• Wśród zapowiadanych zmian w prawie drogowym jest likwidacja podwyższonego nocnego limitu prędkości
  • Wysokość mandatów może wzrosnąć znacząco – pojawiają się zapowiedzi, że nawet 3-4-krotnie
  • Do najbardziej kontrowersyjnych pomysłów należy zmiana dotycząca pierwszeństwa pieszych na pasach

Polscy kierowcy – czyli znacząca grupa osób – to jedne z ofiar nadprodukcji prawa. Przepisy dotyczące ruchu drogowego są korygowane kilka razy w roku i zanosi się na to, że w 2020 roku nie będzie inaczej. Wśród sygnalizowanych zmian są pomysły mądre, ale są i takie, które można uznać za bardzo ryzykowne. W tle mamy tragiczne statystyki (nie)bezpieczeństwa na polskich drogach – co dzień ginie średnio 8 osób, co dzień na dobrą sprawę można by urządzać żałobę narodową. Czy zapowiadane zmiany pomogą zmniejszyć liczbę ofiar?

Likwidacja nocnego limitu prędkości

Jest: 60 km/h, będzie: 50 km/h. Zapowiadane jest zniesienie „nocnego” limitu prędkości na obszarze zabudowanym Foto: Auto Świat
Jest: 60 km/h, będzie: 50 km/h. Zapowiadane jest zniesienie „nocnego” limitu prędkości na obszarze zabudowanym

Ten przepis to kuriozum, ewenement na skalę Europy, a może i świata: w godzinach nocnych, pomiędzy 23:00 a 5:00 na obszarze zabudowanym, obowiązuje podwyższony do 60 km/h dozwolony limit prędkości. To o tyle ciekawe rozwiązanie, że w wielu krajach stosowane są ograniczenia nocne (wprowadzane znakami drogowymi), które zresztą mają na celu nie tyle poprawę bezpieczeństwa, a... zmniejszenie emisji hałasu, który w godzinach nocnych w niektórych rejonach jest szczególnie uciążliwy dla mieszkańców. Po zmianach przez całą dobę ma obowiązywać limit 50 km/h. Jeśli chodzi o liczbę wypadkow w nocy, to jest ich stosunkowo niewiele, ale statystycznie są one groźne w skutkach. W praktyce jednym (i być może jedynym) z pożądanych efektów będzie... likwidacja tysięcy znaków „pięćdziesiątek” w miastach. Dziś ich jedyną rolą jest informowanie, że na danym terenie obowiązuje w nocy limit „50”.

Pieszy z pierwszeństwem... przed przejściem

PIeszy z pierwszeństwem... jeszcze przed wejściem na pasy. Ma być jak w Europie, ale czy sprawdzi się w Polsce? Foto: Auto Świat
PIeszy z pierwszeństwem... jeszcze przed wejściem na pasy. Ma być jak w Europie, ale czy sprawdzi się w Polsce?

Premier Morawiecki zapowiada wprowadzenie bezwzględnego pierwszeństwa pieszych na przejściach. Dziś pierwszeństwo ma pieszy, który znajduje się na przejściu, czyli – logicznie rzecz biorąc – jeśli nie wszedł jeszcze na przejście, to nie ma pierwszeństwa i musi ustąpić pojazdom. W wielu krajach Europy pieszy na przejściu jest nietykalny, ma pierwszeństwo zawsze i w każdych warunkach. Premier mówi o szybkim wprowadzeniu zmiany, co w polskim przypadku może oznaczać ryzyko... większej liczby zabitych. Akurat takie rzeczy należy wprowadzać powoli i ostrożnie. W kraju, w którym każdy egzekwuje swoje pierwszeństwo, piesi wchodzący kierującym przed maski to nie jest dobry pomysł! Zwłaszcza że do wielu wypadków z pieszymi dochodzi dlatego, że piesi są dla kierowców niewidoczni, a nie z powodu świadomego wymuszania pierwszeństwa. Drugi sygnalizowany przez kierowców problem to piesi, którzy lubią po prostu stać w okolicach przejść – według nowych regulacji kierowcy będą w takiej sytuacji musieli się zatrzymywać.

Utrata prawa jazdy także poza terenem zabudowanym

Za znaczące przekroczenia prędkości także poza obszarem zabudowanym będą zatrzymywać prawa jazdy Foto: Auto Świat
Za znaczące przekroczenia prędkości także poza obszarem zabudowanym będą zatrzymywać prawa jazdy

To rozszerzenie dziś obowiązującej zasady, że kto przekroczy dozwoloną prędkość (dziś: tylko w terenie zabudowanym) o ponad 50 km/h, ten na 3 miesiące oddaje prawo jazdy. Oznacza to, że np. na autostradzie jazda z prędkością wyższą niż 190 km/h stanie się bardziej ryzykowna niż dziś. Szczerze powiedziawszy, to przepis ten, który z pewnością niejednego pozbawi prawa jazdy, na większości odcinków dróg nie poprawi znacząco bezpieczeństwa, ale przyznajmy: jest słuszny. Kto jedzie tak szybko, i jeszcze daje się złapać, nie jest bezpiecznym kierowcą– jest szybki i nieuważny, a takich kierowców nam nie trzeba.

Wyższe mandaty

Wyższe mandaty... ale jak i o ile, jeszcze do końca nie wiadomo Foto: Auto Świat
Wyższe mandaty... ale jak i o ile, jeszcze do końca nie wiadomo

Do zbiorowej dyskusję podsuwane są różne koncepcje, przy okazji testuje się reakcje „suwerena”: jedne mówią o podwyższeniu mandatów po prostu 3-4-krotnie, co ma być uzasadnione tym, że stawki nie były zmieniane od kilkunastu lat (obecnie najwyższy możliwy mandat to 500 zł za jedno wykroczenie i 1000 zł za zbieg wykroczeń), a inne mówią o uzależnieniu wysokości mandatów od dochodów kierowcy. Ta druga koncepcja może wydawać się nawet słuszna, ale – jak można się spodziewać – technicznie będzie trudna do wprowadzenia. A może wysokość mandatu powinna zależeć od dochodu w przeliczeniu na członka rodziny ? Z pewnością – tylko jak to zorganizować? Najgorsze jest to, że pojawia się ryzyko traktowania przez państwo mandatów jak swego rodzaju podatku – policjanci wysyłani w miasto z zapowiedzią, że bez mandatu mają nie wracać, to w Polsce nic nowego, prawda?

Rodziny na buspasy!

Dziś buspasy są otwarte dla „elektryków”, jutro – może także dla rodzin Foto: Auto Świat
Dziś buspasy są otwarte dla „elektryków”, jutro – może także dla rodzin

Na osłodę premier chciałby wpuścić na buspasy samochody, którym podróżują 4 osoby lub więcej, tłumaczy przy tym, iż pusty buspas nie spełnia swojej roli. Otóż właśnie pusty buspas spełnia swoją rolę, choć być może powinien być bardziej zapełniony... autobusami. Już dziś mogą z buspasów korzystać samochody elektryczne, a na niektórych odcinkach także motocykliści i taksówkarze. Dodajmy do tego samochody z czterema osobami na pokładzie (ciekawe, kto to skontroluje?) i... buspasy będą, a jakby ich wcale nie było...

A co z hulajnogami na prąd?

Wśród kierujących hulajnogami jest niemało ofiar, także bardzo ciężko rannych Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Wśród kierujących hulajnogami jest niemało ofiar, także bardzo ciężko rannych

Ciekawe, że ani premier, ani minister infrastruktury nie przypomina o „wałkowanym” od miesięcy, a właściwie od lat, projektu pakietu przepisów regulujących status kierujących hulajnogami elektrycznymi. Taki projekt – wielu miało nadzieję – przesądzi, po jakich drogach kierujący hulajnogami na prąd mogą jeździć i na jakiej zasadzie, a także jakie są wymagania wobec hulajnóg elektrycznych i ich użytkowników. Dziś hulajnoga elektryczna może mieć zarówno 250W mocy jak i 2 konie mechaniczne, jeśli jedzie chodnikiem nawet 40 km/h, to – według niedouczonych funkcjonariuszy policji, którzy nie mają prostej podpowiedzi w przepisach – są „w prawie”. Efektem tego stanu rzeczy jest i to, że ofiary hulajnóg (głównie ranni, niektórzy ciężko), nie trafiają do statystyk ofiar wypadków drogowych, a w razie kolizji np. hulajnogi z pieszym, piesi nie mają prostej drogi do uzyskania odszkodowania. Panie premierze, panie ministrze! Nie unikajcie tego problemu – to ważniejsze niż podwyżka mandatów!