Pewna Australijka nie kryła zaskoczenia, gdy dostała wezwanie do zapłacenia mandatu za korzystanie z telefonu w trakcie prowadzenia samochodu. Otrzymała bowiem również zdjęcie z fotoradaru jako dowód na popełnione przez nią wykroczenie drogowe. Problem w tym, że na przesłanej fotografii widać nie tylko, jak trzyma komórkę, ale również, jaką ma na sobie bieliznę. Tego dnia założyła bowiem krótką spódnicę.

Czytaj także: Oniemiała, gdy zobaczyła zdjęcie z fotoradaru. Jest "mistrz drugiego planu"

Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo:

Kobieta była zszokowana przede wszystkim nie tym, że fotoradar uchwycił na zdjęciu jej bieliznę, ale głównie tym, że fotografia nie została ocenzurowana np. czarnym paskiem zasłaniającym newralgiczne miejsce.

— żaliła się.

Czytaj także: Pan Adam dostał list ze zdjęciem z fotoradaru. Co ma teraz zrobić i czy może się jakoś wybronić?

Stwierdziła, że jest "zszokowana i zaniepokojona" zaistniałą sytuacją. Jej zdaniem zdjęcie musiało być jeszcze przed wysłaniem weryfikowane przez ludzi, w związku z czym widzieli jej bieliznę. Kierująca przyznała, że popełniła błąd, używając telefonu podczas jazdy, ale nagana należy się nie tylko jej. Zaznaczyła, że sprawę nagłośniła po to, aby zapobiec podobnym niekomfortowym incydentom w przyszłości.

— mówiła zaniepokojona Australijka.

Czytaj także: Fotoradar rekordzista stoi na "zakręcie mistrzów". Zarejestrował ponad 20,7 tys. wykroczeń

Kobieta zgłosiła sprawę do prokuratury, jednak jej wniosek został odrzucony. Australijka nie odpuszcza, ponieważ jej zdaniem kobiety powinny mieć świadomość, że "ich bielizna może zostać sfotografowana".

Źródła: couriermail.com.au, "The Sun"

Ładowanie formularza...