No właśnie, czy w trakcie tej pogoni za wszechstronnością napędu nie zapomniano przypadkiem o przyjemności z jazdy? Oczywiście, prowadzenie np. Golfa GTI jest bardzo przyjemne. Świetnie wyważony i super-elastyczny motor, harmonijnie zestrojone zawieszenie, cisza i spokój. Podobnie będzie np. w Volvo C30 T5, Skodzie Octavii RS, Fordzie Focusie ST, Oplu Astrze OPC... WSZYSTKIE MAJĄ TURBO! Na szczęście pewna marka wierna jest idei wyciskania stu koni mechanicznych z litra pojemności skokowej silnika bez pomocy turbiny. To Honda.
Właśnie mamy przyjemność znowu testować jej kompaktowego "sportowca". Pierwsza niespodzianka: auto nie jest czerwone! Biały Civic wygląda świetnie, niczym wygimnastykowany atleta w eleganckim garniturze. Nie musi się afiszować swoimi muskułami, szpanować – wystarczą trochę wyraźniejsze spoilery i koła z charakterystycznymi felgami "obutymi" w szerokie, ultraniskoprofilowe opony.
Tym, którzy zastanawiają się nad tym, że z jakiegoś powodu auto wygląda inaczej, niż je pamiętają, podpowiadamy, że ma ono na koncie delikatny lifting. Jednak to co najważniejsze się nie zmieniło. I bardzo dobrze! Fun, frajda, zabawa, adrenalina czy jakkolwiek nazwiemy dreszcz emocji towarzyszący wciskaniu gazu nadal osiąga szczytowy poziom.
Silnik odpala się przyciskiem – trochę bez sensu, bo żeby to zrobić, i tak trzeba przekręcić kluczyk w stacyjce. Ale cóż to? Na niskich obrotach Honda brzmi zupełnie zwyczajnie. Włączanie kolejnych biegów zaczyna jednak zdradzać to, co stanie się za chwilę: tutaj "dwójka" jest jak "jedynka" w typowym aucie, "trójka" jak "dwójka', "czwórka" ma przełożenie przeciętnej "trójki". Jedziesz już na szóstym biegu, a na obrotomierzu widać ponad trzy tysiące obrotów. Szybki rachunek podpowiada, że jeśli to auto ma osiągnąć deklarowane 235 km/h, wskazówka pokaże grubo ponad siedem tysięcy.
I tu nowicjuszy czeka zaskoczenie: w tym miejscu nie ma jeszcze czerwonego pola! Tam, gdzie w większości aut zabawa się kończy, w Civicu Type-R przygoda dopiero się zaczyna. Owszem, to auto potrafi jeździć spokojnie i nie wykazuje nieokrzesanego temperamentu narowistego konia, którego energia tak rozpiera, że musi co jakiś czas szarpnąć, wyskoczyć do przodu. Motor jest zaskakująco elastyczny i ciągnie posłusznie (jak przystało na dwulitrowca), co – prawdę mówiąc – po części umożliwia bardzo krótko zestopniowana skrzynia. Ale o czym piszemy?
O spokojnej jeździe maszyną, która po siedmiu i dwóch dziesiątych sekundy może pędzić sto kilometrów na godzinę? Czas na "restart"! "Jedynka", "dwójka", "trójka", "czwórka", "piątka" – przełożenia zmienia się w takim tempie, w jakim czyta się ich kolejne numery. Ryk silnika, walka z dźwignią zmiany biegów (mogłyby wskakiwać pewniej), pojedynek z kierownicą, którą trzeba mocno trzymać i z uwagą śledzić tor jazdy.
Uwaga, bo ta Honda ma bardzo czuły układ kierowniczy i każde drgnięcie dłoni oznacza zdecydowaną reakcję! To prawdziwy wyścig.
Zejdźmy jednak na ziemię i wytoczmy ciężkie działo przeciwko sceptykom albo zwykłym zazdrośnikom. Nie myśl, że gdy kupisz Type-R, to twój sąsiad jeżdżący Octavią RS zostanie bezinteresownym fanem tego ognistego Civica, na tle którego Skoda wygląda jak niepozorne auto. Gdyby miał cichutko pomrukującego Golfa GTI, schowałby się czym prędzej do garażu, słysząc ryk nadjeżdżającej Hondy, której wysokie, sopranowe rejestry pozostają poza zasięgiem turbobasu Volkswagena.
Obaj sąsiedzi zapewne jednym głosem powiedzą: "Fajna ta Twoja Honda, ale to nasze bryki są praktyczne". I tutaj wpadną na potężną minę! Bo twój Civic mimo całej swojej designerskiej finezji ma zadziwiająco przestronną tylną kanapę. Jeżeli trzeba będzie przewieźć dwumetrowe pudło z marketu budowlanego, jednym ruchem ją złożysz, pochylisz oparcie przedniego fotela i nie uwierzysz, ile może zmieścić się w trzydrzwiowym kompakcie! Jedyna nadzieja dla sąsiadów pojawiłaby się wtedy, gdybyście zapragnęli ścigać się tyłem – przez tylną szybę ze spoilerem niewiele widać.
Są auta, które lepiej przyspieszają, skuteczniej hamują czy też stabilniej utrzymują kurs. Ale prowadząc Civica, masz wrażenie, że oto udało ci się okiełznać bestię stymulującą produkcję endorfin, czyli hormonów szczęścia.