Plac przy drodze prowadzącej z Grodziska Mazowieckiego do Warszawy wygląda obiecująco: stoi Fiat 127 z początku produkcji, Dacia 1310, Polonez Caro, Mercedes W126 i inne klasyki, a wśród nich FSO 125p z dopiskiem: „Jak nowy. Folia na podłodze. Oryginalny lakier”. Wprawdzie zatrzymaliśmy się, by kupić Fiata 127, ale gdy okazało się, że są to już tylko pozostałości tego ciekawego modelu, postanowiliśmy obejrzeć czerwone FSO.
Młodszym czytelnikom należy się wyjaśnienie: FSO 125p/1500 to niby to samo co starszy Fiat 125p, jednak egzemplarze z końca produkcji dzieli przepaść jakościowa zwłaszcza w porównaniu z samochodami z początku lat 70. Samochody z końca lat 80. – tak jak prezentowany egzemplarz – składano byle jak z części produkowanych na zużytych tłoczniach i malowano jednowarstwowymi, brzydkimi lakierami.
Jeśli chodzi wyposażenie, to brakowało sztywnego wzorca – samochody składano z tego, co było pod ręką. Wersja C to odmiana podstawowa, pozbawiona nawet ogrzewania tylnej szyby i listew ozdobnych, jednak wiele braków szczęśliwi nabywcy uzupełniali zaraz po kupnie, często korzystając z części rzemieślniczych jeszcze gorszych jakościowo od oryginalnych; normą było zabezpieczanie karoserii przed korozją przy użyciu smoły i fluidolu bez dbałości o efekt wizualny – taki tuning przeszedł także „nasz” 125p.
Mając to wszystko na uwadze trudno jest na pierwszy rzut oka stwierdzić: czy mamy do czynienia z autem, które jest naprawdę jak nowe, czy też jest to egzemplarz połatany spawarką i zasmołowany dla zatuszowania śladów zbrodni. W tym przypadku mamy do czynienia z autem, które było w złym stanie już jako nowe, a ponadto ma za sobą drobne naprawy blacharskie (np. wspawane końcówki progów) i smołowanie, miejscami także lakierowanie, trudno jednak stwierdzić ze 100-proc. pewnością, gdzie kończy się malunek fabryczny, a gdzie zaczyna dzieło początkującego lakiernika.
Na plus przemawiają: dobra mechanika i niezniszczone wnętrze. Silnik odpalił chętnie i od razu, a brzmiał tak dobrze, jak tylko w przypadku starej fiatowskiej jednostki jest to możliwe. Środek auta ktoś postanowił zachować dla potomnych: fabryczną tapicerkę ze skaju okryto pokrowcami, a fabryczną folię pozostawiono, pokonując w zaprawdę koszmarnych warunkach prawie 40 tys. km.
Minusy? Rdza wyłażąca spod smoły, ślady łatania progów, pogięte aluminiowe listewki dachowe, brzydki lakier, paskudna (także z kolekcjonerskiego punktu widzenia) wersja. Prawie 25 tys. zł? Wolne żarty! W takim razie ładny Fiat 125p z pierwszej połowy lat 70. powinien kosztować cztery razy tyle!
Sprzedawca, widząc nasze wahanie, zadeklarował gotowość do daleko idących negocjacji, niemniej chyba byśmy się nie dogadali. Odkłądając na bok sentyment 8, no... 10 tys. zł to wszystko, co naszym zdaniem może być wart taki samochód.