Jakie są powody, by sądzić, że taka szansa pojawiła się akurat teraz? I że najważniejszym atakującym nie będzie Jaguar czy Lexus, tylko… Kia? Jest ich kilka. Po pierwsze, wymienione dwie marki próbują dokonać przełomu już od wielu lat i mimo ciekawych produktów, nie są w stanie przebić się na znaczącą skalę. Po drugie, studio projektowe Kia znajduje się w Niemczech. Po trzecie wreszcie – i to będzie najważniejszy argument – szefem działu badawczo-rozwojowego nowych aut został w Kii były inżynier BMW.

Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że nawet jak na niemieckie, wyśrubowane normy motoryzacyjne, BMW potrafi zapewnić swoim autom tak szlachetne geny, że prowadzeniem i dynamiką wyprzedzają niemiecką konkurencję. Inżynierowie tej marki to znani czarodzieje techniki, w której niewielkie zmiany geometrii układu zawieszenia czy przekroju zęba w przekładni przynoszą efekt nieosiągalny dla rywali.

I teraz pomyślcie, że taka magia pojawiła się w zasięgu zespołu inżynierów marki Kia, kierowanego przez Alberta Biermanna, który przeszedł z BMW do Kii w 2014 roku. Połączcie sobie jego wiedzę i doświadczenie z potencjałem kreatywnym i rozwojowym koreańskiej marki, która pokazała, że niczego się nie boi. Od lat wypuszcza na rynek coraz to lepsze samochody, a postęp, jaki Kia poczyniła od początku tego stulecia trudno porównać z jakimkolwiek innym producentem popularnych samochodów.

No właśnie – popularnych. Dotąd Kia pozostawała tylko Kią, choćby nie wiem, jak dobre byłyby to auta, marka była niezmiennie kojarzona z popularnymi, praktycznymi samochodami. Stinger zaś uzbroi Koreańczyków w ikone, która podniesie wizerunek logo marki o kilka pięter. Stanie się obiektem pokazującym to, co Kia potrafi. I niejeden klient z dumą kupi sobie Picanto, bo w salonie obok zobaczy Stingera.

Zauważcie też, że większość światowych marek w klasie średniej nie produkuje obecnie samochodu z benzynowym silnikiem sześciocylindrowym – prawie wszyscy producenci przestawiają się na czterocylindrowce. Ani Ford (Mondeo), ani Toyota (Avensis), ani Honda (Accord) czy Volkswagen (Passat) nie mają w ofercie silnika o mocy 365 koni mechanicznych.

Co z tego, że są to bardziej znane marki, skoro nie dają klientowi możliwości wyboru rodzinnego sedana czy czterodrzwiowego coupe, które miałoby tylny napęd i mogło pędzić nawet 269 km/h. Auta klasy średniej tych marek nie są w stanie rozpędzić się do stu kilometrów na godzinę w 5 sekund. Widzicie już, jak niedorzecznie wygląda porównanie Stingera z potencjalnymi rywalami popularnej klasy średniej?

No właśnie. To dlatego, że Kia mierzy wyżej. Stinger ma konkurować nie z Toyotą, a z Lexusem. Nie z VW, tylko z Audi, BMW i Mercedesem. I jeżeli odczuwalna jakość, wynikająca z obcowania z nowym dziełem Petera Schreyera (główny stylista KII), odzwierciedli drapieżny wygląd karoserii i niebanalny styl kokpitu, to niemieccy producenci samochodów klasy premium będą mieli problem.

Były czasy, kiedy właściciele sportowych niemieckich aut śmiali się z właścicieli Nissanów. Przestali, kiedy pojawił się GT-R. Podśmiewali się także z fanów Hondy, dopóki na świat nie przyszedł model NSX. Drwili z fanów Mazdy, dopóki rynku nie zdominował kabriolet MX-5, a na imprezach driftingowych na stałe zagościły Mazdy RX-7. Toyota też kiedyś uchodziła za producenta aut na zakupy, aż pewnego dnia pojawiła się Supra.

„Kiedyś było tak, że właściciele Audi, BMW i Mercedesów, patrzyli z góry na kierowców koreańskiej Kii. I mieli ku temu powody. Ale nagle pojawiła się Kia Stinger. I wszystko się zmieniło”. – Chciałbym móc tak właśnie napisać za kilka lat. Konkurencja to dobra rzecz. A szczególnie taka, która nie stawia na filozofię programowanego starzenia produktów, bo daje siedmioletnią gwarancję.

Wiem, że przy okazji każdego niemal porównania, przypisujecie nam zobowiązania wobec motoryzacji niemieckiej, które ponoć wypełniamy egzaltowanymi opiniami o Volkswagenie, Skodzie i spółce. Ale my naprawdę jesteśmy poligamistami. Nie wchodzimy w tego rodzaju stałe związki. Staramy się nie pamiętać imion... Samochodów.

Ale szczególnie doceniamy kunszt inżynierów, którzy chcą i potrafią tworzyć niebanalne samochody. Wygodne, ergonomiczne, szybkie, pasjonujące, bezpieczne – istnieje wiele kryteriów, czyniących auto wyjątkowym. I dlatego też doceniamy Kię za spektakularną próbę. Na ile przełoży się ona na sukces, sprawdzimy, jak tylko Kia Stinger stanie czterema kołami na polskim asfalcie i trafi w nasze łapska.

Zapraszam do komentowania.