Inaczej trzeba oceniać prawie nowe, luksusowe auta, a inaczej 10-letnie, za które zapłacimy 12-15 tysięcy lub mniej. W przypadku samochodu z niższej półki cenowej naszym podstawowym zadaniem jest ustalić, ile (ale tak naprawdę) trzeba w niego zainwestować na szybko i jak długo może nam jeszcze posłużyć.
Nie zawsze, ale w większości przypadków właściciel sprzedaje auto, bo nadszedł jego czas: taniej je wyrzucić niż jeździć dalej. Bierzemy więc notesik i po kolei spisujemy braki – że jakieś będą, to pewne. Zacznijmy od tego, co najłatwiejsze: spiszmy usterki widoczne z zewnątrz.
Opony mają dobry bieżnik, ale... 12-letni! Do wymiany! To gumy 17-calowe, jedna średniej klasy kosztuje 350 zł. W notesiku wpisujemy: 1400 zł. Poza tym szukamy złażącego lakieru, pękniętej szpachli, korozji. Niewłaściwe jest jednak oglądanie auta tylko z góry. Za kilka-kilkanaście tysięcy złotych (tyle zwykle można stracić) można położyć się na chodniku i zajrzeć pod auto, prawda?
Dobre samochody są pod spodem raczej czarne niż rdzawe, a elementy gumowe mają niepopękane. Wycieki oleju przy amortyzatorach kwalifikują je do wymiany, wycieki oleju z silnika i skrzyni też prędzej czy później uszczuplą nasz budżet. Do notesika wpisujemy: do wymiany amortyzatory przedniej osi (700 zł za 2 sztuki), łożyska amortyzatorów (2x160 zł), zestaw montażowy (ok. 150 zł) – razem z robocizną 1400 zł.
Teraz czas na komorę silnika. Minusy to: utlenione elementy z aluminium (ślady mycia), wycieki oleju, rdza, połamane plastiki. Obowiązkowo zaglądamy do zbiorniczka wyrównawczego: czy handlarz nie nalał wody (tak, to się zdarza!), czy nie ma w płynie oleju. Jeśli nie ma wiarygodnej książki serwisowej i faktury za wymianę paska rozrządu, do listy dopisujemy 1200 zł (za pasek, rolki, oleje i filtry). W samochodach z łańcuchem rozrządu bierzemy pod uwagę tylko olej i filtry.
Wnętrze: ładna kierownica jest atutem, jeśli ma na sobie oryginalną skórę. Możemy się spodziewać też: naszycia na starą skórę nowej, co widać po grubości kierownicy (najgorsza handlarska robota), pomalowania oryginalnej skóry (rozpoznamy po gładkiej fakturze materiału, lakier wypełnia także naturalne pęknięcia), wymiany skóry (widać po szwie).
Będąc w środku, sprawdzamy działanie KAŻDEGO urządzenia pokładowego. Jazda próbna: trzeba doprowadzić do pełnego rozgrzania silnika. Sprawdzamy działanie skrzyni: automatyczna nie może szarpać, na ciepło nie może się „ślizgać”, w przypadku manualnej słuchamy, czy nie buczy po puszczeniu sprzęgła. Pedał sprzęgła łapie wysoko albo stawia duży opór?
Dopisujemy: 1500 zł za części (sprzęgło) i ich montaż. W przypadku naszej Toyoty, rokującej i niezajeżdżonej, do listy usterek dopisaliśmy jeszcze końcówki drążków kierowniczych i sworznie wahacza. W aucie, jak na polskie standardy naprawdę dobrym (niebitym, zaledwie poobcieranym, z małym przebiegiem), wyszukaliśmy „pilnych” usterek na ponad 6 tys. zł, a to raczej nie wszystko. Warto liczyć takie rzeczy przed kupnem auta – inaczej rozczarowanie jest pewne!
Galeria zdjęć
Na zdjęciach w ogłoszeniach nawet bardzo kiepskie samochody wyglądają dobrze, gorzej z bliska. Podpowiadamy, gdzie zajrzeć, by samodzielnie ocenić stan auta
„Nic nie puka, nie stuka, auto prowadzi się wyśmienicie, opony Michelin, bieżnik 5 mm” – czytamy w ogłoszeniu. Tak, to dobre opony, wytrzymały... 11 lat! Poza oceną opon sprawdźcie: czy nie ciekną amortyzatory (jeśli tak – do wyrzucenia), stan tarcz i klocków hamulcowych (to widać). Plastikowe nadkole często ma powyrywane mocowania.
Wyciek z amortyzatora nie pozostawia wątpliwości: i ten, i drugi z tej samej osi wymagają wymiany. To spory wydatek!
Bieżnik to nie wszystko! Opony należy obejrzeć pod kątem rozdarć i wybrzuszeń z boku, a także... wieku. 43 02 to kod określający tydzień (43.) i rok (2002) produkcji opony. Te mają już 12 lat, a zatem od dwóch lat powinny być w śmietniku.
Zderzaki nawet poważnie połamane można pospawać, braki uzupełnić, pomalować. Porządna robota jednak kosztuje, dlatego często w autach wystawionych na sprzedaż spotykamy raczej zamaskowane niż naprawione usterki tego typu. Zadaniem kupującego samochód jest ustalić, czy miała miejsce tylko niewielka kolizja czy też poważny wypadek. W przypadku uszkodzenia tylnego zderzaka zaglądamy też pod wykładzinę bagażnika (tam nie ma prawa być korozji i niefabrycznych spawów!), z przodu oglądamy mocowania reflektorów (mogą też być połamane) i plastikowe osłony. Sprawdzamy stan podłużnic i grubość szpachli na błotnikach – szczególnie z tyłu ma to duże znaczenie.
Urwane mocowania zderzaka można wprawdzie odtworzyć, ale wymaga to wizyty u fachowca i wydatku, załóżmy, 300 zł. Jeśli zderzak da się odchylić ręką, nie wahajcie się tego zrobić; zajrzyjcie pod spód.
Nie widać, póki włożony na wcisk. Taka usterka nie wymaga pilnej naprawy, można to zrobić w dowolnym momencie.
Otarcie zderzaka to niewielki problem, ale pomalowanie go kosztuje ok. 400 zł. Za to i za naprawę mocowań zapłacimy do 700 zł.
Najlepiej obejrzeć auto od spodu w komfortowych warunkach warsztatowych, ale jeśli to niemożliwe, kładziemy się na chodniku. Warto! Wygląd podwozia mówi o aucie tyle samo, ile stan wnętrza – pozwala ocenić z grubsza prawdziwość deklaracji o przebiegu i zorientować się, czy nie czekają nas pilne wydatki. Uwaga: każdy purchel korozji, zarówno z zewnątrz, jak i od spodu, skrywa z reguły znacznie poważniejsze spustoszenia niż to się na pierwszy rzut oka wydaje! Od spodu zwracamy uwagę także na: wycieki, sparciałe elementy gumowe, skorodowane tłumiki. Wszystko zapisujemy w notatniku – to kosztuje!
W tym przypadku niezardzewiałe podwozie jest potwierdzeniem niskiego przebiegu i ogólnie bardzo dobrego stanu auta.
Miernik lakieru da odpowiedź na pytanie: skąd się wzięła rdza?
Taki purchel pod uszczelką oznacza, że bez blacharza ani rusz – pod spodem dziura!
Fabryczne naklejki ochronne na tylnych błotnikach i drzwiach. Po naprawie by ich nie było...
Uszczelka drzwi odklejona ze starości – w sumie drobiazg, ale trzeba to naprawić.
Ksenony zużyte, czarne – ledwie świecą. Palniki do wymiany, lampy do regeneracji!
Nie wymagajmy od 12-letniego silnika, że będzie jak nowy – musi być trochę zużyty. Ważne, by nie był zepsuty. Zaglądamy do zbiorniczka wyrównawczego, próbujemy ocenić stan oleju silnikowego, szukamy wycieków, przedmuchów, słuchamy go. Warto popatrzeć na kolor spalin. Niebieski – bierze olej, dymi na biało – podejrzana uszczelka pod głowicą.
Wygłuszenie na przegrodzie czołowej... pożarte przez gryzonie. Tak już raczej zostanie – naprawa wygłuszeń w starym aucie to zbędny wydatek.
Zanim posłuchacie silnika, rozejrzyjcie się. Oryginalne, nieruszane śruby błotników i całe plastiki świadczą, że auto nie miało z przodu poważnej naprawy blacharskiej.
Szukamy wycieków i podejrzanych odgłosów, np. stuków – to zły znak! Warto też popatrzeć na kolor spalin.
W bagażniku dwie bańki oleju i... prostownik. Sprawdzamy więc poziom oleju: niski – silnik powinien obejrzeć fachowiec. Akumulator – stary, a to oznacza, że zużyty. Wydatek!
Niezniszczone wygłuszenie maski to z kolei dobry znak. Maska też nie była prostowana ani malowana.
Ślady kleju wyciekającego spod pokrywy zaworów – ktoś tu majstrował, oszczędzał! Niby nic wielkiego...
Wyłączasz radio, skręcasz nawiew, włączasz silnik. Czy przy wciskaniu sprzęgła zmienia się dźwięk silnika? Jeśli hałas cichnie, jest problem ze skrzynią, jeśli odzywa się – ze sprzęgłem. Czy auto rusza płynnie? Czy słychać zawieszenie, gdy z małą prędkością jedziesz po nierównościach? Wreszcie: czy kontrolki zachowują się normalnie?
Świeci check engine, w dodatku komputer pokładowy wyświetla zbyt wysokie spalanie. Usterka!
Sprawdzamy działanie wszystkich urządzeń pokładowych – nie wierzymy na słowo, że wszystko działa.
Pedał sprzęgła powinien działać płynnie, nie może też „łapać” u góry. Wymiana sprzęgła w Avensisie – 1500 zł.
Wnętrza aut mają swoje słabe strony: w Volkswagenach wyciera się farbka z przełączników, w Hyundaiach zdarza się łuszczenie kierownicy, w innych wyciera się fotel. Jeśli znamy model, który nas interesuje, z łatwością ocenimy, czy stan wnętrza odpowiada deklarowanemu przebiegowi; jeśli nie, trzeba obejrzeć kilka egzemplarzy, ale uwaga: kierownicę można obszyć, skórzany mieszek wymienić, elementy tapicerskie wymienia się – nawet po kawałku. Liczą się nie tylko szczegóły, ale wrażenie, jakie robi całość. Gruba warstwa Plaka na plastikach to zwykle znak, że lepiej uciekać!
Nie wierzcie, że kierownica wytarła się po 150 tys. km – to prawie niemożliwe. To samo dotyczy przełączników – nawet w VW!
Warto zwrócić uwagę, czy szew na kierownicy jest oryginalny.
Na tapicerce pod gumowym dywanikiem znaleźliśmy... resztki oryginalnej folii. Właściciel tego auta nie był przesadnym pedantem.