3 września 1987 r. do historii przeszedł jako "czarny czwartek" stołecznej komunikacji. Krótko po godz. 13.00 jadący ul. Wolską tramwaj nr 26 powinien planowo przejechać skrzyżowanie z ul. Młynarską na wprost i pokonywać kolejne przystanki w kierunku Pragi.
Zerknij: Koniec kar za brak prawa jazdy dla tych, co je mają
Motorniczy nie zauważył przełożonej zwrotnicy
Jednak kierujący składem motorniczy nie zauważył przełożonej ręcznie w lewo zwrotnicy (chwilę wcześniej jechał tędy skład techniczny). W efekcie tramwaj gwałtownie skręcił i zajechał drogę tramwajowi linii 27. Pojazd wbił się w bok pierwszego wagonu.
Czytaj: Karetka jechała po S7. Tak zachowali się kierowcy [WIDEO]
Bilans zderzenia był tragiczny. 73 pasażerów zostało rannych, a 7 zginęło. Ratownicy, aby dotrzeć do poszkodowanych, musieli rozcinać zmiażdżone metalowe wagony.
Prokuratorskie śledztwo wykazało, że feralnym tramwajem kierował początkujący motorniczy. 29-letni Wojciech S. został nawet tymczasowo aresztowany pod zarzutem rażącego naruszenia zasad bezpieczeństwa, co spowodowało katastrofę.
Sprawdź: Uważaj na te foteliki, od 1 września są zabronione
Rozpędzony pociąg staranował skład pasażerski
Dwie i pół godziny później stolicą wstrząsnęła druga z katastrof. Stojący przed semaforem przed stacją Warszawa Włochy pociąg osobowy do Sochaczewa został staranowany przez inny pociąg osobowy, który z niewyjaśnionych przyczyn znalazł się na tym samym torze. Skład mimo ograniczenia w tym miejscu prędkości do 20 km na godz. pędził tutaj 3 razy szybciej. W wyniku zderzenia pociągów zginęło osiem osób, a kilkadziesiąt zostało rannych.
"4 września był w Warszawie dniem żałoby. Odwołano spektakle teatralne, zamknięto kina i lokale rozrywkowe. Mieszkańcy stolicy połączyli się w bólu z bliskimi ofiar tragicznych wypadków komunikacyjnych" — donosił "Dziennik Polski".
Na rzecz osób w szpitalach warszawiacy oddawali krew, a pogrzeby ofiar odbyły się na koszt stołecznego magistratu.