Spacerując wśród aut z Grupy Volkswagena łatwo nagle krzyknąć „Countach”! I nie będzie ono oznaczało wyłącznie nazwy kultowego Lamborghini, bo to również piemonckie zawołanie wyrażające zachwyt. Podobno od tego słowa wzięła się nazwa tego modelu, po tym, jak wykrzyknął je pracownik studia projektowego Bertone po zobaczeniu modelu w skali 1:1. Jak inaczej zareagować na widok klasycznego supersamochodu z drzwiami unoszonymi do góry, gwiazdy plakatów i popkultury z lat 80.? No właśnie.
Lamborghini Countach w Radomiu – aż nie chce się wierzyć
W dodatku nie jest to „zwykły” Countach z zaledwie 1938 wyprodukowanych sztuk. To egzemplarz, który użytkował założyciel marki Ferrucio Lamborghini. Auto ma nawet te same rzymskie tablice rejestracyjne, które można zauważyć na archiwalnych zdjęciach. Do polskiego właściciela ten biały kruk (dosłownie) trafił z rąk innego kolekcjonera, który odkupił samochód bezpośrednio od Patrizi Lamborghini, córki Ferruccio. Co za historia!
Jak powiedział Robert Nowakowski, Wiceprezes Zarządu salonu Ster w Radomiu, widok tego auta wprawia wszystkich w osłupienie: „Samochód wywołuje mnóstwo pozytywnych emocji. Każdy kto wchodzi do naszego salonu jest zaskoczony, a uczucie to jest jeszcze bardziej potęgowane w momencie, kiedy dociera do nich informacja o historii i pochodzeniu tego konkretnego egzemplarza”.
Lamborghini Countach w Radomiu – poprzednik Diablo
Lamborghini Countach w wersji LP400S pochodzi z 1980 r. i jest napędzane sinikiem V12 o pojemności 3,9 litra i mocy 350 KM. Dwudrzwiowe coupe, będące następcą Miury i poprzednikiem Diablo, była produkowane od 1974 aż do 1990 r.
Wyjątkowy Countach po kompletnej renowacji nie jest do kupienia. Jego obecny właściciel nie wyklucza, że auto będzie można spotkać również na drodze oraz na specjalnych zlotach, bo to w pełni sprawny egzemplarz.
Lamborghini w Radomiu – nie pierwsze i nie ostatnie?
Countach LP400S to nie pierwszy okaz marki Lamborghini (od 1998 r. należy do Audi, wchodzącej z kolei do Grupy Volkswagen) wystawiony w radomskim salonie. Wcześniej można było w nim podziwiać Miurę SV z 1971 r. W dodatku, jak informuje Robert Nowakowski: „W najbliższym czasie może pojawić się jeszcze jeden tego typu egzemplarz. Dlatego zachęcam do zaglądania na nasze profile w mediach społecznościowych lub bezpośrednio do naszego salonu”.