• Grupa Pietrzak oficjalnie została najdalej wysuniętym na wschód dealerem Bugatti
  • Początki luksusowego imperium to marzenie rodziny Pietrzaków o salonie Ferrari
  • Obecnie Grupa Pietrzak skupia najbardziej ekskluzywne marki ze świata motoryzacji. Wśród nich są Ferrari, Maserati, Koenigsegg, Pagani oraz Bugatti
  • La Squadra — opisujemy, czym jest projekt życia Jakuba Pietrzaka
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie Onetu

Grupa Pietrzak została właśnie dealerem Bugatti. To ogromny sukces, więc poproszę Cię o komentarz w tej sprawie, ale zanim do tego dojdziemy, zacznijmy od początku. Jak to się stało, że firma twojej rodziny została dealerem Ferrari?

Mój ojciec od lat był pasjonatem i aktywistą na polskiej scenie samochodów sportowych. Tata stale nas inspirował i praktycznie cała rodzina marzyła o "Ferrari Pietrzak". Z kolei o względy w Maranello staraliśmy się kilka lat i to w czasie, kiedy ta marka miała przedstawiciela w Warszawie.

 Foto: Krzysztof Kaźmierczak / Auto Świat

A więc jak udało wam się przekonać Ferrari do współpracy?

Spełnialiśmy ważne dla Ferrari kryterium. Włosi chcą pracować z firmami, w których właściciele są personalnie zaangażowani. A my naprawdę kochamy te samochody i byliśmy gotowi podjąć rękawicę, nawet z nastawieniem, żeby "tylko do tego nie dokładać".

Czego potrzeba, żeby zostać dealerem Ferrari?

Trzeba spełnić mnóstwo warunków, ale ciekawe jest to, jak Ferrari bada rynek. Chodzi mniej więcej o to, żeby sprawdzić, ilu milionerów mieszka w danym regionie. Jeżeli ten wskaźnik jest na odpowiednim poziomie, to zaczynają się rozmowy.

Czyli w Katowicach jest wielu milionerów?

Okazuje się, że poza Warszawą to właśnie południe Polski obfituje w potencjalnych klientów La Squadry. Katowice są centralnym punktem pomiędzy Wrocławiem a Krakowem, więc to idealne miejsce. Zaprosiliśmy tu ludzi Ferrari. Chcieliśmy pokazać im, gdzie widzimy nowy salon. To było po przeciwnej stronie ulicy, tam, gdzie mamy siedzibę marek wolumenowych. Ale oni nie byli zachwyceni. Rozejrzeli się dookoła, popatrzyli na plac po drugiej stronie jezdni i spytali się, co to jest.

Chodzi o to miejsce, gdzie teraz jest salon?

Tak, ale wtedy odpowiedzieliśmy, że to nasz komis z używanymi autami i biuro dla dwóch osób. Na co oni stwierdzili, żebyśmy zrobili tam salon tymczasowy, a potem zbudujemy pełnowymiarową siedzibę. I tak powstał pierwszy salon Ferrari na Śląsku, o którym mówiliśmy żartobliwie "kurnik". Na samym początku byłem tam ja i Karolina Szulęcka, która do dziś jest dla mnie niezwykle ważną osobą i cenioną partnerką biznesową. Takie były skromne początki Ferrari, ale rozwijaliśmy się bardzo dynamicznie. Dwa lata później przejęliśmy warszawski salon i zbudowaliśmy go od nowa w okolicy lotniska Chopina. Potem powstała katowicka siedziba oraz restauracja La Squadra, a w międzyczasie pojawiały się nowe marki.

 Foto: lasquadra__/Instagram

Mówiłeś, że byliście gotowi na bardzo wiele wyrzeczeń i liczyliście się nawet z początkowym brakiem zysków.

Tak, ale szybko okazało się, że potencjał rynku jest dużo większy, niż zakładaliśmy. Od początku mieliśmy swoją filozofię sprzedaży — chcieliśmy roztoczyć nad klientami szczegółową opiekę i stworzyć niesamowite miejsce, gdzie będą się dobrze czuli. Tak powstały projekty Ferrari Family i przede wszystkim La Squadra. Potem nasi klienci zaczęli pojawiać się ze swoimi przyjaciółmi i oni też stawali się naszymi klientami...

No właśnie — La Squadra. Jedno ze skrzydeł siedziby to włoska restauracja o tej nazwie. Opowiedz proszę o tym pomyśle.

Kocham surfing i od dawna byłem pod dużym wrażeniem, jak jedna z australijskich firm z deskami prowadzi restauracje we wszystkich swoich siedzibach. Zainspirowałem się tym. Ale nie chcieliśmy otwierać nudnej kantyny. To miało być wyjątkowe miejsce, dlatego o pomoc poprosiłem Mammę Rosellę z Ristorante Montana. Mamma jest sercem legendarnej restauracji zlokalizowanej tuż obok siedziby Ferrari w Maranello. To tam jadał np. Michael Schumacher i to tam zwykle chodzimy na kolację po wizycie w fabryce. Można powiedzieć, że to jedna z atrakcji podczas zwiedzania Maranello. Co ciekawe, klienci często najcieplej wspominają właśnie biesiadę w Montanie i jedzenie Mammy Roselli.

 Foto: lasquadra__/Instagram

Jak udało ci się ją namówić do wsparcia w Polsce?

Lubię pyszne jedzenie, więc regularnie zaglądam do Ristorante Montana. Pewnego razu Mamma podeszła do mnie, żeby sprawdzić, kim jestem. Zrobiła to, bo zamówiłem piąte tiramisu i zastanawiała się, kto jest tym wariatem, który zjada tyle deserów. Teraz tiramisu wg przepisu Roselli można zjeść w Katowicach, ale są też inne autorskie potrawy z Ristorante Montana.

Wróćmy do samochodów. Czy Maserati i inne marki były w planach od samego początku?

Maserati zainteresowaliśmy się, dopiero kiedy firma ogłosiła wprowadzenie do oferty SUV-a Levante. To był produkt, który odpowiadał na potrzeby moich klientów i tak zaczęliśmy współpracę. Co ciekawe, od strony technicznej włączenie Maserati to było względnie proste zadanie. Wszystko dlatego, że ten producent ma wiele procesów oraz np. oprogramowanie dla dealerów wspólne z Ferrari.

A jak oceniasz ostatnie poczynania Maserati? Chodzi mi o modele MC20 i Grecale.

MC20 to tzw. "statement car", czyli pojazd wskazujący status marki. Włosi musieli pokazać, co potrafią i stworzyli genialną maszynę. Moim zdaniem jest to jedno z najlepszych aut sportowych ostatniego okresu. Niedługo pojawi się wersja Cielo z otwartym dachem. Chętnych nie brakuje, ja sam jestem właścicielem MC20. Grecale to zupełnie inny segment, ale na ten samochód wciąż tak naprawdę czekamy.

 Foto: Krzysztof Kaźmierczak / Auto Świat

Przeskoczmy na chwilę do "stratosfery". Jak to się stało, że zostaliście przedstawicielami Koenigsegga oraz Pagani, a teraz jeszcze Bugatti?

Szwedzka firma zainteresowała mnie głównie modelem Gemera. Zobacz, rynek samochodów czteroosobowych kończy się na pułapie cenowym ok. pół mln euro. Do tej pory nie było droższego auta zdolnego zabrać na pokład całą rodzinę. Ja uwierzyłem w potencjał innowacyjnej, dwudrzwiowej Gemery z czterema miejscami i zupełnie nowego segmentu hyper gt. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale nie zawiodłem się.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Poznałeś Christiana von Koenigsegga i Horacio Pagani. Jacy oni są, czym się od siebie różnią?

Wiesz co, nie czuje się na tyle mocny żeby ich opisywać. Z pewnością łączy ich brak noszenia garnituru. A tak poza tym, to każdy z nich ma inny pomysł na markę. Jak dobrze wiesz, obie wizje zostały ciepło przyjęte przez rynek.

A jak to się stało, że Pagani jest w Warszawie, podczas gdy główna siedziba to Katowice?

To była decyzja Horacio. Zaproponowaliśmy mu Katowice lub Warszawę i wybrał stolicę. Ale wiesz, to nie ma aż tak kluczowego znaczenia. W dużym stopniu jest to po prostu punkt kontaktowy dla klientów. My każdego traktujemy indywidualnie i chcemy, żeby każdy klient odwiedził fabrykę. Dbamy o najdrobniejsze szczegóły i jesteśmy dla naszych klientów dostępni, wtedy, kiedy oni tego potrzebują.

 Foto: lasquadra__/Instagram

Co masz na myśli?

Członkowie rodziny La Squadra, czyli właśnie klienci, to w większości bardzo zajęci ludzie. Samochody to dla nich pasja i poświęcają się jej w wolnym czasie. Dlatego jest dla nas ważne, żebyśmy byli dostępni wieczorami oraz w weekendy. Ogromną zaletą jest też restauracja — tutaj mogą poczuć się swobodnie — a my możemy porozmawiać z nimi o interesach albo wspólnie obejrzeć Grand Prix.

Słyszałem, że oglądanie F1 w La Squadra to tradycja.

Tak, te spotkania przyciągają mnóstwo pasjonatów, ciężko o miejsce siedzące. Faktycznie powoli staje się to tradycją. Musisz kiedyś przyjechać i zobaczyć to na własne oczy.

Teraz w restauracji będą jadać również klienci Bugatti. Jak skomentujesz współpracę Grupy Pietrzak z najbardziej luksusową marką motoryzacyjną świata?

Dla mnie La Squadra i jej portfolio to dzieło życia. Na świecie nie ma drugiego takiego miejsca, gdzie byłyby te konkretne marki pod jednym dachem. Bugatti jest dla mnie ukoronowaniem drogi, którą obraliśmy dla firmy dekadę temu. Znam Mate Rimaca kiedy usłyszałem o planach połączenia, to poprosiłem go o możliwość skontaktowania się z ekipą z Bugatti i porozmawiania na temat możliwości sprzedaży w Polsce. Teraz jesteśmy najdalej na wschód wysuniętym dealerem Bugatti.

 Foto: lasquadra__/Instagram

Znasz Mate. Dla mnie pan Rimac to ucieleśnienie sukcesu w branży motoryzacyjnej. Opowiedz proszę o nim.

Z Mate poznałem się w Zagrzebiu na długo przed fuzją jego firmy z Bugatti. Dostawałem zaproszenia na legendarne imprezy Rimaca i trzymamy ze sobą kontakt do dziś. Ja bardzo kibicuję jego wyjątkowej karierze. Fakt, że teraz jest na czele Bugatti znacznie uprzyjemnił proces tworzenia polskiego oddziału tej marki.

Mate Rimac to hypercary Bugatti, ale przede wszystkim elektryczne bestie Rimac. Czy te pojazdy również znajdą się w ofercie Grupy Pietrzak?

Nie chciałbym tego komentować, ale skojarzenia są dość oczywiste. Domyśl się!

Chciałbym jeszcze na chwilkę wrócić do Ferrari. Czy to prawda, że nie każdy może kupić auto tej marki, nawet jeśli ma pieniądze?

Nie dotyczy to wszystkich modeli, ale to prawda. Najbardziej limitowane modele proponowane są lojalnym klientom Ferrari. W Maranello patrzą na to, kto naprawdę kocha swoje auta, pokazuje się w nich i faktycznie je kolekcjonuje. Klient, który kupił 10 Ferrari tylko po to, żeby je chwilę drożej sprzedać, to prędzej trafi na czarną listę niż do grona odbiorców limitowanych maszyn.

Ludzie kupują superauta, żeby je drożej sprzedawać?

Jest takie zjawisko. W Europie sprzedaż pojazdu drożej niż w cenniku jest zabroniona i jeśli popyt przewyższa podaż, to wykorzystują to handlarze. Zarówno my, jak i producenci, których reprezentujemy, staramy się z tym walczyć.

Porozmawiajmy chwilę o bieżących tematach w świecie motoryzacji. Czy marki luksusowe dotknął kryzys półprzewodników?

Moim zdaniem, nie. Np. na samochody Ferrari zawsze trzeba było czekać i kryzys nic tutaj nie zmienił. Włosi świetnie poradzili sobie z tym problemem. Również producenci hiperaut nie zgłaszali opóźnień. W kontekście dostaw części mniejszym firmom jest po prostu łatwiej.

A jak podchodzisz do tematu elektryfikacji?

Chciałem zrozumieć, jak to jest jeździć Teslą. Poruszałem się takim samochodem pół roku. Jest dobry na krótkich dystansach. Dalsze podróże są kłopotliwe i martwię się o zbyt wolno rozrastającą się infrastrukturę. Budujemy obiekt w Warszawie i chcemy mieć tam ładowarki. Okazuje się, że jest to niewyobrażalny problem już na etapie administracyjnym. Z takim podejściem ładowarek zawsze będzie zbyt mało.

Jaka jest przyszłość Grupy Pietrzak? Kontraktując Bugatti, osiągnęliście już praktycznie wszystko.

Gdy zaczynaliśmy z Ferrari w "kurniku" byliśmy we dwoje. Teraz mamy kilka lokalizacji, w tym flagową w Katowicach oraz ogromną bazę klientów. Nasza praca to nie tylko sprzedaż samochodów. Klient kupuje styl życia. My chcemy zadbać o ten styl życia pod marką La Squadra. Nie jest to trudne, ponieważ panuje u nas doskonała atmosfera. Moi ludzie po prostu chcą tu pracować, to coś więcej niż oferuje zachód...

Zachód? Co masz na myśli?

Kupujemy np. używane supercary od zachodnich firm i wiesz co, większości z tych przedstawicielstw po prostu się nie chce. Ta niechęć przechodzi na klienta. Ja chcę tego uniknąć. Robimy tutaj biznes — oczywiście, ale nasza praca jest też dla nas pasją. Chcemy być rozpoznawalni. Klient jak trafia do jednej z naszych marek, to staje się członkiem rodziny La Squadra i jest na bieżąco ze wszystkim, co oferujemy.

Czy to prawda, że na dachu salonu jest lądowisko dla helikopterów?

U Koenigsegga w Szwecji można wylądować samolotem przy samej fabryce. Do La Squadry można przylecieć helikopterem — mamy na dachu lądowisko. Ja oraz mój tata jesteśmy pilotami i zależało nam na tym aspekcie.

Widziałem, że jest tam również pasieka.

Tak. Na dachu salonu mieszkają pszczoły i produkują miód, Katowicki Miód. Musisz koniecznie go spróbować, ponieważ jest naprawdę pyszny.

Mam jeszcze jedno pytanie. Masz kontakt z wyjątkową motoryzacją. Jakie jest twoje ulubione auto?

Moim zdaniem na prawdziwą radość z motoryzacji składa się dużo więcej niż tylko samochód. Tutaj chodzi o cały "experience", czyli emocje katalizowane przez maszynę. I ja najbardziej cenię sobie experience, który daje mi klasyczne Renault R8 Gordini. Uwielbiam go!

 Foto: Krzysztof Kaźmierczak / Auto Świat