• Nasz "nalot" na komisy potwierdza, że handel autami używanymi coraz bardziej się w Polsce cywilizuje...
  • ...co jednak wcale nie oznacza, że już można się w pełni odprężyć. Nie, krętaczy nie brakuje, tak samo jak i aut zwyczajnie zajechanych
  • Ceny odczuwalnie wzrosły w stosunku do czasów sprzed pandemii, ale za 25-70 tys. zł nadal da się kupić coś, co jeszcze przez jakiś czas posłuży
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Ten Peugeot za 44 900 zł? Tak, tak, gdzieś jest, ale musimy tu nim podjechać, nie wiem, czy odpali, mógł już paść akumulator. Nic dziwnego, że mógł paść, wszak akurat ten egzemplarz, choć na oko dość ładny, nie jest jednak wybitnie tani. Akurat w okolicy tego komisu da się znaleźć kilka innych ofert w nieco niższej cenie (i z niższym przebiegiem, choć fakt, że to głównie diesle), możemy więc z pewną dozą prawdopodobieństwa założyć, że ten egzemplarz już chwilę stoi. Mimo że ma całkiem niezłe wyposażenie i pożądany w dzisiejszych czasach silnik benzynowy.

Na początek jednak kilka ważnych wniosków, które nasunęły nam się po ostatnim "nalocie" na komisy. Przede wszystkim rynek wtórny w Polsce wyraźnie się w ostatnich latach ucywilizował – przybywa dużych firm (często należą one do jakiejś sieci, np. zagranicznej), które kładą nacisk na wysoką jakość obsługi i maksymalną przejrzystość oferty pod kątem m.in. przebiegu, historii szkód oraz napraw.