Od 1996 roku jak mantrę powtarzano pytanie: czy Boxster to jeszcze prawdziwe Porsche? I oczywiście, najbardziej zagorzali fani tej marki oraz obrońcy tradycyjnych rozwiązań w samochodach z Zuffenhausen od razu odpowiadali: nie! Jak oni tak mogli? Umieszczony centralnie silnik chłodzony cieczą, reflektory, które wyglądem przypominają sadzone jaja, i… damskie 204 KM – w porównaniu z Carrerą było to równoznaczne z upadkiem.
Żeby jednak pozostać uczciwymi, przypomnimy, że pierwsze Porsche z 1948 roku też miało silnik umieszczony centralnie. Nie można także pominąć modelu 550 Spider Jamesa Deana. Teraz dwumiejscowe auto o kodzie 986 musi walczyć z uprzedzeniami, że to damski samochód, a nie dla facetów, którzy swoją furę chętnie okiełznają niczym krnąbrną kochankę.
Na początku lat dziewięćdziesiątych książka zleceń Porsche nie pękała w szwach od zamówień. Zbyt długo planiści opierali się tylko na modelu 911 i nawet od yuppies z Ameryki przestały przychodzić pieniądze za drogie zabawki. Boxster przybył naprawdę w porę, nawet jeżeli był modelem idącym pod prąd.
W tym samym czasie na salony wjechał Mercedes SLK. Oczywiście, nikt go nie traktował jak bluźnierstwa, choć samochód nie miał swojego poprzednika w historii. Tyle tylko, że niektórym wydawał się zbyt mało mercedesowski. Powody do niezadowolenia mieli przede wszystkim klienci, którzy wybrali droższego SL-a. Dlaczego? Ponieważ mogli poczuć, że zagraża to ich elitarnemu statusowi. Jednak większość osób przyjęła SLK z otwartymi ramionami. Nie dość, że okazał się odważny pod względem stylistyki tak bardzo, jak już dawno nie udało się to żadnemu Mercedesowi, to na dodatek technicznie był pomysłowy jak nigdy.
Ci, którzy pierwszy raz widzieli efektowną choreografię otwierania dachu, otwierali ze zdumienia usta. W 1996 roku SLK było niekwestionowaną gwiazdą przed każdą kawiarnią. Tym bardziej że dawno już zapomniano o zamykanym dachu Peugeota Eclipse’a z 1934 roku czy też amerykańskim Fordzie Skylinerze z lat 50., z jego chowanym olbrzymim hardtopem.
Tego Mercedesa podziwiano także dlatego, że – w przeciwieństwie do zaprezentowanej nieco później klasy A – był nie tylko bezpieczny dla skandynawskich zwierząt, lecz także świetnie zachowywał się podczas pokonywania zakrętów. Wielu dawnych fanów marki przyjęło go z zaskoczeniem, ale też budził u nich szacunek. Wynik? Pierwsze samochody z miejsca można było odsprzedać za wyższą cenę, niż kosztowały w salonie. Z racji dwóch lat oczekiwania na dostawę Mercedes SLK szybko stał się obiektem spekulacji.
Oba roadstery robią wrażenie i pokazują, jaki powinien być prawdziwy sportowy samochód – przede wszystkim ze względu na charaktery ich silników. Boxster ma umieszczonego centralnie 6-cylindrowego wolnossącego boksera, dlatego nie można go zobaczyć, a co najwyżej – da się go usłyszeć. Początkowo trudno było zaakceptować w modelu 986 akustyczne doznania chłodzonej cieczą konstrukcji.
Tymczasem już rok później jednostka trafiła również do „911-ki”. Silnik świetnie ciągnie od dołu i po brzmieniu od razu słychać, że bez wątpienia mamy do czynienia z Porsche. Jedyne, co go wyróżnia, to fakt, że dźwięk dobiega trochę jak spod klosza i nie jest to tak zachrypnięty gang, jakim cechują się dawne silniki chłodzone powietrzem.
Podobnie jak dźwięk, także i temperament motoru jest nieco przytłumiony. Jednak pod koniec lat 90. nikt nie traktował tego negatywnie. Silniki turbo, które równomiernie rozwijają moc, w tamtym czasie wciąż były rzadkością. W przypadku Boxstera na zadowalającą dynamikę można było liczyć po przekroczeniu 4000 obr./min. Jeszcze podczas wchodzenia na czerwone pole silnik potrafił zarzucić lasso na ostatnie konie mechaniczne.
SLK jedynie szorstko parska, gdy doda się gazu. Auto zachowuje się zupełnie inaczej niż Boxster. W dodatku, jeśli porówna się czasy przyspieszeń, samochód zawsze będzie o kilka dziesiątych sekundy za Porsche. Gwałtownie rozwijana moc 4-cylindrowego, doładowanego silnika fascynuje dziś tak samo, jak kiedyś. Zadziwiające, jak wspaniale Mercedes przejeżdża zakręt za zakrętem i jak swobodnie pokonuje wszelkie wzniesienia – zupełnie tak, jakby były topograficzną fatamorganą.
Jednak bycie szybkim to nie wszystko. Podczas pokonywania zakrętów kierowcy świta myśl, że w działaniu układu kierowniczego wyczuwa się charakter sedana, a mianowicie klasy C. Na szybkiej partii zakrętów układ kierowniczy nie zachowuje się tak dziarsko, jak w Porsche. Poza tym jego działanie okazuje się nieco nerwowe.
W przypadku Porsche do wyboru są skrzynie manualna lub automatyczna (Tiptronic). Znacznie lepszym wyborem jest pierwsza z tych przekładni, bo „automat” wydaje się zbyt spokojny do charakteru auta. Podczas sprawnego przełączania udaje się utrzymać dobre tempo pomiędzy zakrętami. W trakcie szybkiej jazdy na zakrętach i po gwałtownym odjęciu pedału gazu Porsche cały czas pozostaje łagodne i można nad nim zapanować na długo przed osiągnięciem granicznych wartości.
Wnętrze Boxstera nie wygląda tak efektownie, jak w SLK. Wskaźniki zostały wykończone niezbyt ciekawym plastikiem, a wykonanie nie jest tak dokładne, jak u rodzimego konkurenta. Dotyczyło to przede wszystkim aut pochodzących z pierwszej serii. Nie trzeba się natomiast przejmować tym, że dach jest z miękkiego materiału, a nie z blachy, która lepiej izoluje od wpływu warunków atmosferycznych.
Bagażniki Boxstera są na tyle małe, że mogą nie wystarczyć nawet na krótki urlop we dwoje. W obu kufrach (przednim i tylnym) zmieści się łącznie 260 litrów. Dużą zaletą okazuje się jednak to, że pojemność tylnej części nie zmienia się w zależności od tego, czy dach jest złożony, czy nie. Dzieje się tak dlatego, że materiałowe przykrycie po złożeniu spoczywa w specjalnym wgłębieniu umieszczonym pomiędzy oparciami siedzeń a tylnym kufrem.
Mercedes pod względem pojemności bagażnika jest lepszy tylko wtedy, gdy podróżuje się zakrytym samochodem. Dla fanów jazdy pod gołym niebem pojemność 348 litrów pozostaje czysto teoretyczną wartością i nigdy nie będą mieli okazji do tego, żeby wykorzystać całą tę przestrzeń. Dlaczego? Ponieważ znaczną część bagażnika zajmuje konstrukcja dachu. To, co zostaje (145 l), pozwala zabrać co najwyżej kosmetyczkę oraz portfel.
Tyle tylko, że roadsterów nie kupuje się po to, żeby wozić nimi wielkie walizki, lecz po to, żeby delektować się podróżowaniem w promieniach słońca. A z tego zadania lepiej wywiązuje się Mercedes SLK. I właśnie dlatego ten samochód wygrał to zestawienie.
Mercedes SLK kontra Porsche Boxster - nasza opinia
W połowie lat 90. SLK wniosło świeży powiew do klasy aut stworzonych do dawania przyjemności z jazdy. Odważny wygląd oraz techniczne nowinki w postaci sztywnego, sterowanego elektrycznie dachu oraz silnika z kompresorem sprawiły, że samochód od razu stał się hitem. Połączenie sportowego charakteru z przydatnością podczas jazdy na co dzień robi wrażenie także po dwudziestu latach.
Znacznie droższy w zakupie i utrzymaniu Boxster może być brany pod uwagę właściwie z jednego powodu – radości z prowadzenia. Jednak to nie wystarczyło do tego, żeby właśnie to auto wygrało w tym porównaniu. Za to wystarczyło, żeby potwierdzić, że Boxster to prawdziwe Porsche i nie trzeba się wstydzić, gdy się go prowadzi.