Zostało to udowodnione naukowo: stajemy się coraz więksi. Już 15-latkowie przerastają swoich ojców o głowę, a w momencie osiągnięcia pełnoletności – nawet o dwie. W dniu 35. urodzin syn potrafi swego tatę dosłownie przyćmić, tak jak najnowsze GTI generację sprzed 35 lat.
Podobieństwo wcale nie jest przypadkowe. W końcu samochody są trochę jak ludzie i równie chętnie świętują ważne rocznice: w 1976 roku Volkswagen zaprezentował pierwsze GTI, które okazało się utalentowanym „dzieckiem”. Golf GTI VI Edition 35 ma uczcić zarówno tę rocznicę, jak i historię pełną sukcesów. Z dumą nosi srebrne „ordery” z liczbą 35 na przednich błotnikach, prezentuje dyskretny „makijaż” oraz oferuje nieco więcej mocy – obchody nie są zatem bardzo huczne.
Jubilat nie grzeszy też hojnością, bowiem urodzinowa wersja ma kosztować w Polsce 113,9 tys. zł, czyli o 10,5 tys. więcej od zwykłego GTI. Choć to i tak o ponad 8 tys. zł mniej niż na rodzimym rynku. Czy warto inwestować te dodatkowe 10 tys. zł? Świętowanie jubileuszu nie jest tanie, ale ustalmy fakty.
Silnik osiąga o 25 KM wyższą moc oraz o 20 Nm wyższy moment obrotowy, dzięki czemu autem możemy rozwinąć o 7 km/h wyższą prędkość maksymalną. Jednak te różnice zauważymy tylko w bezpośrednim porównaniu ze standardowym GTI. O wiele bardziej różni je to, co dla oka niewidoczne. Dwulitrówka w Edition 35 bazuje na jednostce napędowej z Golfa R – jest wyposażona nie tylko w solidniejszy blok silnika, lecz także tłoki oraz korbowody w stosunku do jednostki w zwykłym GTI.
Ponadto polska specyfikacja obejmuje w standardzie specjalny pakiet skórzany Edition 35. Mimo wszystkich tych smaczków najnowsze GTI nie jest w stanie ukryć kilogramów i tłuszczyków, jakie niepostrzeżenie przybyły przez lata. Golf GTI I wygląda przy nim jak wychudzona modelka. To spostrzeżenie potwierdza zważenie obu aut – różnica jest wręcz szokująca.
Rocznik 1976 waży nieco ponad 800 kg, natomiast jego bezpieczniejszy i bardziej komfortowy prawnuk „urodzony” w 2011 roku ponad 1400 kg! Oczywiście, ma to swoje odwzorowanie w stosunku masy do mocy: we współczesnym Golfie wynosi 5,9 kg/KM, a w klasyku – 7,4 kg/KM. Nie dziwi zatem, że 110 wolnossących koni w zupełności wystarcza do tego, by sportowo napędzać to lekki auto, a przede wszystkim wywoływać uśmiech na twarzy kierowcy. Prawdziwą frajdą jest kręcenie 1,6-litrowego silnika powyżej 5 tys. obrotów i pokonywanie zakrętów zwinnym, 3,7-metrowym „staruszkiem”.
Nowe GTI mierzy o ponad 60 cm więcej, jest też wyższe i szersze od starego. Pasażerowie siedzą otuleni solidną karoserią z grubymi słupkami i wąskimi oknami. Nadwoziu brakuje lekkości sylwetki GTI I, choć bez wątpienia dostępność wersji 5-drzwiowej stanowi ukłon w kierunku rodzin – GTI nie jest bowiem autem tylko dla kierowcy. Oprócz nieco twardszego zawieszenia zapewnia 5 osobom ten sam komfort podróżowania jak w innych Golfach VI. Bagażnik mieści 350 l, które na rodzinne wypady powinny wystarczyć.
Sprawia jednak znacznie więcej frajdy z jazdy – w turbobenzynowym silniku już od 2,2 tys. obrotów dostępne jest 300 Nm momentu obrotowego, które można wykorzystywać aż do osiągnięcia 6 tys. obrotów. To pozwala na zupełnie inny styl jazdy niż starym GTI – nie trzeba ciągle „mieszać” drążkiem by móc sprawnie przyspieszyć. Elastyczność na każdym zbiegów jest zdecydowanie więcej niż zadowalająca.
Sprint do „setki” zajmuje tylko 6,6 s – to o 2,5 s mniej niż 35 lat temu. Komu szczególnie zależy na osiągach, może za 7,9 tys. zł zamówić błyskawicznie działającą dwusprzęgłową skrzynię DSG. O wynalazkach tego typu inżynierom w latach 70. XX wieku się nie śniło. Skrzynie wyręczające nas ze zmiany biegów były wtedy ospałe i nawet w sportowych autach musiała wystarczyć 4-biegowa – taka jak w Golfie GTI I generacji.
Nie było też elektroniki wspomagającej, jak kontrola trakcji czy systemu stabilizacji toru jazdy z elektroniczną blokadą dyferencjału XDS, która ułatwia zapanowanie nad ogromna mocą kierowaną na przednie koła. Czasem chcielibyśmy całkowicie odłączyć stróży by sprawdzić jak auto zachowuje się bez ich pomocy. Jednak nawet po wciśnięciu odpowiednich przycisków w nowym GTI nie poczujemy tego, co daje jego pierwowzór.
PODSUMOWANIE - Jubilatowi składamy serdeczne gratulacje – GTI stało się nie tylko silną marką, lecz także synonimem kompaktowego auta ze sportowym zacięciem. Szkoda jednak, że Volkswagen nieco ją zdeprecjonował, wprowadzając jeszcze mocniejsze odmiany swoich modeli, oznaczone literą R. Fanom GTI nie powinno to jednak przeszkadzać, podobnie jak fakt, że za uczczenie rocznicy muszą dopłacić 10 tys. zł. Wolelibyśmy jednak takiego „golasa” jak 35 lat temu i za nieco mniejsze pieniądze.