Pod koniec każdego miesiąca trudno nie mieć wrażenia, że życie znowu zdrożało. Jeśli nie prąd, to woda, jak nie mleko, to wywóz śmieci. Jest też dobra wiadomość: SUV-y staniały. Owszem, są trochę mniejsze i skromniejsze niż pionierzy tego segmentu sprzed kilku lat, ale za to równie atrakcyjnie wyglądają i przydają się na co dzień. Najnowszy model w tej klasie oferuje Renault: nazywa się Captur i ma 4,12 m długości. Celuje w równie świeżego konkurenta – Opla Mokkę. Oto pierwsze starcie tych aut.
Na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie. Wzrok jednak przyjemniej zawiesza się na Capturze. Jest on o 10 cm niższy od Mokki, a jego sylwetka wydaje się zgrabniejsza. Twórcy unikają określania go mianem „SUV”, lubią za to „crossover” – Captur jest trochę autem osobowym i trochę SUV-em. Na pewno daleko mu do terenówki – napęd 4x4 nie jest w ogóle dostępny. Jak jednak pokazują statystyki sprzedaży aut konkurencji, ten dodatek nie jest koniecznym warunkiem odniesienia sukcesu.
Opel jest innego zdania i oferuje testowaną przez nas 140-konną odmianę wyłącznie z napędem na obie osie. Karoseria Mokki jest większa, co w kabinie odczuwa się przede wszystkim w drugim rzędzie siedzeń – pasażerowie cieszą się większą swobodą ruchu kolan niż w Capturze. Kierowca w żadnym z aut nie cierpi na brak przestrzeni, do tego w Oplu jest otoczony kokpitem wykonanym z estetycznych i miłych w dotyku materiałów. Jeśli nie przesiadamy się z innego Opla, obsługa dużej liczby przycisków wymaga przyzwyczajenia.
Captur sprawia wrażenie świeższego, choć niekoniecznie przez to lepszego. Plastiki są twardsze, za to ekran – dotykowy, a prędkościomierz – cyfrowy. Tylna kanapa jest przesuwna, zakres jej regulacji wynosi aż 16 cm. Także podwójna podłoga bagażnika czyni Captura bardziej funkcjonalnym od Mokki. W ruchu miejskim „francuz” jest równie zwinny jak zwykłe modele segmentu B – średnica zawracania wynosi 10,4 m. Świetnie sprawdza się w nim także dwusprzęgłowa skrzynia biegów, współpracująca z najmocniejszym w ofercie, 120-konnym silnikiem z turbodoładowaniem. Braki odsłania dopiero przy niezbyt szybkiej reakcji na kick-down. Komputer pokładowy wskazywał wyniki spalania od 7,1 l/100 km (spokojna jazda) aż do 9,4 l/100 km (szybki przejazd autostradą). To, niestety, efekt wysokiej karoserii.
Mokkę trapi ta sama przypadłość – 1,4-litrowy turbobenzyniak 4x4, dostępny wyłącznie z manualną skrzynią biegów, zużywa o litr paliwa więcej niż Captur. Wynikającą z napędu obu osi przewagę trakcji niełatwo jednak wykorzystać podczas dynamicznej jazdy, do tego Mokka ma zbyt „znieczulony” i lekko pracujący układ kierowniczy.
Capturem też nie poszalejemy, ponieważ jego zawieszenie jest wyraźnie nastawione na komfort – to plus. Oba auta kuszą opcjami: w Oplu można zamówić wysuwany z tylnego zderzaka bagażnik rowerowy i fotele z atestem ortopedów, a Captura można sobie zażyczyć z dwukolorowym lakierowaniem oraz ozdobionego kalkomaniami.
Galeria zdjęć
Szary plastik deski Captura odbija się w szybie. Kolorowe akcenty rozweselają wnętrze, jednak błyszcząca wstawka na kierownicy nie przypadła nam do gustu.
Opel ma bardziej konserwatywnie zaprojektowany kokpit. Dużo tu przycisków, ale za to dobre wykonanie.
Na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie. Wzrok jednak przyjemniej zawiesza się na Capturze. Jest on o 10 cm niższy od Mokki, a jego sylwetka wydaje się zgrabniejsza. Twórcy unikają określania go mianem „SUV”, lubią za to „crossover” – Captur jest trochę autem osobowym i trochę SUV-em. Na pewno daleko mu do terenówki – napęd 4x4 nie jest w ogóle dostępny. Jak jednak pokazują statystyki sprzedaży aut konkurencji, ten dodatek nie jest koniecznym warunkiem odniesienia sukcesu.
Captur łączy przyjemną, wysoką pozycję za kierownicą z funkcjonalnym wnętrzem i wysokim komfortem. Nie ma nawet najmniejszych ambicji terenowych i wygląda znacznie mniej bojowo od Mokki. Czekamy na cenę!