Podróżując autostradą nr 50, kierujący Teslą Model S zjechał na pas awaryjny. Spostrzegł bowiem niepokojącą usterkę — wkrótce piękne i bardzo kosztowne sportowe auto zaczęło płonąć.

Uczestnicy ruchu drogowego, którzy 28 stycznia br. podróżowali drogą przez Rancho Cordova (w Kalifornii) w godzinach popołudniowych, byli świadkami tego niecodziennego zdarzenia. Jak wyjaśnia "The New York Post", posługując się informacjami udzielonymi przez straż pożarną z Sacramento, do zapłonu miało dojść "spontanicznie".

By ugasić pożar, zużyto ponad 22,7 tys. litrów wody — tak duża ilość wody potrzebna jest, by obniżyć temperaturę baterii. Serwis autoblog.com wyjaśnia, że strażacy umieścili Teslę na podnośniku. "Załoga z powodzeniem ugasiła pożar, stosując proces zalecany przez samą Teslę" — wyjaśnia źródło.

Zaledwie 5 pojazdów elektrycznych na miliard mil

Po sieci krążą zdjęcia pojazdu, który, strawiony przez żywioł, przestał swoim wyglądem przypominać Teslę. Lokalni strażacy stwierdzili nawet, że gdyby nie koła, nie dałoby się rozpoznać, co tak naprawdę płonęło na kalifornijskiej autostradzie — podaje "The New York Post". Warto dodać, że Model S prosto z fabryki kosztuje ponad 550 tys. zł.

I choć tego rodzaju usterka w elektrycznym pojeździe zawsze wywołuje w Internecie poruszenie, to jednak trzeba wspomnieć, że przydarza się ona niezwykle rzadko. Wystarczy spojrzeć na dane Tesli, z których wynika, że w USA na miliard przejechanych mil (ok. 1,6 mld km), zaledwie pięć pojazdów, w których pojawił się pożar, to samochody elektryczne. Gdy zestawimy to z pojazdami benzynowymi, okazuje się, że tych jest 11 razy więcej — to aż 55 sztuk.

Źródła: nypost.com, autoblog.com, driveelectriccolorado.org, Twitter