- W Niemczech kierowcy nie są ostrzegani o obecności fotoradarów znakami, a same fotoradary często wtapiają się w tło, utrudniając ich dostrzeżenie
- Jeden z niemieckich kierowców zaparkował przyczepę kempingową tuż przed fotoradarem, uniemożliwiając tym samym pomiar prędkości
- Przyczepa została później usunięta zgodnie z przepisami, dzięki czemu kierowca nie został ukarany
Fotoradary były i są postrzegane przez kierowców jako sposób na wyciąganie pieniędzy. Kierujący ignorują jednak to, że urządzenia co do zasady nie robią "pamiątkowych" zdjęć za sam fakt poruszania się po drodze, tylko rejestrują przypadki łamania przepisów. W Polsce i tak margines przekraczania prędkości jest wystarczająco duży, aby nie mieć obaw o przypadkowe zdjęcie z fotoradaru. Inaczej wygląda to jednak np. w Niemczech.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoFotoradary w Niemczech nie dość, że nieoznakowane, to jeszcze mobilne
U naszych zachodnich sąsiadów kierowcy muszą brać pod uwagę fakt, że o obecności fotoradarów nie informują żadne znaki. Cóż, ustawodawca wychodzi z założenia, że przepisów trzeba przestrzegać cały czas, a nie tylko w wybranych miejscach. Efekt? Czasami fotoradary ustawiane są w odległości nawet kilkuset metrów od siebie. Nie zmienia to faktu, że kierujący, którzy często lub regularnie poruszają się danym odcinkiem, wiedzą już o tym, gdzie urządzenia są ustawione. Ale służby i na to znalazły sposób.
W Niemczech dość powszechnym rozwiązaniem są nie tylko urządzenia stacjonarne, lecz także fotoradary, które można określić mianem półmobilnych. To dosyć duże konstrukcje, które wyglądem przypominają przyczepę i jak informuje serwis El Debate Motor, czasami nazywane są "radarami pralkami", bo wizualnie przywodzą na myśl sprzęt gospodarstwa domowego. O ich skuteczności decyduje m.in. to, że mają koła, dzięki czemu można co pewien czas zmieniać ich lokalizację.
Przyczepa koło przyczepy — legalny sposób neutralizacji fotoradaru
Okazuje się, że jeden z kierowców w Niemczech, najwyraźniej zbulwersowany obecnością urządzenia, znalazł prosty, a przy tym skuteczny — i co ważne legalny — sposób na zneutralizowanie fotoradaru. Tym było zaparkowanie przyczepy kempingowej bezpośrednio przed urządzeniem. Dzięki temu bez jakiejkolwiek ingerencji w fotoradar i jego niszczenie obywatel uniemożliwił pomiar prędkości i zrobienie jakiegokolwiek zdjęcia.
Jak dowiadujemy się z wpisu na Instagramie, rzecznik miasta Rottweil, w którym miała miejsce opisana sytuacja, przyznał, że mieszkańcowi nie grozi żadna grzywna z tego tytułu. Parkowanie w tym miejscu było dozwolone, a zgodnie z przepisami po pewnym czasie przyczepa została usunięta, uniemożliwiając nałożenie jakiejkolwiek kary. Rzecznik przyznał, że co do zasady przyczepy z fotoradarami ustawiane są tak, aby nie dało się ich zasłonić innym pojazdem, ale w tym przypadku kierowca wykorzystał istniejącą lukę.
- Przeczytaj także: Rowerzysta jak pieszy. Ale tylko w tych trzech przypadkach