Oszczędne i ekologiczne auta sprzedają się doskonale – to dlatego tak często producenci chwalą się kolejnymi rekordami w dziedzinie obniżania zużycia paliwa.
Weźmy np. BMW 320D, które według danych producenta wynosi 4,1 l/100 km. Auto wzbudzało sensację na salonie samochodowym we Frankfurcie w 2009 roku jako „mistrz efektywności”. Nigdzie na aucie nie znalazła się choćby mała wzmianka o tym, że wynik 4,1 l/100 km można osiągnąć w oderwanym od rzeczywistości cyklu pomiarowym NEDC, według którego mierzone jest „oficjalne” zużycie paliwa.
Oczywiście, kiedy klient już po zakupie auta stwierdzi, że jego nowy nabytek pali o kilkadziesiąt procent więcej niż zadeklarowano w folderze, to w razie reklamacji dowie się, że pomiary według cyklu NEDC nie służą temu, żeby określić zużycie paliwa w warunkach rzeczywistych, ale wykonuje się je po to, by móc porównywać auta między sobą.
W ciągu ostatniej dekady producenci doszli do perfekcji w dostosowywaniu pojazdów do oficjalnej procedury badawczej – są one budowane tak, żeby paliły jak najmniej w testach. Rzeczywista ekonomika ma o wiele mniejsze znaczenie.
Testy zużycia paliwa - Na drodze i w laboratorium
Tak nie musi być! Żeby się przekonać o tym, z jaką fikcją mamy do czynienia, wystarczy porównać oficjalne katalogowe wyniki zużycia paliwa takich samych aut deklarowane w Europie, z deklaracjami producentów na użytek rynku amerykańskiego.
Za oceanem obowiązuje cykl pomiarowy FTP, którego twórcy zadbali o odwzorowanie rzeczywistości. Test podzielony jest na pięć części: symulacja jazdy miejskiej, autostradowej oraz dynamicznej (ostrzejsze przyspieszenia i hamowania, maks. prędk. ok. 130 km/h), jazdę w czasie upałów z włączoną klimatyzacją i przy ujemnej temperaturze.
Efekt? Wyniki są bardzo podobne do tych, jakie uzyskują przeciętni użytkownicy. W Stanach, gdzie sądy domyślnie stają po stronie klientów, producenci nie próbują nawet „podkręcać” wyników testów.
A jeśli już taki błąd popełnią, to później latami ponoszą tego konsekwencje. Boleśnie doświadczyły tego np. Hyundai i Kia, którym po skargach klientów Amerykańska Federalna Agencja Ochrony Środowiska EPA udowodniła zaniżanie zużycia paliwa.
Nie dość, że musiały one skorygować dane w folderach, to jeszcze mają zapłacić nabywcom 900 tys. aut za paliwo, które ich pojazdy spaliły ponad deklarowane zużycie!
Po co wymyślać nowy cykl określający średnie zużycie paliwa?
O tym, że europejski cykl pomiarowy NEDC ma się nijak do rzeczywistości, wiadomo od dawna. Od lat trwają prace nad ogólnoświatową procedurą badania zużycia paliwa – tzw. cyklem WLTP.
Wygląda na to, że ten projekt nie wypali, bo... wycofali się z niego Amerykanie. Ich aktualna metoda jest po prostu lepsza i bardziej wiarygodna.