Dwie kobiety w wieku 74 lat spotkały się na skrzyżowaniu. Kierująca osobową Toyotą Yaris skręcała w prawo i nie zauważyła rowerzystki, która akurat przekraczała jezdnię na przejeździe rowerowym. Doszło do kolizji, w której cyklistka się przewróciła. Uznała, że nic jej nie jest, więc panie rozjechały się w swoje strony.

Po kilku godzinach okazało się jednak, że poszkodowana ma złamany nadgarstek, a po wizycie u lekarza zgłosiła potrącenie na policję. Powstał jednak problem, bo kobieta nie zanotowała żadnych namiarów do kierującej autem.

Skrzyżowanie było objęte monitoringiem, jednak niestety jakość nagrania pozostawiała wiele do życzenia, a numery rejestracyjne pojazdu nie były możliwe do zidentyfikowania. Sprytem i spostrzegawczością w tej sytuacji wykazała się policjantka prowadząca sprawę, która na nagraniu zauważyła autobus miejski przejeżdżający obok miejsca zdarzenia. Z tego pojazdu udało się pobrać nagranie, na którym numery rejestracyjne auta sprawczyni udało się odczytać.

Po wezwaniu właścicielki auta okazało się, że... to nie ona prowadziła pojazd. Była to jej 74-letnia mama, która po przesłuchaniu przyznała się do czynu i usłyszała zarzut spowodowania wypadku. O formie zakończenia postępowania zdecyduje teraz prokurator.

Ta niecodzienna sprawa pokazuje, że nawet gdy wydaje nam się, że nic nam nie jest, lepiej wziąć kontakt do sprawcy lub chociaż zapisać numery rejestracyjne pojazdu. Takie informacje mogą się przydać, jeśli po kilku godzinach, gdy emocje opadną, okaże się, że jesteśmy ranni.