Gdy John Marrinan opowiada o swoim Fordzie F-150, w jego słowach wyczuwa się wręcz czułość. „To robocza maszyna, czasami mieszkanie, warsztat, to po prostu członek naszej rodziny”. Farmer z Montany już od kilku tygodni jeździ nowym modelem, który w wersji z napędem 4x4 Amerykanie mogą kupić w cenie odpowiadającej 110 tys. zł. John jest jednym ze testerów. Jeździł już pikapem po polu, ciągał nim bele z sianem, prowadził krowy i konie oraz ładował na skrzynię zapas artykułów spożywczych dla całej rodziny na kilka tygodni.
Ford gruntownie przebudował swój model F-150. Elektryczne wspomaganie kierownicy pracuje nadzwyczaj precyzyjnie. Nie oznacza to jednak, że szeroki na 2 m i długi na 6,5 m stał się mistrzem dynamicznej jazdy. W tym przypadku liczą się inne wartości. Konstruktorzy zachwycają się nowymi klamkami drzwi, które można teraz otworzyć nawet w grubych rękawicach, czy też dużymi pedałami, które można obsługiwać w roboczych buciorach.
Skrytki wielkości nocnych szafek, niezliczone uchwyty na kubki i puszki, wysuwające się stopnie boczne, elektryczna tylna szyba – to ceni amerykański klient. Dla Europejczyka hamulce na początku nie wydają się mocne, jednak po zdecydowanym wciśnięciu pedału ostro biorą się do pracy. Jak na tak wielkiego trucka, zawieszenie jest prawie luksusowe.
O zastoju technologicznym nie ma mowy: reflektory LED-owe, tempomat z regulacją odstępu, kamery 360 stopni, elektryczna tylna klapa z pilotem zdalnego sterowania, wszystkie aktualne systemy wspomagające, siedzenia z masażem, cyfrowy kokpit i po raz pierwszy w pikapie Forda aluminiowa karoseria.
Rama wprawdzie jest nadal wykonywana ze stali, ale za to nadwozie podobnie jak w Range Roverze jest zrobione z nitowanych i klejonych metali lekkich. W ten sposób krążownik schudł o prawie 350 kg, a ciężar, który inżynierowie zabrali z masy pojazdu, klient może wrzucić na pakę lub ciągnąć na haku. Ładowność i masa przyczepy w Fordzie F-150 są „best of class”. Wystarczy spojrzeć na tego kolosa, by nie mieć wątpliwości, że poradzi on sobie z pięciotonową przyczepą.
Amerykanie są oczywiście dumni z pięciolitrowego silnika V8, który pieści uszy cudownym brzmieniem, a także daje moc 385 koni i 525 Nm momentu. Do oferty wprowadzili jednak mniejsze silniki. Zachwalają przede wszystkim najmniejszy motor sześciocylindrowy o pojemności zaledwie 2,7 litra, z którego dzięki doładowaniu wyciągnęli 325 KM i 508 Nm.
Silnik sprawia jednak wrażenie zagubionego pod olbrzymią maską. System Start/Stop niektórym kowbojom może się wydać fanaberią, ale trzeba przyznać, że silnik uruchamia się szybko i chętnie później wchodzi na obroty, a nasz pikap cichutko szemrząc, pomyka po autostradach i wiejskich drogach. Gdy się śpieszymy, wystarczy ciężką nogą wcisnąć gaz, co sprawia, że lekko ospała sześciobiegowa automatyczna skrzynia biegów redukuje bieg i zabiera się do pracy. Wół roboczy asfaltowego kowboja zamienia się wówczas w rumaka, staje dęba i zaczyna radośnie galopować przed siebie.
Ford F150 - Nasza opinia
W przypadku takich samochodów założenia strategii globalizacyjnej „One Ford”, w której ramach koncern chce oferować takie samo auto na całym świecie, nie sprawdzają się. Zaskoczeniem dla znających dotychczasowe amerykańskie pikapy jest fakt, że Ford F-150 jest tak nowoczesny i zaawansowany technologicznie. Lekkie poszycie nadwozia z aluminium, elektrycznie wspomagany układ kierowniczy, najnowocześniejsze systemy wspomagające kierowcę. Rzekomy dinozaur z USA okazuje się bardziej nowoczesny niż niektóre szlachetne SUV-y z południowych Niemiec.