Gdyby ktoś przespał ostatnie kilkanaście miesięcy i właśnie obudził się z zamiarem kupienia samochodu – czy to z salonu, czy to używanego – ten mógłby pomyśleć, że nadal śni. No bo tak: fabryki – przynajmniej niektóre – miały (lub nadal mają) problem z ciągłością pracy, gdyż brakowało (i niekiedy nadal brakuje) kluczowych surowców. Na przykład tych niezbędnych do produkcji elektroniki.
Poza tym w 2020 i 2021 r. wpływ na obniżenie produkcji samochodów, także w Europie, miały m.in. twarde lockdowny wprowadzone przez kilka krajów będących liderami w branży motoryzacyjnej. I choć niektóre salony i marki działają już względnie normalnie, a rekordy sprzedaży biją modele drogie, szybkie i ekskluzywne (m.in. Ferrari, Porsche, Lamborghini), to nadal są takie salony, które nie bardzo mają co sprzedawać. Są też i takie, które co prawda dostały jakieś auta, ale albo trzeba na nie długo czekać, albo... zapłacić więcej, niż wynikałoby to z pierwotnej umowy. Część kupujących – z braku innego wyjścia – skłania się więc ku autom używanym, dlatego popyt na takie pojazdy rośnie. A to z kolei oznacza wzrost cen.
Mamy więc efekt domina: na rynku wtórnym liczba ofert spada, natomiast ceny wywoławcze (i transakcyjne!) coraz częściej rosną. Dotyczy to głównie młodszych aut, ale nie tylko – sytuację dostrzegli też już ubezpieczyciele, którzy adekwatnie podnoszą wartość nawet leciwych pojazdów. Dobre samochody znikają w okamgnieniu, tak samo, jak i te za kilka-kilkanaście tysięcy złotych. Nawet gdy ich stan techniczny nie jest wybitny. Do tego szaleje inflacja, wartość nabywcza pieniądza spada.
Według ostrożnych szacunków sytuacja na rynku nowych aut zacznie się stabilizować dopiero na początku 2023 r., a może nieco później. Wraz z nią zmianie (czyli w teorii poprawie) powinna ulec też sytuacja na rynku wtórnym. Ale to dopiero za jakiś czas. Na razie jednak jest jak jest i zakup dobrego samochodu z rynku wtórnego może wymagać – oprócz zwyczajowej wiedzy dotyczącej m.in. oględzin, negocjacji i formalności, których należy dopełnić po zakupie – refleksu i porządnych zdolności negocjacyjnych. Jak bowiem szacują eksperci, średnia cena wywoławcza auta używanego wzrosła – w porównaniu z sytuacją sprzed pandemii – o niemal 50 procent.
Niemal cały handel samochodami używanymi już dawno przeniósł się do internetu. Giełdy w zasadzie wymarły, czasem można jeszcze spotkać tu i ówdzie samochód z kartką "sprzedam" przyklejoną do szyby, ale jeśli szukasz auta używanego i nie masz żadnych wieści o interesującym egzemplarzu przez pocztę pantoflową, zostaje ci w zasadzie jedno wyjście – internet.
Największe portale ogłoszeniowe to dziś m.in. otomoto, OLX, Sprzedajemy, Gumtree i Gratka, natomiast rola Allegro wydaje się znacznie mniejsza niż kiedyś (choć nadal to popularne miejsce dla osób szukających części). Warto też z pewnością zajrzeć na fora poświęcone danej marce – trafiają się tam auta od prawdziwych miłośników, którzy wkładają dużo serca i pieniędzy w swoje pojazdy, ale można też spotkać fantastów żądających absurdalnych sum za samochody w przeciętnym stanie.
Coraz większą rolę w sprzedaży aut używanych odgrywają też portale społecznościowe – przede wszystkim Facebook. W tzw. grupach poświęconych danej marce (modelowi) trafiają się samochody, których właściciel nie wystawił jeszcze na żadnym z portali, ale też i oferty od handlarzy, którzy dołączają do danej grupy tylko po to, żeby zwiększyć zasięg swojej oferty.
Przede wszystkim konkretów (np. historia napraw i eksploatacji) i zdjęć pokazujących auto z każdej strony. Jeśli sprzedający uporczywie nie pokazuje samochodu z którejś perspektywy, a wstawia po kilka zdjęć z innej, to albo jest amatorem, albo wie, czego nie ujawniać w ogłoszeniu. W razie wątpliwości można też spróbować poprosić o dosłanie zdjęć interesujących nas detali – odmowa może oznaczać coś złego albo np. zwykłe lenistwo. Ważne: niektóre samochody i odcienie lakieru wychodzą na zdjęciach inaczej niż w rzeczywistości, co może prowadzić np. do błędnego założenia, że dany element był malowany.
Co nam powie numer VIN?
Na podstawie numeru VIN da się dziś często ustalić wiele ciekawych faktów z historii danego samochodu. I tak np. OtoMoto wymaga, by wpisać go w każdym wystawianym ogłoszeniu (wyjątki to auta nowe i te sprzed 1981 r.). I choć wielu sprzedających tak robi, to są i tacy, którzy wpisują fikcyjny ciąg znaków, możliwy do wyłapania już na pierwszy rzut oka (np. XXXXX). Są jednak i tacy, którzy „mylą się” o jeden znak lub wpisują numer z innego, acz podobnego samochodu. I liczą na to, że mało kto się zorientuje. Szkoły są różne – jedna mówi, by takie ogłoszenie odpuścić, inna z kolei utrzymuje, że każdy może się pomylić. Zwłaszcza gdy ten ktoś jest handlarzem obracającym dużą liczbą aut naraz. Gorzej, gdy sprzedający przez telefon nie chce podać numeru VIN.