- Wątpliwość w pojedynczym przypadku poruszyła lawinę: z czasem okazało się, że fotoradary "na lewych" papierach działają nie w jednym, a w wielu regionach Włoch
- Licznym obserwatorom przychodzi do głowy określenie "mafia fotoradarowa": prywatne przedsiębiorstwo czerpało zyski z wynajmu gminom urządzeń, które nie miały stosownych dopuszczeń
- W Polsce przez lata służby korzystały z urządzeń o co najmniej wątpliwych parametrach, budzących też szereg wątpliwości formalnych. A jednak u nas udało się ten problem "przeczekać"
Zaczęło się od pojedynczego postępowania w prowincji Cosenza, gdzie sędzia pracujący na wniosek prokuratury nad kwestią legalności lokalnych fotoradarów zlecił "aresztowanie" urządzeń do pomiaru prędkości dostarczonych gminie przez prywatną firmę. Pojawiło się podejrzenie, iż sprzęt służący do wykrywania i rejestrowania wykroczeń nie ma wymaganych dopuszczeń. Automatycznie podjęto decyzję o anulowaniu postępowań przeciwko kierowcom wszczętych na podstawie "urobku" podejrzanych fotoradarów.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
Wadliwe fotoradary działały prawie w całym kraju
Przeprowadzone dochodzenia pozwoliły ustalić nie tylko brak homologacji, lecz także istotne braki techniczne urządzeń. Szybko przeprowadzono "remanent" mający ustalić, jak wiele tego sprzętu działa w regionie. Uznano to za ważne nie tylko ze względu na "doraźną sprawiedliwość" i wymogi praworządności, lecz także z powodu ryzyka dużych strat finansowych: we Włoszech odszkodowania wypłacane niesłusznie posądzonym o wykroczenia nie należą do rzadkości.
Jak donosi włoska prasa, okazało się, że problem dotyczy sprzętu znajdującego się na terytorium całego kraju, w szczególności w różnych gminach i miastach takich jak Wenecja, Vicenza, Modena, Reggio Emilia, Pomarico, Cerignola, Pianezza, Piadena, Formigine, Arcola, Carlentini. W całym kraju zabezpieczane są podejrzane urządzenia zarówno służące do punktowego, jak i odcinkowego pomiaru prędkości. Ważne: nie dotyczy to wszystkich "fotopułapek", a jedynie tych, które nie mają stosownych homologacji i nie spełniają wymagań. Przedstawiciele firmy dostarczającej fotoradary dostali zarzut oszustwa w postaci dostarczenia wadliwego towaru na potrzeby instytucji publicznych.
W Polsce wadliwy sprzęt działał, aż się zużył
W tym kontekście warto przypomnieć, jak w Polsce przez lata działały fotoradary, które wprawdzie miały wymagane zatwierdzenie typu, jednak z czasem były wielokrotnie modernizowane (w miarę, jak nie były dostępne "zabytkowe" komponenty niezbędne do napraw i bieżącej produkcji), a wymagane dopuszczenia nie były aktualizowane.
W wielu wypadkach kierowcom udało się udowodnić wadliwe działanie tych urządzeń albo brak wymaganych dokumentów, co pozwoliło im uniknąć niesłusznej kary, jednak nigdy służby korzystające z fotoradarów nie zdecydowały się, ani nie zostały zmuszone do systemowego "zwinięcia" fotoradarów, które były co najmniej podejrzane.
Co innego we Włoszech: tam "terror praworządności" działa: skoro sprzęt nie spełnia wymogów albo jest podejrzenie, że nie spełnia wymogów, to nie wolno go używać. Proste.