Niedawno Boris Johnson zapowiedział, że Wielka Brytania planuje do 2030 roku zrezygnować ze sprzedaży aut czysto spalinowych, a w kolejnych latach także z hybryd. Szybki zwrot ku elektromobilności ma jednak swoje negatywne konsekwencje budżetowe, w którym ważną składową wpływów jest podatek od sprzedanych na stacjach paliw.

Obecnie kierowcy płacą 57,95 pensów za każdy litr benzyny i oleju napędowego, który kupują. Według wyliczeń podanych przez Daily Mail, co roku do budżetu wpływa z tego tytułu ok. 27,5 miliarda funtów, co stanowi 1,3 proc. dochodu narodowego. Dodatkowe 6 miliardów wpływa do Skarbu Państwa z podatku VAT od paliw. Tak duże kwoty nie mogą po prostu odpłynąć z budżetu, stąd pomysł Ministra Finansów do starego pomysłu, opodatkowania każdej przejechanej mili.

Według raportu The Times, Rishi Sunak, minister finansów Wielkiej Brytanii, przeanalizował potencjalne opcje zmiany krajowego systemu opłat drogowych i poważnie rozważa wprowadzenie opłat od przejechanych mil. Aczkolwiek rząd bierze pod uwagę inne scenariusze.

Podobny plan został odłożony przez poprzedni rząd w 2007 roku, kiedy pomysł nałożenia na kierowców opłaty w wysokości 1,50 funta za milę, został mocno skrytykowany i wywołał masowy sprzeciw, a prawie dwa miliony kierowców podpisało petycję przeciwko jego wprowadzeniu.

Jednak dziś rząd Wielkiej Brytanii przyparty jest do muru i może być bardziej zdeterminowany niż w 2007 roku. Ewentualną zmianę systemu opłat drogowych z pewnością obserwować będą z uwagą rządy innych państw, które w niedalekiej przyszłości staną przed podobnym dylematem.