Być może trudno w to uwierzyć, ale ponad 120 lat temu w Stanach Zjednoczonych, pojazdy napędzane elektrycznie stanowiły aż 38 proc. wszystkich samochodów poruszających się po amerykańskiej ziemi. Całości dopełniły auta napędzane parą wodną — 40 proc. oraz benzyną — 22 proc.

Złoty okres elektryków

Skąd popularność aut zasilanych energią elektryczną? Najprościej mówiąc — z wygody. W tamtych czasach wybór ograniczał się do: powozów konnych, samochodów elektrycznych, parowych oraz napędzanych benzyną.

W porównaniu z konkurentami elektryki miały wiele cennych zalet. Jazda nimi była stosunkowo komfortowa, gdyż pasażerowie nie doświadczali wibracji, brzydkich zapachów ani hałasu, który wydobywały silniki spalinowe. Nie wymagały także zmiany biegów. Co ciekawe, w silnikach parowych także nie trzeba było zmieniać przełożeń, ale znaczącą ich wadą był długi czas rozruchu — w chłodne dni było to nawet 45 minut. Nie było także konieczności siłowania się z korbą ręczną do uruchomienia silnika spalinowego. Cechę tę doceniły zwłaszcza kobiety.

Największą popularność auta elektryczne zdobyły wśród mieszkańców dużych miast, w których to kwestia niewielkiego zasięgu nie była aż tak uciążliwa.

Najlepsze jeszcze przyjdzie?

Choć na razie o wynikach sprzed 120 lat producenci elektryków mogą pomarzyć, to statystyki pozwalają na optymizm. Według statystyk portalu caranddriver.com, w 2011 r. auta na wtyczkę stanowiły zaledwie 0,11 proc. amerykańskiego rynku samochodów, ale w 2017 r. był to już 1,13 proc, a w pierwszej połowie 2022 r. nawet 4,6 proc. Tempo wzrostu doprawdy imponujące.

A będzie jeszcze większe. Administracja prezydenta Joe Bidena chce aby do 2030 r. połowa sprzedawanych w USA samochodów była elektryczna. W maju tego roku Biden podpisał rozporządzenie, przeznaczając 3,1 mld dol. na rozwój krajowej produkcji baterii do aut elektrycznych. Przyszłość dla branży maluje się więc w kolorowych barwach.

Źródło: Cleantechnica.com, Twitter.com, Wikipedia.org, Cardriver.com

Ładowanie formularza...