- Jako pierwsi jeździliśmy nową Toyotą Camry, która zastąpi Avensisa
- Auto będzie dostępne tylko jako sedan w wersji hybrydowej
- Nowy model nieźle się prowadzi i dobrze go wykonano
Najnowszy model, na którego prezentację przedprodukcyjną zaproszona nas do Barcelony, to już ósma generacja sedana segmentu D Toyoty. Łącznie na całym świecie sprzedano już 19 mln egzemplarzy. Camry była jednak dostępna w Europie - po raz ostatni w 2004 r. - ale producent wycofał ją z oferty, bo nie miała wersji wysokoprężnej, a taka była wtedy bardzo pożądana.
Teraz czasy się zmieniły i diesel nie jest już "cool", a do tego Avensis w Europie sprzedawał się coraz gorzej i ma nie mieć następcy. Niejako na jego miejsce ma zostać wprowadzona Camry (zastępuje wersje sedan, bo Camry ma tylko takie nadwozie) oraz Auris kombi ze zwiększonym rozstawem osi (za wersję kombi; data debiutu nie jest jeszcze znana). Camry trafi do oferty w drugiej połowie przyszłego roku i będzie dostępna tylko jako hybryda. Czy zagrozi europejskim rywalom? Zobaczymy.
Toyota Camry - nie czuć w niej amerykańskości
Po Camry spodziewaliśmy się amerykańskich nastawów zawieszenia, tak charakterystycznych dla poprzedniej generacji. Tak się złożyło, że miałem przyjemność taką podróżować, ale nie była to zbyt duża przyjemność. W najnowszej 9. generacji postawiono na przyjemność z jazdy. Pewnie pukacie się teraz w czoła – hybrydowa Toyota i przyjemność z prowadzenia? Jasne, że to nie jest BMW, ale i tak Japończycy zrobili duży krok na przód. Przede wszystkim utwardzili zawieszenie w stosunku do tego, co oferuje wersja amerykańska, ale o dziwo nie przesadnie, bo Camry nieźle wybiera nierówności. Dobrze wypada także jej układ kierowniczy, który jest całkiem bezpośredni.
Camry Hybrid ma pod maską 218 KM łącznej mocy i całkiem żwawo z niej korzysta, szczególnie gdy przełączy się ją w tryb sport. Wstępne dane techniczne mówią o przyspieszeniu od 0 do 100 km na poziomie 8,3 s i prędkości maksymalnej 180 km/h. Spalanie według starszej normy to według Toyoty 4,3 l/100 km z felgami 17-calowymi i o 0,3 więcej na „osiemnastkach”. Podczas jazd testowych wersją przedprodukcyjną z maksymalnymi prędkościami 100-120 km/h średnie spalanie oscylowało wokół 7 l, co i tak jak na duże auto jest dobrą wartością. Mamy jednak i złą wiadomość, bo 2,5 litrowy motor Toyoty, otrzymał wtrysk bezpośredni, co nieco utrudni montowanie w nim instalacji LPG. Toyota mimo tego wyraźnie chciałaby, aby ten model był popularny wśród taksówkarzy – podobno druga od dołu wersja wyposażeniowa ma się nazywać Taxi (łącznie mają być cztery), ale czy tak będzie dopiero się okaże.
Toyota Camry - niezłe wnętrze
Toyota przeprowadziła nawet badania wśród polskich użytkowników, z których wynika, że dla 70-procent nazwa Camry wciąż jest rozpoznawalna, stąd wniosek, że Polska ma być jednym z głównych europejskich rynków na ten model. Póki co ceny nie są jeszcze znane, ale można założyć, że podstawowa wersja kosztować będzie ok. 120-130 tys. zł (ale to nasze dywagacje, a nie informacja od importera).
Tym, co ma przyciągnąć do modelu, oprócz ciekawej stylistyki, jest spora ilość miejsca w kabinie. Camry powstała co prawda na tej samej płycie podłogowej co Prius, ale ma wydłużony rozstaw osi. W kabinie wyraźnie to czuć, bo szczególnie w tylnej części miejsca nie brakuje. Przyzwoite są również materiały wykończeniowe, chociaż tu i ówdzie widać, że to jeszcze nie poziom europejskich marek premium.
Pozytywnie zaskakuje prosta obsługa i wreszcie niezły system multimedialny, który co ciekawe w prototypowem egzemplarzu, którym jeździliśmy, miał już język polski. Co prawda system czasem działał jeszcze dość wolno, ale jak podkreślali Japończycy jest on jeszcze w trakcie tworzenia i na końcowy efekt trzeba będzie poczekać do przyszłego roku. Duże pochwały należą się za pozycję za kierownicą. Zdecydowanie ten model jest bliższy kierowcy niż Avensis.
Toyota Camry - uzupełnienie ofert
Toyota zdaje sobie sprawę, że rynek europejski nie będzie najważniejszym dla Camry – ta najlepiej sprzedaje się oczywiście w USA. W zeszłym roku było na topie wśród aut osobowych (wyprzedziły ją jedynie pikapy i SUV-y).
W Polsce będzie to model dość niszowy, ale widać, że importer liczy na floty, które odchodząc od diesli będą szukać alternatywy w postaci proekologicznych hybryd. W naszym kraju nie będą oferowane zwykłe odmiany – są jeszcze dwa benzyniaki w tym V6, bo nie spełniają one norm emisji spalin (można je kupić w USA i np. w Rosji).
Czy ten model zagrozi klasowym rywalom? Pewnie nie, ale odrobinę tortu ma szansę uszczknąć. Warto dodać, że samochody, które trafią do sprzedaży w naszym kraju będą produkowane w Japonii, co powinno mieć wpływ na ich jakość (większość Camry powstaje w USA). Jak w każdej hybrydzie koszty serwisu bedą również ograniczone, co dla flot ma kolosalne znaczenie.