Rynek samochodów używanych to dżungla, w której cwaniacy czyhają na kasę naiwniaków. Żeby nie należeć do grupy tych drugich, trzeba wiedzieć, jak czytać ogłoszenia i jakie wnioski wyciągać na podstawie rozmów telefonicznych ze sprzedawcą. Treść ogłoszenia mówi bardzo dużo nie tylko o samochodzie, ale też o sprzedawcy.

Handlarze zamieszczają zazwyczaj kilka lub kilkanaście ofert jednocześnie i nie silą się na tworzenie oryginalnych opisów. Ich ogłoszenie zazwyczaj zawiera wszystko to, co naiwny klient chciałby usłyszeć. Chodzi tylko o jedno: zwabić go do siebie, a jak już wyda mnóstwo pieniędzy na podróż i straci dzień czasu, to może jednak coś kupi, poza tym zmęczony może nie zauważyć, że auto wcale nie jest takie, jak obiecywano w ogłoszeniu.

Oczywiście, nieuczciwe w stosunku do klientów bywają zarówno osoby prywatne, jak i profesjonalni handlarze. Jest jednak między nimi taka różnica, że ci pierwsi mają prawo nie znać się na samochodach, natomiast ci drudzy znają się doskonale, ale przyznają się do tego wtedy, gdy jest to im na rękę, np. gdy ktoś chce im sprzedać samochód.

Profesjonalista wie doskonale o stanie sprzedawanych aut i nie należy go pytać o ogólniki typu „czy samochód jest bezwypadkowy”, ale np. o grubość lakieru. Jeśli usłyszymy coś w stylu: „nie wiem, nie jestem mechanikiem” lub „nie mam czujnika lakieru”, lepiej odpuścić sobie tę ofertę. Jeżeli z ogłoszenia trudno wywnioskować, czy sprzedawca jest osobą prywatną, czy handlarzem, łatwo to sprawdzimy, rozpoczynając rozmowę telefoniczną od ogólnego stwierdzenia, że dzwonimy w sprawie ogłoszenia o sprzedaży samochodu.

Zapytaj handlarza... on prawdę Ci powie! Odc. 3 - Alfa z niskim przebiegiem?

Osoba prywatna od razu zacznie o nim opowiadać, a handlarz najpierw zapyta, o które auto chodzi. Podczas rozmowy warto zweryfikować jak największą liczbę informacji zawartych w ogłoszeniu. Przede wszystkim trzeba zapytać o: pochodzenie auta, historię serwisową, przebieg i to, jak jest on udokumentowany. Jeśli nie podano tego w ogłoszeniu, warto zawsze poprosić o numer VIN w celu sprawdzenia go w bazie producentów.

Jeżeli spotka się to z oporem, być może sprzedający boi się, że coś się wyda. Niestety, na ogół w przypadku starszych aut VIN jest mało użyteczny, bo ich historii albo nie ma w bazie, albo wpisy obejmują tylko lata gwarancji. Jeśli ktoś podkreśla istnienie książki serwisowej, zapytajcie go o konkretne wpisy i miejsca przeprowadzania przeglądów. Być może od razu okaże się, że nie trzyma się to całości.

Jedną z ważniejszych informacji jest czas eksploatacji auta przez poprzedniego właściciela. Dobre samochody sprzedaje się szybko (w ciągu 2-3 dni), a jeździ się nimi długo – najczęściej jednak nie trafiają na rynek, tylko do znajomych. Jeśli jakieś auto było kupione kilka miesięcy wcześniej i już zmienia właściciela, to oznacza, że albo ujawniły się kosztowne usterki, albo kupiono je jako powypadkowe w celu naprawy po to, by na nim zarobić. To natomiast oznacza, że naprawa była wykonana jak najtańszym kosztem, czyli np. szpachlowanie zamiast wymiany poszycia. Zawsze warto poprosić o zrobienie dodatkowych zdjęć newralgicznych punktów. Każdy nosi komórkę, więc nie powinien być to żaden problem.

Poniżej zamieściliśmy najczęściej używane w ogłoszeniach sformułowania wraz z wyjaśnieniem, czego naprawdę można się spodziewać. Generalnie w uczciwie napisanym ogłoszeniu znajdziemy mało ogólnikowych i nic niemówiących sformułowań w rodzaju: „bezwypadkowy” czy „serwisowany w ASO”.

Jego treść powinna skupiać się na konkretnym opisie auta, a nie historiach życiowych o tym, jak to ktoś musi z bólem zmienić samochód, bo powiększyła się mu rodzina lub kupiono auto dla żony, ale jej się nie podoba. Nie wspominając już o opisach mówiących, że użytkownikiem była kobieta lub starszy pan.

Słowniczek profesjonalnych handlarzy, czyli jak zwabić klienta

Bezwypadkowy – prawdopodobnie nikt w nim nie zginął, a uszkodzenia dały się naprawić. W praktyce, w bezpośrednim kontakcie, sprzedawcy nawetw eleganckich komisach tłumaczą: – Poprzedni właściciel powiedział, że bezwypadkowy. Gdybyśmy sprawdzali każde auto, nic innego byśmy nie robili.

Garażowany – nie da się tego zweryfikować, więc dosłownie każdy może to napisać bez konsekwencji.

Gwarancja – nie pomyl się: to nie musi oznaczać, że samochód (nawet jeśli to możliwe, biorąc pod uwagę rocznik) ma gwarancję. „No, hmmm, nieee, nie ma już gwarancji, ale, że tak powiem, można ją wykupić, załapał się... na możliwość takiego ubezpieczenia. Można się dogadać...” Takie rzeczy należy doprecyzować przed kupnem auta, a najlepiej – zanim pojedziemy je obejrzeć.

Klima do nabicia – klimatyzacja niesprawna. Gdyby było inaczej, handlarz na pewno by ją usprawnił (to kosztuje tylko 80-100 zł).

Ładne wnętrze – uwaga na stan karoserii! Rdza, aż chrupie, albo wychodzi szpachla!

Malowany błotnik – to znaczy, że nie da się ukryć, że był malowany, ale wymiany ćwiartki karoserii kupujący może nie zauważy. Już wiesz, gdzie szukać śladów większej naprawy powypadkowej.

Możliwość sprawdzenia w serwisie – to sprzedawcę nic nie kosztuje. Jeśli akurat będzie miał chwilę czasu, może zażądać 200 zł za fatygę. Odliczy je od ceny, jeśli kupisz auto. Prawdopodobnie i tak już wcześniej sprawdził, że w bazie producenta nie ma nic konkretnego na temat tego egzemplarza.

Model 2010 – czyli rocznik 2009.

Niejeżdżony w Polsce – czyli sprowadzony z zagranicy. W aktualnych warunkach to wada, nie zaleta – albo miał olbrzymi przebieg, albo przyjechał jako uszkodzony do naprawy.

Nie wymaga nakładów finansowych – to znaczy, że auto jeździ i będzie można nim wrócić do domu w dniu zakupu. W takim przypadku warto szczególnie dokładnie sprawdzić jego stan techniczny.

Niski przebieg – wiadomo, że Polacy kochają niskie przebiegi, ale widząc takie hasło, warto się upewnić, czy licznik nie był „kręcony”. W przypadku starszych aut trudno to sprawdzić. Natomiast jeśli samochód jest prawie nowy i w dodatku sprowadzony z zagranicy, a przebieg po sprawdzeniu okazuje się prawdziwy, na 99 proc. ma za sobą „dzwona”.

Nowa instalacja gazowa – najtańsza instalacja gazowa o niskiej trwałości, powodująca problemy w pracy silnika. Handlarze inwestują w taki dodatek, by jakoś sprzedać paliwożerne auta benzynowe. Ewentualnie po zamontowaniu instalacji gazowej auto przestało normalnie jeździć i właściciel postanowił je natychmiast sprzedać, bo serwis nie potrafi usunąć usterki.

Od osoby prywatnej – sprawdź, czy „osoba prywatna” nie wystawia na sprzedaż jeszcze kilku-kilkunastu samochodów. Uwaga – handlarz, sprzedając auto jako osoba prywatna, nie odpowiada za ukryte wady towaru!

Pierwszy właściciel – zwykle pierwszy właściciel w Polsce. Który zatem od nowości? Drugi, czwarty, piąty...

Podaję numer VIN – bardzo często dotyczy to aut, których przeszłości osoba bez znajomości u dilera nie jest w stanie zweryfikować. Handlarze wiedzą o tym, że pytając o historię samochodu np. w serwisie VW, odejdziemy z kwitkiem. VIN podają też wtedy, gdy wiedzą, że w bazie nie ma właściwie żadnej historii.

Serwisowany w ASO – pytanie: do kiedy i w jakim zakresie? Prawie każdy samochód przynajmniej raz odwiedził serwis dilerski. Niektórzy inwestują jednak np. w wymianę opon lub żarówki w ASO przed kupnem i już auto (naprawdę!) było serwisowane w ASO!

Sprzedaję z powodu wyjazdu – to samo, co w przypadku „osoby prywatnej”: sprawdź, czy ogłoszeniodawca nie ma kilku samochodów na sprzedaż.

Superstan – wypełniacz wolnego miejsca w ogłoszeniu.

Wymaga drobnych poprawek/regulacji – auto nadaje się prawdopodobnie już tylko na złom, bo wszystkie warsztaty odesłały sprzedawcę z kwitkiem lub koszt koniecznych napraw znacznie przekracza wartość pojazdu.

Książka serwisowa – klient chce, klient ma. Bez faktur i możliwości sprawdzenia autentyczności w serwisie taka książka to tylko makulatura. Każdy może ją kupić za kilka zł i wypełnić.