- W Hyundaiu i10 miejska jazda odcisnęła piętno jedynie na sprzęgle
- Konstrukcja Hyundaia i10 ma już swoje lata, ale nadal wiele może zaoferować
- Bagażnik Hyundaia i10 ma niezłą pojemność jak na klasę A – od 252 do 1046 l
Gdyby samochody mogły mówić, to zapewne mały Hyundai nieźle by nas ochrzanił. I miałby do tego pełne prawo, bo wcale nie pozwalaliśmy mu wyjeżdżać, nie mógł zwiedzać ani nowych krajów, ani nawet najbliższych okolic. Cały czas tylko jedno miasto, cały czas krótkie odcinki i stanie w korkach... Nie ma się więc co dziwić, że test trwał nie dwa, lecz trzy lata, choć dystans był ten sam, co zawsze – 100 tys. km.
Tak, przyznajemy, po części to trochę nasza wina. Bo gdy ktoś miał do odbycia podróż służbową na drugi koniec kraju, to mały miejski samochodzik segmentu A z silnikiem 1.2/87 KM raczej nie znajdował się na szczycie jego listy życzeń. Gdy już jednak ktoś musiał szybko wyskoczyć do miasta lub udawał się w rejony znane z braku dogodnych miejsc do parkowania, to właśnie wtedy do akcji wkraczał ów koreański „krasnoludek”. 3,66 m długości, średnica zawracania na poziomie 10,6 m i... wszystko jasne, prawda?
Pierwsze, co od razu rzucało się w oczy po zajęciu miejsca za kółkiem, to żywe kolory we wnętrzu. Deska i fotele (częściowo) dostały rdzawo-brązowe wykończenie, co w połączeniu z czerwonym lakierem karoserii („Passion Red”) stanowi dość odważne połączenie. To jednak nie wszystko, bo i10 ma jeszcze w zanadrzu kilka innych asów. To na przykład: asystent ruszania pod górę (hill holder), doświetlanie zakrętów, zestaw głośnomówiący Bluetooth, sterowanie radiem z kierownicy, tempomat oraz podgrzewane fotele i kierownica (obszyta skórą!) – sami przyznacie, że to naprawdę niezły „wypas”, który w segmencie A wcale taki oczywisty nie jest.
No to pewnie strasznie drogi ten Hyundai – powie ktoś. Cóż, cena Hyundaia i10 ze wspomnianym silnikiem 1.2/87 KM trzy lata temu startowała od nieco ponad 40 tys. zł, a testowanej odmiany Style po doliczeniu kilku dodatków przekroczyła 50 tys. zł. To z kolei faktycznie trudno uznać za wybitnie promocyjną kwotę, jeśli jednak weźmiemy pod uwagę dość atrakcyjne warunki gwarancji (5 lat bez limitu kilometrów), to od razu zrobi się lepiej. Ale zaskakująca okazała się nie tylko cena, bo już od pierwszych kilometrów koreański maluch zaczął zbierać pozytywne opinie w swoim dzienniku pokładowym. Jeden z testujących tak się rozpędził, że zapełnił w zeszycie aż trzy strony (!) za jednym zamachem, chwaląc m.in. wyposażenie i żwawy czterocylindrowy silnik, zaprojektowany w stylu starej szkoły (brak turbo!). Żeby nie było za pięknie, ten sam autor poświęcił też kilka słów skrzyni biegów: „Nic dla tych, którym się zawsze spieszy”.
Hyundai i10 - kłopoty ze zmianą biegów
Niestety, im dalej w las, tym gorzej, bo komentarze dotyczące niskiego komfortu przełączania biegów zaczęły pojawiać się coraz częściej. Narzekano już nie tyle na samą przekładnię, co na sposób pracy sprzęgła – działa w dziwny sposób, sprawiało to wrażenie, jakby napęd nie za każdym razem był całkowicie rozłączany.
W związku z tym i10 aż trzy razy ponadplanowo musiało odwiedzić serwis dilerski, ale mimo trzech interwencji mechanika nieprzyjemny objaw znikał tylko na chwilę, by potem powrócić i zostać z nami do końca testu. I nie należy się dziwić, że końcowy demontaż wykazał ponadnormatywne zużycie sprzęgła oraz łożyska.
Oczywiście, gdyby nasz Hyundai więcej jeździł w trasie, prawdopodobnie obrażenia byłyby mniejsze,choć wtedy – zapewne – narzekalibyśmy na brak szóstego biegu... Koniec końców trzeba to wyraźnie podkreślić – Hyundai i10 został poddany jednemu z najtrudniejszych testów długodystansowych, które mieliśmy okazję przeprowadzić w ostatnich latach.
O skali trudności i przedsięwzięcia świadczy też np. dziennik pokładowy, w którym zwykle zapełniamy ok. 20 stron, zaś tym razem wyszło aż 56 (!). Poza narzekaniami na sprzęgło były to jednak głównie pochwały, np. taka: „Ten samochód ma wszystko, czego potrzebujesz, i nie ma w nim niczego, co by mnie drażniło”. Kilka drobnych uwag dotyczyło dość bezsensownego wskaźnika zmiany biegów – gdybyśmy się nim kierowali, to przeważnie nie dalibyśmy rady wjechać nawet na najmniejsze wzniesienie.
Hyundai i10 - świetna ogólna kondycja auta
Usterki poza sprzęgłem? Kilka było, ale w zasadzie wyłącznie drobne. Dwie poluzowane śruby przy mechanizmie regulacji wysokości fotela kierowcy ogarnęliśmy sami. Kolejna sprawa okazała się dość nietypowa, bo chodziło o popękaną obudowę filtra powietrza. Skończyło się najpierw spadkiem mocy i brakiem reakcji na gaz, potem wizytą w serwisie – w ramach gwarancji wymieniono uszkodzony element na nowy.
Wkrótce po tym, gdy Hyundai przekroczył barierę 50 tys. km, należało wymienić przednie hamulce (tarcze i klocki; 1080 zł). Niby szybko, ale gdy weźmie się pod uwagę sposób eksploatacji auta, to przestanie już to tak dziwić. Druga strona medalu: pod koniec testu hamulce były jeszcze na tyle świeże, że pomiary hamowania wypadły tak samo dobrze (niecałe 37 m ze 100 km/h), jak na samym początku maratonu.
Dobrą kondycję elementów układu hamulcowego potwierdził również końcowy demontaż. W świetnym stanie był też silnik. Żadnych uchybień nie stwierdziliśmy ani w przypadku tłoków, ani gładzi cylindrycznych, ani zaworów. Pozytywnie zaskoczyła skrzynia biegów, bo mimo problemów ze sprzęgłem nie było niemal żadnych śladów na kołach zębatych. Nawet koło tylnego biegu wyglądało w porządku, a spodziewaliśmy się, że może być lekko wyszczerbione – skrzynię wykonano z solidnych materiałów, nikt tu na niczym nie oszczędzał.
Podobnie można podsumować resztę – znaleźliśmy co prawda drobnostki w postaci poluzowanych spinek czy drobnych przetarć, ale w żadnym wypadku nie popsuło to dobrego obrazu całości. Nasze i10 skwitowałoby to wszystko chyba tylko jednym zdaniem: „Złóżcie mnie do kupy i pozwólcie wreszcie gdzieś pojechać – na przykład do Paryża albo Mediolanu!”
Hyundai i10 - naszym zdaniem
Gdyby nie kłopoty ze sprzęgłem, nasze i10 otrzymałoby 6-, a nie 5-. Oczywiście, patrząc na auto przez pryzmat całego testu, a także świetnego wyniku po rozebraniu samochodu na części (wszystkie kluczowe podzespoły były w bardzo dobrej kondycji), jest czego żałować. No cóż, Hyundai musi wyciągnąć wnioski i iść dalej tą drogą, bo, generalnie, jest ona właściwa!
Hyundai i10 - dane techniczne
. | Hyundai i10 1.2 |
Rodzaj | benz. R4/16 |
Pojemność silnika | 1248 cm3 |
Średnica cylindra x skok tłoka | 71 x 78,8 mm |
Napęd rozrządu | łańcuch |
Moc maksymalna | 87 KM/6000 obr./min |
Maks. moment obrotowy | 121 Nm/4000 obr./min |
Prędkość maksymalna | 175 km/h |
Skrzynia biegów | man. 5 |
Napęd | przedni |
Długość/szerokość/wysokość | 3665/1660/1500 mm |
Rozstaw osi | 2385 mm |
Masa własna (rzeczywista) | 1029 kg |
Ładowność (rzeczywista) | 425 kg |
Hamulce (przód/tył) | tarczowe went./tarczowe |
Pojemność zbiornika paliwa | 40 l |
Ogumienie (testowe) | 185/55 R 15 |
Pojemność bagażnika | 252-1046 l |
Hyundai i10 - koszty przejechania 100 000 km
Ubezpieczenie | Hyundai i10 1.2 |
Przejechane kilometry | 101 063 km |
Ubezpieczenie | 3 630 zł |
Paliwo i olej | . |
7366,4 l ON (4,98 zł za litr) | 36 685 zł |
0,5 l oleju na dolewkę | 22 zł |
Opony | . |
Letnie: 1 kpl. Continental EcoContact 5 | 1 520 zł |
185/55 R 15 H | |
Zimowe: 1 kpl. Continental WinterContact TS 790, 185/55 R 15 T | 1 630 zł |
Przeglądy | |
15 000 km | 760 zł |
35 000 km | 965 zł |
55 000 km | 840 zł |
75 000 km | 965 zł |
95 000 km | 1 040 zł |
Cena | |
Cena Hyundaia i10 1.2 w wersji Style bez wyposażenia dodatkowego (2016 r.) | 41 990 zł |
Obecna wartość auta | 25 400 zł |
Utrata wartości | 16 590 zł |
Koszty łącznie | |
Koszty po 101 063 km | 49 137 zł |
Koszt 1 km | 0,49 zł |
Koszt 1 km z utratą wartości | 0,65 zł |
Hyundaiowi i10 1.2 Style poświęciliśmy nieco więcej czasu niż zwykle, bo nie dwa, lecz całe trzy lata. Dystans był już jednak typowy, czyli równe 100 000 km. Jak wypadł koreański maluch w naszym teście? Czas na podsumowanie!
Nasze i10 testowaliśmy latem, zimą, wiosną i jesienią. W sumie 3 lata intensywnej miejskiej jazdy.
Zwinny, zwrotny, a do tego ze żwawym czterocylindrowym benzyniakiem, zaprojektowany w starym stylu (brak turbo!) – i10 da się lubić, jest udanym miejskim autem.
Pierwsza generacja Hyundaia i10 (następcy Atosa) na europejskim rynku pojawiła się w 2008 r. Do napędu przeznaczono dwa silniki benzynowe 1.1/67 i 1.2/77 KM, które w 2010 r. poddano modernizacji – moc wzrosła odpowiednio do 69 i 86 KM. W ofercie był też diesel 1.1 CRDi/75 KM. W 2013 r. pojawiła się 2. generacja modelu. Do wyboru były dwa benzyniaki
– 1.0/67 oraz 1.2/87 KM.
Nasze i10 na bocznym torze? Owszem, konstrukcja ma już swoje lata, ale nadal wiele może zaoferować.
Choć wnętrze wykonano w większości z twardych plastików, dzięki wesołej pomarańczowej kolorystyce wygląda przyjemnie i sympatycznie.
Bagażnik ma niezłą pojemność jak na klasę A – od 252 do 1046 l.
Nie jest za duży (poj. 252-1046 l), ale przy odrobinie czasu i chęci przewiezie walizkę, kilka toreb i worków.
Silnik pozostawił po sobie dobre wrażenie. Zapewnia dobrą dynamikę, ma prostą budowę i jest trwały.
Po 100 000 km auto zostało rozebrane.
Głowica pozbawiona jakichkolwiek nowoczesnych „dodatków” jest w świetnej kondycji.
Trzy lata trudnej jazdy miejskiej, z ciągłym wachlowaniem lewarkiem zmiany biegów i niedomagające sprzęgło nie były w stanie odcisnąć piętna na mechanizmie zmiany biegów. Czapki z głów!
Dawno tego nie widzieliśmy: napęd licznika/prędkościomierza wyprowadzony z „dyfra”.
Tarcza sprzęgła wygląda już na mocno zmęczoną i w zasadzie kwalifikuje się do wymiany.
Nie tylko tarcza, również łożysko wyciskowe nadaje się na szrot – jest zużyte, hałasuje.
Gdyby nie kłopoty ze sprzęgłem, nasze i10 otrzymałoby 6-, a nie 5-. Oczywiście, patrząc na auto przez pryzmat całego testu, a także świetnego wyniku po rozebraniu samochodu na części (wszystkie kluczowe podzespoły były w bardzo dobrej kondycji), jest czego żałować. No cóż, Hyundai musi wyciągnąć wnioski i iść dalej tą drogą, bo, generalnie, jest ona właściwa!