Pierwszy raz zobaczyłem go na targach firmy Intercars w podwarszawskim Modlinie. Pomyślałem: idealny na krótką wyprawę nad morze, aby przy zimnym piwie obejrzeć na plaży zachód słońca. Pytanie tylko, w jaki sposób szybko tam dotrzeć? Wspólne dzieło firm Hymer i Goldschmitt może być doskonałą odpowiedzią: Hymercar 322. „Kawalerka na kołach” chce być najszybszym samochodem turystycznym świata i znaleźć się w Księdze rekordów Guinnessa.
Blisko 300 KM jednostki wysokoprężnej powinno wystarczyć, aby rozpędzić ten „apartament po tuningu” do 210 km/h. Oficjalna próba ustanowienia rekordu szybkości jeszcze się nie odbyła, ale w teście niemieckiego TÜV samochód osiągnął zawrotne (jak na pojazd tego typu) 207,8 km/h. Przy tej prędkości droga z Warszawy na Mazury zajęłaby nam niewiele ponad godzinę – oczywiście, czysto teoretycznie. Niestety, podczas bicia rekordu prędkości jednostka wysokoprężna przygotowana przez firmę Goldschmitt... eksplodowała. Inżynierowie pracują już jednak nad trwalszą i jeszcze bardziej brutalną wersją.
W naszym egzemplarzu testowym pracował zmodernizowany silnik rezerwowy. Moc 180 KM, uzyskana za pomocą chiptuningu i wtrysku gazu LPG, i tak w zupełności wystarcza do „opanowania” lewego pasa. W środku wykończony bukowym drewnem Hymercar pozostał klasycznym i dobrze przemyślanym samochodem kempingowym z: łóżkiem, łazienką, kącikiem kuchennym, charakterystyczną tapicerką Venezia, sprytnie rozmieszczonymi szafkami, składanym stolikiem oraz obrotowymi fotelami.
Z obowiązkową na kempingu partyjką pokera nie będzie zatem problemu. Bardziej radykalne zmiany wprowadzono w wyglądzie zewnętrznym. Klasyczne szyby zastąpiono poliwęglanowymi, a szczeliny między ramami okien i elementami blaszanymi dokładnie zasłonięto. Usunięto też klamki, listwy ozdobne i kratki wentylacyjne, a pod tylnym zderzakiem pojawił się szeroki niczym rynna dachowa, ogromny dyfuzor. Daje pewnie niewiele, ale był to jedyny sposób na to, by ta „szafa na kołach” stała się choć odrobinę bardziej aerodynamiczna.
Przejdźmy jednak do wyrafinowanych detali. Hymercar ma zawieszenie pneumatyczne, na każde koło z osobna, dzięki czemu karoserię można obniżyć. Niestety, wtedy komfort jazdy właściwie nie istnieje. Szerokie opony (rozmiar 295) na 20-calowych alufelgach schowano głęboko w nadkolach. Jeszcze gorzej jest, gdy wciśniemy do oporu gaz. Silnik dudni i wyje, filiżanki dzwonią w szafkach, nadwozie wibruje w takt jednostki wysokoprężnej, wskazówka prędkościomierza żwawo wędruje ku górze, natomiast poziom paliwa zaczyna spadać w iście przerażającym tempie.
Każdy, kto w dalekie podróże wybiera się leciwym Volkswagenem LT, gdy okupuje kamperem lewy pas ruchu, doznaje po prostu rozkoszy. Podczas gdy zazwyczaj mieszam się z karawaną urlopowiczów na prawym pasie, teraz kampery typu „alkowa” mijam z zawrotną prędkością. Podróż sportowym kamperem – to mi się podoba! Co się jednak stanie, gdy ktoś gwałtownie zmieni pas ruchu i będziemy musieli hamować? Albo jeśli jedna z opon „skapituluje” pod ciężarem tego pędzącego „domku”?
Chociaż wynik próby hamowania był przyzwoity (46,6 m ze 100 km/h do zera), a zachowanie podczas omijania przeszkody zaskakująco bezproblemowe, to jednak kiedy 3,5-tonowy pojazd zacznie się kołysać nie pomoże ani ESP, ani zawieszenie pneumatyczne łagodnie zestrojone w trybie komfortowym.
Obawy, że kiedykolwiek w lusterku wstecznym ujrzymy pędzącego Goldschmitta-Hymera, nie są jednak uzasadnione. Samochód jest i pozostanie pojedynczym egzemplarzem, pokazem możliwości tunera, jeśli chodzi o modyfikacje silnika oraz zawieszenia. Poza tym to naprawdę szczyt kempingowego luksusu. Przeróbka jednostki napędowej, modyfikacja zawieszenia oraz koła kosztowały 80 tys. euro. Do tego należy jeszcze doliczyć 41,7 tys. euro (cena na rynku niemieckim) za „bazę”, czyli Hymercara 322 3.0 Multijet na podwoziu Fiata Ducato. Za łączną kwotę moglibyśmy spędzić dwa lata w pięciogwiazdkowym hotelu. Ale przecież sama podróż także jest elementem udanego urlopu, nieprawdaż?