Pierwsze nagrania z miejsca tragedii pojawiły się w sieci kilka miesięcy temu, ale dopiero niedawno na YouTube ukazało się wideo dokładnie dokumentujące tę tragiczną scenerię.

Szokujące nagranie przedstawia pozostałości po aucie Ferrari. Pojazd został dosłownie rozczłonkowany, po tym jak wypadł z drogi tuż za zakrętem i uderzył w drzewa. Po całej okolicy porozrzucane są pojedyncze elementy, z których zbudowany jest włoski bolid. Siła uderzenia była tak potężna, że łączenie silnika i skrzyni biegów zostało rozerwane. Wśród powalonych drzew widać ślady pożaru, ale niektóre części, jak silnik czy pas tylny, oderwały się od wraku z taką siłą, że znalazły się poza zasięgiem ognia.

Dlaczego dochodzi do takich tragedii? Czy w pewnym sensie odpowiedzialność za tego typu zdarzenia nie leży po stronie sportowych systemów zwiększających trakcję i bezpieczeństwo czynne? Jeśli tak faktycznie jest, to być może dzieje się to z dwóch powodów. Po pierwsze "wspomagacze" dają kierowcy fałszywe wrażenie samodzielnego panowania nad trakcją, a po drugie reakcje elektroniki przesuwają punkt krytyczny. Chodzi o to, że zanim dojdzie do utraty przyczepności, to elektronika często zdąży już interweniować i pozwala na dalsze rozpędzanie. Przez to w momencie, kiedy kierowca i komputer tracą zupełnie kontrolę, to bolid może być ekstremalnie rozpędzony. W takich przypadkach wypadki kończą się tak tragicznie, jak ten z udziałem Ferrari.

Podobne zdarzenie miało niedawno miejsce w Polsce, w okolicy Mikołajek. Wtedy to Porsche uderzyło w drzewo i rozleciało się na kawałki, a na miejscu zginęli kierowca i pasażer.