Testy Testy nowych samochodów Mercedes GLE 500e – ciężki, duży, lecz oszczędny | TEST

Mercedes GLE 500e – ciężki, duży, lecz oszczędny | TEST

Autor Jarosław Horodecki
Jarosław Horodecki

Aby móc w miarę bezkarnie produkować takie modele jak GLE z silnikiem V8, w gamie muszą być też hybrydy. I to takie, których duże baterie można ładować z gniazdka. Są one mało uciążliwe dla środowiska. Przynajmniej na papierze.

Meredes GLE 500e
Zobacz galerię (17)
Onet
Meredes GLE 500e

Ofensywa hybryd w świecie dużych, luksusowych SUV-ów bynajmniej nie wynika z potrzeby serca producentów aut tej klasy. Nie chodzi o ratowanie białych niedźwiedzi i fok, a przynajmniej nie tylko o to. Kluczem są pieniądze, a konkretnie kary za zbyt dużą średnią emisję CO2 w sprzedanych samochodach. Mercedes ma z tym problem, a wytwarzając takie modele jak GLE 500e, zmniejsza jego skalę.

Mercedes GLE 500e – wirtualne zużycie paliwa

Kluczem do sukcesu jest oczywiście napęd, który w tym przypadku stanowi duet w postaci spalinowego 3.0 V6 o mocy 333 KM oraz wspomagającego go silnika na prąd o mocy 116 KM. Łącznie cały system ma moc 440 KM oraz 650 Nm momentu obrotowego i jest dobrze znany z Mercedesa S 500e. Tylko jak taki napęd może być superoszczędny? To proste – jest oszczędny na papierze. Otóż na pokładzie GLE 500e mamy baterie, które po naładowaniu „pod korek” pozwalają przejechać około 30 km bez włączania silnika spalinowego, o ile nie spróbujemy przekroczyć prędkości 130 km/h. A jak się obecnie mierzy zużycie paliwa? Otóż cykl testowy zaczynamy z naładowanymi akumulatorami, przejeżdżamy te 30 kilometrów i dopiero wtedy włącza się 3-litrowe V6 i spala niespełna 4 litry podawane przez producenta. Skutek: średnie zużycie paliwa to 3,7 l/100 km. To poziom hybrydowego Priusa.

Problem w tym, że wszystko to jest jedną wielką ściemą, bo przecież nikt nie jeździ w ten sposób. Owszem, w mieście da się wykorzystywać tylko silnik na prąd, np. dojeżdżając do pracy i tam przez cały dzień ładując baterię, aby wystarczyło prądu na powrót. Jeśli jednak pokonujemy codziennie więcej niż 30 km albo jedziemy na trasę, wówczas zapoznamy się z prawdziwym obliczem GLE 500e. A model ten spala tyle benzyny, co zwykły 2,5-tonowy SUV z 3-litrowym silnikiem, czyli przy bardzo spokojnej jeździe co najmniej 10 l/100 km, a przy nieco żwawszej – około 15 l/km. Szału nie ma, choć tragedii też nie – to wartości całkiem rozsądne, jak na tego typu auto.

Mercedes GLE 500e – szybki, wygodny, mało terenowy

Napęd hybrydowy nie jest jednak całkiem bez sensu, a jedną z jego zalet są doskonałe osiągi tej wersji. Dwa silniki pracujące jednocześnie pozwalają wystartować niczym bolid Formuły 1 i osiągnąć setkę po około 5,3 sekundy, a rozpędzanie zakończyć na 245 km/h – oczywiście tam gdzie to bezpieczne i dozwolone. Pamiętajmy, mówimy o samochodzie, który ma gabaryty szafy trzydrzwiowej z lustrem. Na trasie hybrydowe GLE sprawuje się świetnie. Silnik pracuje cicho, 7-biegowa skrzynia zmienia biegi idealnie płynnie. W zasadzie można zapomnieć, że istnieje. W trybie Comfort płyniemy na miękkim zawieszeniu w stylu amerykańskim, które sprawia, że na zakrętach wysoki SUV nieco przechyla się i trudno uznać go za auto zwinne.

W sumie GLE po prostu nie przepada za zbyt szybkimi zmianami kierunku jazdy. Jeśli chcemy prowadzić go niezgodnie z przeznaczeniem, buntuje się. Nieco więcej da się z niego wycisnąć w trybie Sport, bo wtedy gaz, skrzynia i układ jezdny starają się sprawiać wrażenie, że jedziemy autem o sportowych aspiracjach, ale oczywiście i tak są mało przekonujące. Zresztą trudno się dziwić: platforma GLE pamięta czasy sojuszu Daimlera z Chryslerem, a jej historia zaczyna się w 2007 roku. Z tego powodu podwozie stosowane przez Mercedesa ma sporo wspólnego z tym z Jeepa Grand Cherokee. Oczywiście drogi obu firm dawno się rozeszły, a modyfikacji od tego czasu było wiele.

Mercedes GLE 500e – widać, że ma swoje lata

Choć GLE 500e to relatywnie nowy wariant SUV-a Mercedesa, na dodatek napakowany nowymi technologiami (o czym za chwilę), to jednak widać, że auto jest starsze niż jego nazwa. Przypomnijmy: GLE powstał poprzez zmianę nazwy ML-a trzeciej generacji, który debiutował w 2011 roku. Owszem, odbył się przy tej okazji lifting, ale nie była to rewolucja. W konsekwencji kokpit GLE może się wydawać nieco staroświecki, podobnie zresztą jak sylwetka auta. GLE pod tym względem nie wytrzymuje porównania z Volvo XC90, Porsche Cayenne czy BMW X5 – a wszystkie te SUV-y są dostępne w wariantach hybrydowych.

Co jest do poprawy? Na pewno pokładowe multimedia: Mercedes ma już nowocześniejszy system w innych modelach, np. w klasie E. Z bardziej intuicyjną obsługą i działający szybciej. Po drugie, brakuje – nawet w opcji – modnych ostatnio cyfrowych wskaźników. Tu mamy tradycyjne prędkościomierz i obrotomierz, w których miejscu nie może np. pojawić się efektowna mapa nawigacji. Mnie to nie przeszkadza, ale nabywcy drogich SUV-ów podobno lubią mieć na pokładzie taki gadżet.

Za to doceniam Mercedesa za konsekwencję w stosowaniu tradycyjnych rozwiązań. Przykładowo, za przyciski sterowania fotelem na drzwiach, czy też dźwignię zmiany biegów po prawej stronie kierownicy, a włącznik wycieraczek – po lewej. W sumie to dobrze, że są jeszcze takie cechy charakterystyczne aut w czasach, gdy wszystko staje się do siebie tak bardzo podobne.

Mercedes GLE 500e – mnóstwo miejsca, ale z ograniczeniami

Nie zniknęła też inna cecha charakterystyczna dużego SUV-a, czyli przestronna kabina. Miejsca jest mnóstwo i to nawet jeśli w podróż wybiera się pięć dorosłych osób. Gorzej z bagażami. GLE to nie jest wóz projektowany od początku jako hybryda, zatem zabrakło miejsca na baterie, które zasadniczo powinny być upchnięte gdzieś w podwoziu. Tu zajmują bagażnik, który w konsekwencji ma tylko 480 litrów pojemności zamiast 690 litrów, jak w zwykłym GLE. Co więcej, akumulatory i schowek na kable sprawiają, że podłoga kufra jest położna bardzo wysoko. To mało praktyczne.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Hybrydowość oznacza jeszcze jeden kompromis. Akurat ta wersja GLE nie ma nawet terenowego trybu i – tak serio – nie bardzo nadaje się do jazdy po bezdrożach. Rodzaj napędu wyklucza ponoć stosowanie blokad mechanizmów różnicowych, które można mieć w innych wariantach GLE. Jeśli potrzebujesz SUV-a, który faktycznie coś potrafi poza asfaltem – wybierz inny wariant Mercedesa. I na pewno nie warto sięgać po 21-calowe koła. Takie, na jakich jeździ testowe GLE. Takie felgi nawet w mieście wymagają uwagi, a co dopiero w terenie.

Mercedes GLE 500e – czy warto go kupić?

Co kto lubi. Trudno przypuszczać, by ktoś kupował GLE 500e za kilkaset tysięcy, by potem oszczędzać dzięki bateriom i możliwości ładowania z gniazdka. To raczej manifestacja poglądów i zamiłowania do nowoczesnych technologii. Dość droga, przyznaję. W zamian możemy jednak mieć auto z kompletem najnowszych systemów na pokładzie, np. z asystentem jazdy, który potrafi samodzielnie kierować autem na drodze z wyraźnie zaznaczonymi pasami przez 15 sekund (potem wzywa kierowcę do położenia rąk na kierownicy), a przez dłuższy czas w korku – można nawet czytać gazetę. Z ciekawych gadżetów możemy też mieć zestaw kamer pokazujących wirtualny widok z góry, co faktycznie bardzo ułatwia parkowanie. Zresztą GLE potrafi też zaparkować sam, ale nie zdalnie. A wygląd? Cóż, o gustach się nie dyskutuje, a sylwetka w stylu z okolic 2010 roku może się przecież komuś podobać.

Mercedes GLE 500e – dane techniczne:

Pojemność skokowa i rodzaj silnika 2996 cm3, V6, turbo benz.
Moc 442 KM (333 KM benz., 116 KM elektr.)
Moment obrotowy 650 Nm (łącznie)
Skrzynia biegów i napęd 7-biegowy automat, napęd 4x4
Prędkość maksymalna 245 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h 5,3 s
Średnie zużycie paliwa 3,7 l/100 km (producent)
Masa własna 2465 kg
Cena od 354 tys. zł
Autor Jarosław Horodecki
Jarosław Horodecki