- Wynajem samochodu w Czarnogórze okazał się bardziej zaskakujący, niż oczekiwaliśmy. To wcale nie było miłe zaskoczenie
- Wynajmowany pojazd, choć prosty w wyposażeniu, miał wiele uszkodzeń, które lepiej było sfotografować
- Wypożyczenie samochodu w innym kraju daje wielkie możliwości zwiedzania, ale trzeba się z nim obchodzić dosłownie jak z jajkiem, by nie zostać nabitym w butelkę
- Koszty wynajmu nie kończą się na cenie auta
- Informuj o wszystkich nietypowych zamiarach
- Wynajem auta za granicą. Nie oczekuj cudów i zrób doskonałą dokumentację zdjęciową
- Na granicy dostaliśmy gorzką nauczkę. Nie było pozwolenia
- Bardzo wolna Skoda okazała się za szybka
- O wypożyczone auto dbaj bardziej niż o swoje
- Przy zwrocie lepiej nie dawać powodów do wątpliwości
- Obsługa nie dowierzała, że zapomniała dać pozwolenie na wyjazd za granicę
- Nie trzeba się bać wypożyczania, ale trzeba być wyjątkowo czujnym
O tym, że wyjeżdżamy do Czarnogóry na kilka dni, wiedzieliśmy już wiele miesięcy wcześniej, jednak dopiero tuż przed wylotem zaczęliśmy się interesować, co dokładnie chcemy tam robić i jak się przemieszczać. Wraz z moją partnerką szybko uznaliśmy, że ten niewielki kraj będzie zdecydowanie wygodniej zwiedzać samochodem. Włączyłem więc wyszukiwarkę, znalazłem niezłą ofertę i zarezerwowałem małe auto. Koszt? 110 zł za pięć dni wynajmu od środy południa do niedzieli południa. Bardzo tanio.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoKoszty wynajmu nie kończą się na cenie auta
Od razu zdecydowałem się także na dodatkowe ubezpieczenie w razie szkód, które zostało zaproponowane podczas składania rezerwacji jeszcze na stronie agenta. Było ono droższe niż samo auto, bo wyniosło niecałe 150 zł, jednak uznałem, że w obcym kraju i z samochodem z wypożyczalni lepiej dmuchać na zimne, bo nawet najmniejsza szkoda będzie znacznie droższa niż to ubezpieczenie. Po opłaceniu wszystkiego byłem gotowy do zwiedzania pięknej Czarnogóry.
Informuj o wszystkich nietypowych zamiarach
Przylot na miejsce był zgodnie z rozkładem, kontrola paszportowa poszła gładko, przyszedł więc czas na odebranie naszego samochodu. Ze znalezieniem punktu wypożyczalni nie było problemu, tym bardziej że lotnisko w Podgoricy jest wyjątkowo małe, szczególnie jak na stolicę państwa. Przy okienku poinformowałem o mojej rezerwacji, a także zaznaczyłem, że będę chciał wybrać się autem do Bośni i Hercegowiny, gdzie mieliśmy zaplanowany rafting.
Co ważne, informacja o zamiarze wyjechania samochodem poza granice kraju jest niezbędna, bez tego można dostać karę w wysokości 500 euro. Samo pozwolenie na wyjazd także nie jest darmowe - według regulaminu kosztuje 69 euro. Tu jednak pojawiło się pierwsze zaskoczenie, bo obsługa poinformowała, że opłata jednak jest wyższa o 10 euro. Cóż, pomyślałem, że może przeczytałem starszy regulamin, zresztą nie było o czym dyskutować, bo bez pozwolenia i tak bym nie wyjechał, a rezygnacja z wynajmu nie wchodziła w grę. Nie miałem innego wyjścia, jak zapłacić 79 euro, czyli ponad trzy razy więcej, niż sam koszt wynajmu. Później już poszło gładko: obciążenie karty kredytowej kaucją i propozycja dodatkowego ubezpieczenia, na które się nie decydowałem, bo wcześniej zakupiłem jedno od agenta.
- Przeczytaj także: W końcu. Koniec kłótni o lewy kierunkowskaz na rondzie. Jest wyrok sądu
Wynajem auta za granicą. Nie oczekuj cudów i zrób doskonałą dokumentację zdjęciową
Poszliśmy odebrać samochód, którym była czerwona Skoda Fabia w wersji ABC (absolutny brak czegokolwiek), poza podstawowym wyposażeniem. 60-konna "czerwona strzała" miała jednak klimatyzację i elektryczne szyby, a więcej od auta z wypożyczalni nie wymagam. Podczas odbioru bardzo dokładnie przyjrzałem się Skodzie i zrobiłem całą serię zdjęć, tym bardziej że znalazły się rysy i wgniotki (nawet klapka wlewu paliwa była porysowana na rancie), nie było też anteny, a kołpaki były mocno porysowane. Fabia, choć była umyta, to środek mógłby być dokładniej wysprzątany. Co ważne, nasze auto nie było zatankowane do pełna, a nieco poniżej połowy i miało wrócić z takim samym stanem baku, co może powodować pewne problemy i potencjalne straty dla wynajmującego. Protokół zdawczy podpisany, czas w drogę.
Nasza Skoda poza tym, że wymagała ode mnie niemal ciągłego wciskania pedału gazu do podłogi, spisywała się dobrze, choć radio ze względu na brak anteny słabo odbierało w tym bardzo górzystym kraju. Wtedy jednak byliśmy zadowoleni. Jeszcze nie wiedzieliśmy, że następny dzień szykuje dla nas przykrą niespodziankę.
Na granicy dostaliśmy gorzką nauczkę. Nie było pozwolenia
Wyjazd za granicę oznaczał trasę w okolicach 170 km, z czego ostatnie 10 km było już po stronie Bośni i Hercegowiny. Wyjechaliśmy o 6 rano, bo droga miała trwać cztery godziny - w Czarnogórze praktycznie nie ma autostrad, a drogi są kręte, więc podróże trwają.
Po przejechaniu wyjątkowo pięknej drogi z malowniczymi widokami, w końcu dotarliśmy do granicy z Bośnią. Strażnik sprawdził nasze dokumenty, a następnie, zamiast nas puścić, rzekł tylko łamaną angielszczyzną "wait a minute" i wyszedł z budki. To był zdecydowanie zły znak.
Niedługo potem okazało się, że problemem okazała się nasza "czerwona strzała", a raczej brak pozwolenia na wjazd wypisanego przez właściciela. Na to wskazałem strażnikowi raport z rachunkiem za pozwolenie na przejazd przez granicę, jednak to nic nie dało - my mogliśmy pójść piechotą, ale samochód musiał zostać. Strażnicy byli bardzo mili i chcieli pomóc, nawet sami dzwonili do wypożyczalni i rozmawiali z obsługą - ja niestety nic z tej rozmowy nie zrozumiałem. Potem kazali, by samemu zadzwonić, ale nasze telefony nie miały zasięgu w tamtej okolicy. Oni rozłożyli ręce, my też. Na rafting i tak byliśmy już mocno spóźnieni, więc nawet próba jazdy "na stopa" by nic nie dała. Nie pozostało więc nic innego, jak zawrócić do naszego noclegu oddalonego o cztery godziny jazdy.
Po odzyskaniu zasięgu w telefonach okazało się, że wypożyczalnia także próbowała się z nami kontaktować telefonicznie i SMS-em, ale było to po kilkunastu minutach, już za późno, by wrócić. Poinformowałem więc wypożyczalnię, że będę chciał odzyskać pieniądze za pozwolenie, które okazało się fikcyjne.
- Przeczytaj także: Orlen zaoferuje promocję na paliwo. Ulży portfelom. Przy dystrybutorach może być tłoczno
Bardzo wolna Skoda okazała się za szybka
Zdenerwowanie sprawiło również, że byłem mniej czujny, co skończyło się... mandatem. Przekroczyłem bowiem prędkość - na ograniczeniu do 60 km na godz. jechałem 72 km na godz. Mandat to 34 euro. Muszę tu także pochwalić policjantów z Czarnogóry za dobry poziom języka angielskiego. Przy okazji także wspomnę, że w Czarnogórze trzeba uważać na patrole. Jest ich zdecydowanie więcej niż w Polsce, a znaki z ograniczeniami łatwo przeoczyć, przez co nawet bardzo wolnym samochodem można zarobić kilka mandatów.
O wypożyczone auto dbaj bardziej niż o swoje
Czarnogóra jest także w kilku miejscach mocno "rozkopana", trzeba więc szczególnie uważać na wypożyczone auto, choć czasem i tak nie da się uniknąć szkód. W naszym przypadku kamień lecący spod kół ciężarówki jadącej z naprzeciwka uderzył w karoserię Skody, generując przy tym duży huk. To zwiastowało kłopoty, ale na szczęście przy oględzinach nie zauważyliśmy żadnych uszkodzeń.
Przy zwrocie lepiej nie dawać powodów do wątpliwości
Przez cały wyjazd Skoda sprawowała się dobrze, można było nim wjechać w ciasne miejsca, a spalanie okazało się bardzo zadowalające - idealny samochód z wypożyczalni. Mimo nieprzyjemności na granicy chcieliśmy zostawić po sobie dobre wrażenie i nie dawać powodów do naliczania dodatkowych opłat, dlatego w dniu oddania umyliśmy i odkurzyliśmy auto (co w sumie kosztowało ok. 1,5 euro), a na zwrot przyjechaliśmy ok. godzinę przed planowanym terminem oddania. Skoda została obejrzana przez pracownika wypożyczalni, który zrobił też zdjęcia i ku mojemu zaskoczeniu wcale nie oglądał wnikliwie samochodu, czego bałem się, czytając różne opinie. Nie było też żadnych uwag, a kaucja w wysokości 1200 euro została zwrócona.
Obsługa nie dowierzała, że zapomniała dać pozwolenie na wyjazd za granicę
Podczas zwrotu zaznaczyliśmy też, że chcemy zwrotu pieniędzy za pozwolenie na przejazd przez granicę. Obsługa była na początku zaskoczona, że nie mogliśmy przejechać, ale po kilku wnikliwych pytaniach o całą sytuację, upewnieniu się, że nie dostaliśmy dodatkowego dokumentu, zobaczeniu rozmowy SMS z innym pracownikiem z dnia próby przekroczenia granicy, a nawet po sprawdzeniu, czy pozwolenie nie zawieruszyło się gdzieś w aucie, dali za wygraną i uznali, że zwrot zostanie zrealizowany. Na szczęście wszystko przebiegło w dobrej atmosferze i nie było próby wykręcenia się z odpowiedzialności przez wypożyczalnię.
- Przeczytaj także: Nowe przeglądy jeszcze w 2025 r. Będzie dużo drożej i trudniej. Wielu kierowców nie dostanie pieczątki
Nie trzeba się bać wypożyczania, ale trzeba być wyjątkowo czujnym
Lepiej więc dmuchać na zimne i dobrze przygotować się do wypożyczenia samochodu. Nawet jeśli pracownicy wydają się kompetentni, nie robią problemów i są mili, lepiej ograniczyć zaufanie i zadbać o dobrą dokumentację, zarówno zdjęciową auta, jak i o poszczególne dokumenty, które powinniśmy otrzymać z samochodem, a także trzymać wszystkie rachunki. Poza tym lepiej naprawdę dbać o auto i parkować w bezpiecznym miejscu, a przy zwrocie nawet pobieżnie umyć i odkurzyć, by nie dać żadnych podstaw pracownikom wypożyczalni, do naliczenia nam dodatkowych opłat. Uważać też trzeba na warunki umowy, bowiem najtańsze auta często mają limit kilometrów, po którego przekroczeniu płaci się spore pieniądze za każdy przekroczony kilometr.
Trzeba po prostu uważać bardziej niż z własnymi czterema kółkami, bo problemy przy wypożyczaniu samochodu mogą być kosztowne, zaskakujące i potrafią zepsuć wymarzony wyjazd. W naszym przypadku udało się uniknąć najgorszego scenariusza, choć dostaliśmy sporą naukę na przyszłość.