w niektórych elektrycznych hulajnogach włącza się ogranicznik prędkości, kiedy system rozpozna, że ich użytkownik wjechał w obszar o większym natężeniu ruchu pieszych.
Przeczytaj także: Wielkie motoryzacyjne mity. Sprawdzamy, jak było naprawdę
I tak zbliżamy się do samochodów w pełni autonomicznych, które będą się prowadzić same...
To naturalna kolej rzeczy, choć nie powiem, żeby to mi się podobało. Jeśli w ruchu pojawią się modele autonomiczne, to się okaże, że nie współgrają z samochodami prowadzonymi przez "biologicznych" kierowców.
Jak to?
Dla przeciętnego człowieka prowadzenie auta to nie tylko sztywna litera przepisów, ale rodzaj gry miejskiej. Wiesz z grubsza, kto cię wpuści, wiesz, gdzie się możesz wepchnąć i gdzie trzeba jechać szybciej albo wolniej, niż mówią znaki. Maszynowe stosowanie się do przepisów może mylić innych użytkowników ruchu, którzy kierują się zwyczajem i intuicją, bo nie traktują przecież kodeksu jako ciągu instrukcji dla komputera.
A skoro "biologiczni" kierowcy nie będą sprawnie koegzystować z autami autonomicznymi, to te drugie staną się obowiązkowe. I wtedy większość ludzi już nie będzie potrzebowała auta na własność. Poza tym staną się one za drogie.
Dlaczego?
Miasto zechce odzyskać przestrzeń zabraną przez auta, zwłaszcza te parkujące poza terenem prywatnym. Z punktu widzenia mieszkańców samochód, który stoi przez większość doby, niepotrzebnie zajmuje miejsce wspólne. Dlaczego więc nie wprowadzić na tyle słonej opłaty za postój, że postawi ona pod dużym znakiem zapytania sens kupowania auta? I znów, czy mnie taka wizja cieszy? Jasne, że nie. Jestem zwolennikiem stosowania zachęt, a nie kar i utrudnień.
Zresztą prywatny samochód może się stać zwyczajnie niepotrzebny większości ludzi, jeśli wszystko da się załatwić bez niego. Zakupy przywiezie kurier lub automat, pracować będziemy zdalnie.
Nie rozumiem. Przecież samochód to symbol wolności, swobody i niezależności. Jedziesz, kiedy chcesz, nie jesteś związany rozkładem jazdy…
Ludzie wyzbywają się wolności na rzecz bezpieczeństwa i wygody, więc auto nie będzie już dla nich wyrazem swobody. Poza tym spada rola jednostki na rzecz roli społeczeństwa, ludzi jest coraz więcej, miejsca coraz mniej, ograniczenia są więc konieczne. 30 lat temu mój sąsiad parkował pod blokiem autokar, bo było na to miejsce. Teraz trudno to sobie wyobrazić. Jednak bardzo bym nie chciał sytuacji, w której władza będzie stosowała przymus zmiany stylu życia.
Czyli ludzie nie będą już mieli własnych samochodów?
Być może w roku 2050 prywatny samochód będzie rzadkością, pewności nie mam. Alternatywnych modeli jest kilka, jak chociażby car sharing, czy inteligentny zbiorkom. Być może rozwój technologii pozwoli na transport, w którym pasażerowie będą mieli wpływ na bieżącą trasę pojazdu. Byłoby to coś pomiędzy autobusem a taksówką.
Sądzę, że i tak zawsze pozostanie garstka pasjonatów z prywatnymi autami, ale będzie to wyglądać tak, jak dziś posiadanie konia: będzie dość drogie i obwarowane utrudnieniami. Prowadzenie własnego samochodu stanie się niewygodne, a system organizacji ruchu przestanie temu sprzyjać, przybędzie zatem miejsc, do których nie będzie można nim wjechać. Wyobraź sobie, że próbujesz dziś w Warszawie dojeżdżać do pracy dorożką!
Znikną prawa jazdy, kursy i egzaminy?
Tak. Zauważyłem, że moim znajomym, którzy nie mają prawa jazdy, odpada kilka zmartwień. Nikt ich nie poprosi, żeby przewieźć cioci regał, nie ciąży na nich odpowiedzialność związana z prowadzeniem samochodu, nie muszą w piątkowy wieczór myśleć, ile mogą wypić, żeby rano być trzeźwym.
Jak oceniasz ryzyko jazdy w pełni autonomicznymi samochodami? Przecież ich system operacyjny może się zawiesić, zawiesić może się też cały ekosystem producenta, nie mówiąc o ataku hakerskim na auto?
Wiesz, zwykła nowoczesna winda ma podwójne zabezpieczenia... Myślę, że jeśli już się zdarzy grubsza awaria, to auta będą tak zaprogramowane, aby się zatrzymać przy poboczu. Jasne, atak hakerski może zmienić wszystko, ale spójrz na ruch lotniczy. Niby teoretycznie można zhakować autopilota, ale dzięki wielopoziomowym zabezpieczeniom to się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
Jaki jest napęd przyszłości?
Obecnie najbardziej ekologiczny jest zwykły spalinowy silnik na wodór, jednak to paliwo jest pod wieloma względami problematyczne. Może więc silnik spalinowy na alkohol? Paliwo pochodzi z odnawialnych źródeł, produktem jego spalania są głównie dwutlenek węgla i woda, sam silnik zaś można remontować w nieskończoność. Napęd elektryczny wyprzedzi go dopiero wtedy, kiedy pojawią się czyste źródła energii oraz akumulatory o znacznie dłuższej żywotności niż obecnie i w całości zdatne do recyklingu.
A jak będziemy sterować klimatyzacją, audio, nawigacją czy choćby kierunkowskazami? Ręką? Głosem? Myślą?
Na sterowanie tymi funkcjami myślą poczekamy pewnie jeszcze kilkadziesiąt lat – przecież od możliwości włączenia myślą zwykłej lampki nocnej dzielą nas ze dwie dekady. Dla człowieka najbardziej naturalny jest dotyk. Głos już nie, gesty też, bo trzeba się skupić, żeby wykonać w powietrzu określony ruch ręką. W smartfonach gestami można obsługiwać wiele funkcji, a jakoś mało kto tego używa, bo to po prostu mniej wygodne. Najlepsze w samochodach są zwykłe fizyczne przełączniki i pokrętła, w które trafisz w ciemno, bez odrywania wzroku od drogi. Nie da się tego powiedzieć o ekranie dotykowym.
Czy system rozpoznawania twarzy stanie się na tyle doskonały, a dostarczające mu danych kamery tak powszechne, że kierowcy będą non stop pod okiem policji i w razie naruszenia przepisów zostaną natychmiast ukarani mandatem?
Jeśli da się to zrobić, to się to zrobi. "Walka" między obywatelem a rządem trwa od zawsze. Każdy rząd chce mieć jak największą kontrolę nad obywatelem w każdym aspekcie życia – wszystko pod hasłem bezpieczeństwa. Wróżę zatem prosperitę dla producentów sztucznych wąsów :)
A może podczas postępującej katastrofy klimatycznej samochody – nawet te elektryczne – będą postrzegane jako jej winowajcy, budząc powszechną wrogość?
Możliwe, bo psychologia tłumu jest trochę nieprzewidywalna. Załóżmy jednak, że nastąpi krótki okres ochłodzenia klimatu. Wtedy trend się odwróci. Tłum zacznie mówić, że grozi nam kolejne zlodowacenie i trzeba emitować więcej CO2. Ludziom da się wmówić wszystko, a gdy emocje biorą górę, rozum idzie spać.
Czy na rynek trafią samonaprawiające się auta?
Raczej nie, bo to nieopłacalne, nawet nie dlatego, że serwisy staną się zbędne. To po prostu będzie za drogie technologicznie.
A latające samochody? Będą czymś powszechnym?
Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Konstrukcja auta, które ma być wygodne i ekonomiczne ma się nijak do konstrukcji samolotu. Nie ma ekonomicznego sensu budowy takiej hybrydy. Ludzie są zwierzętami naziemnymi, więc dobrze się orientują w dwóch wymiarach, trzeci to już dla nich coś nowego. Jeśli latające samochody stałaby się powszechne, to musiałyby być autonomiczne, w przeciwnym razie liczba katastrof byłaby ogromna. Ludzki mózg nie jest przystosowany do latania w takim zagęszczeniu. Ptaki w stadach nie wpadają na siebie, bo nauczyły je tego miliony lat ewolucji. Zresztą wcale nie wiadomo, czy latające samochody w ogóle przyspieszyłyby transport. Jeśli miałyby się już pojawiać, to jako nieliczne, uprzywilejowane pojazdy.
To może teleportacja stanie się możliwa? Oznaczałoby to ostateczny koniec samochodów...
Jeśli już się pojawi taka możliwość, to na pewno nieprędko. Wprawdzie udało się już teleportować pojedyncze cząstki, ale nawet to wymagało ogromnej energii. No i przypominam, że teleportacja w obecnych wizjach fantastycznych nie jest do końca poprawna. Teleportacja to kopiowanie, czyli pozostaje "drobny" problem, jak skasować oryginał.
- Przeczytaj także: Czy auta, które wyprzedziły swoje czasy, odniosły sukces?
To może samochody nie będą już nikomu potrzebne, bo da się przenieść ludzką świadomość do internetu i tam podróżować dokąd się zechce w ułamku sekundy?
Neurolodzy, biolodzy i fantaści od lat się spierają czy to w ogóle możliwe, czy świadomość może istnieć w oddzieleniu od ciała, czy nie potrzebuje odbieranych przez ciało bodźców, żeby funkcjonować. Tak czy inaczej, to bardzo odległa przyszłość. Kiedy się przeniesie umysł do sieci, to już nie będzie to człowiek, tylko algorytm. Od tego to ja już wolę dobry, stary samochód, najlepiej z silnikiem V8.