Logo
TestyTesty nowych samochodówAuto lepsze od seksu?

Auto lepsze od seksu?

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki

ON: Samochodów kobiecych jest dużo. Na przykład Ford Ka, Opel Corsa,Renault Twingo... Ale Lamborghini i baba? Nie, to nie przejdzie. OK,może być - na prawym fotelu

Auto lepsze od seksu?
Zobacz galerię (9)
Auto Świat
Auto lepsze od seksu?

Jeśli zasłużyła, może sobie popatrzeć, jak mężczyzna przeżywa kontakt z taką zabawką dla macho. Ale buzia na kłódkę. To zresztą i tak odbywa się automatycznie, bo powyżej 120 km/h w Murciélago robi się tak głośno, że trzeba umieć czytać z ruchu ust, co kto ma do powiedzenia.

A kiedy facet trzyma kierownicę takiego auta, przestaje patrzeć nawet na najseksowniejszą babkę obok.Ten model Lamborghini jest obecnie jednym z najpotężniejszych samochodów sportowych świata.

Auto męskie, zrobione przez mężczyzn i dla mężczyzn. 580 KM umożliwia nie tylko przekroczenie magicznych 300 km/h - strzałka prędkościomierza maszeruje swobodnie dalej, przestaje się przemieszczać dopiero przy liczbie 340! Aż 650 Nm czeka w gotowości na pełne otwarcie przepustnicy. Ta wartość znana jest raczej z silników ciężarówek.

Jaka to naprawdę szybkość?

Auto w ciągu 1 sekundy przejeżdża 94 metry. Czyli co sekundę przeskakujemy długość boiska futbolowego! Jasne, do takich zabaw potrzebna jest dobra pogoda, trzypasmowa autostrada i jak najmniej "czynników ryzyka", jak kierowcy zmieniający pas bez patrzenia w lusterko wsteczne, nałogowi okupanci lewego pasa, złośliwi kierowcy ciężarówek i im podobni.

Właściwie więc nie powinno się tego auta próbować poza torem wyścigowym.Potrzebna jest też najwyższa forma fizyczna i psychiczna, pełna koncentracja. 200 km/h w tym pojeździe to zrelaksowana prędkość podróżna, 250 km/h to całkiem żwawa jazda, dopiero 300 km/h to jazda szybka.

Na szczęście supersportowiec spod ręki Audi fantastycznie trzyma się drogi, nie zaskakuje niczym, przód zachowuje pełny spokój. Wywołuje to poczucie pewności i zaufania.

Mam nadzieję, że wyczuwa to także moja partnerka, która od czasu do czasu próbuje mieć szyję jak żyrafa i zerkać na prędkościomierz. Nie wiem, czy wydaje jakieś dźwięki na widok położenia strzałki, jest za głośno... Niewielkie łuki autostrady zmieniają się nagle w całkiem ostre zakręty, na których boczki foteli gniotą w żebra.

Czy seks jest lepszy od tego przeżycia?

Z pewnością jazda trwa dłużej - miałem aż 30 km pustej i "bezpiecznej" autostrady. Wspaniale! Czuję się panem i władcą, 12-cylindrowy silnik za plecami wyje jak wszyscy diabli, biegi pasują idealnie, wszystko razem wywołuje stan bliski ekstazy.

Zmiana ról. Teraz za kierownicę wsiada ona. Z wyraźnym trudem manewruje po zatłoczonych ulicach miasta. Operuje tylko pierwszym i drugim biegiem, więcej się nie da. Zaskoczenie: do przeszłości należą czasy, gdy wyścigowe auta przy takiej jeździe gotowały się z przegrzania. W Lamborghini po prostu mruczy silnik.Ale największe wyzwanie dopiero przed nią: musi zaparkować.

Widoczność do tyłu? Brak

Trzeba wjeżdżać w lukę na lusterka, co - jak wiadomo - nie jest ulubioną czynnością kobiet. Bez słowa wysiadam i podpowiadam jej, ile jeszcze zostało do krawężnika i auta z tyłu. Udało się. Stoimy.

ONA

On zachowuje się, jakby zupełnie stracił rozum. Już w momencie, kiedy zobaczył to auto, dostał wypieków na policzkach, a źrenice powiększyły mu się trzykrotnie. Od tego momentu nic do niego nie dociera. Wsiada za kierownicę, uruchamia silnik i nie widzi nic poza prędkościomierzem.

Nigdy dotąd nie jechałam szybciej niż 240 km/h, nigdy też nie miałam okazji jechać z nikim, kto by tę prędkość przekroczył. Ale widzę, jak strzałka prędkościomierza przed jego zaciętą twarzą przesuwa się w prawo od tej właśnie liczby z taką łatwością, jakby dopiero przekraczała 60 km/h.

Drzewa przy autostradzie zaczynają się zlewać - przypominają płot, a hałas w kabinie sięga pułapu, jaki dotąd kojarzył mi się tylko z muzyką techno.Lamborghini jest jak dzikia bestia. A on najwyraźniej czuje się jak pogromca.

Zmienia biegi jak w transie, a dźwięk przesuwanego lewarka przypomina przeładowywanie pistoletu. To na pewno jeszcze bardziej podbija mu ego.Znów widzę strzałkę prędkościomierza: przekroczyła liczbę 300. Staram się nie myśleć o tym, co jest przy tej prędkości możliwe. Wystrzał opony, jakiś nieostrożny kierowca wyjeżdżający z dojazdówki, czy choćby lecący nisko ptak...

A on wciąż depcze gaz

Uświadamiam sobie, że nie ma szans na złapanie z nim jakiegokolwiek kontaktu. Testosteron i adrenalina wyłączyły mu zdolność myślenia. Auto przestaje wreszcie przyspieszać - jedziemy według prędkościomierza 340 km/h! Samoloty przy tej szybkości już dawno są w powietrzu, a my suniemy jak jakieś wyjące UFO po autostradzie.

Nadal nie widzę powodu, który mógłby mnie skłonić do marzenia o tym pojeździe, nie mówiąc już o wydaniu astronomicznych 223 800 euro, by go posiąść. Może dlatego, że jestem kobietą, więc istotą posiadającą nie tylko hormony, ale i mózg.

Owszem, także na mnie robią wrażenie parametry i możliwości tego auta, ale nie potrafiłabym oszaleć na jego punkcie. To przeświadczenie wzmacnia się jeszcze, gdy on zatrzymuje się po wjeździe do miasta i bez słowa wpuszcza mnie za kierownicę.

Bo to auto nie nadaje się do niczego innego poza pędzeniem po torze wyścigowym. A on najwyraźniej nie jest w stanie przemieszczać się po mieście takim pojazdem. Trudno, trzeba Lamborghini odprowadzić do garażu i lepiej, żeby zrobił to ktoś zrównoważony. Czyli kobieta.

Mężczyźni!

Wystarczy przeczytać, co on napisał - "Nie wiem, czy seks jest lepszy, z pewnością jazda Lambo trwała dłużej - 30 km wolnej autostrady". Policzmy i sprawdźmy tego "macho": 30 km z prędkością 340 km/h to dokładnie 5 minut 29 s. I to trwa dłużej niż seks!

Gratulacje, panie macho-Speedy Gonzalez!

Na dodatek, kiedy parkowałam, wygramolił się z kabiny i zaczął mi pomagać! Co za dzieciak! Zupełnie, jakbym nigdy nie musiała parkować, nie widząc nic do tyłu! Nie chce mi się już z nim dyskutować.

Wolę po prostu szybkie, ale normalne auta. Nie spalające (wg komputera pokładowego) 27 l/100 km.A tak gwoli ścisłości, nazwę Lamborghini wypowiada się po włosku, a więc "Lambor-g-ini", w środku nie ma żadnego "dż"!

Autor Robert Rybicki
Robert Rybicki
Powiązane tematy: